Wyobraźcie sobie piękny, jesienny las: różnobarwne drzewa szumią na wietrze. Resztki liści pokrywają jeszcze gałęzie, większość leży na ziemi, tworząc iskrzący kolorami, puszysty dywan. A teraz przywołajcie zapach takiego lasu… Dokładnie taka scena – jak najbardziej realna, nie wyobrażona – miała miejsce podczas pokazu Chanel na sezon jesień–zima 2018/2019. Widowisko było równie poetyckie, co kontrowersyjne. Ugrupowanie Francja, Natura, Środowisko (FNE), zrzeszające francuskich ekologów, od razu zareagowało, nazywając pokaz Chanel absurdalnym. W komunikacie mogliśmy przeczytać: „Afirmowanie natury nie może polegać na tym, że wydziera się drzewa z ich naturalnego krajobrazu po to tylko, by dla uciechy oczu i sensacji gawiedzi wywieźć je na parę godzin do miasta na pokaz mody. Skandal!”. Odpowiedź słynnego domu mody była natychmiastowa: „Otrzymaliśmy wszelkie niezbędne zezwolenia na ścięcie drzew i ich wywóz w nową przestrzeń. Marka Chanel zobowiązała się też do posadzenia 100 dębów w gminie La Perche w centralnej Francji”. Wojna Chanel i FNE na argumenty, oskarżenia i lamenty w mediach społecznościowych dowodzi, jak wrażliwi stali się ludzie na tematy związane z ekologią. Kto wie, być może ta dyskusja posłuży za punkt wyjścia do zmian w podejściu do ochrony i poszanowania dóbr natury, jakie należałoby przeprowadzić w świecie krawiectwa? Ale czy rzeczywiście środowisko mody zaczyna zdawać sobie sprawę z wagi problemu? I z tego, że bez środowiska naturalnego po prostu nie zdoła przetrwać? 

 

Podczas tego samego tygodnia mody dwa inne domy zaprezentowały zgoła odmienne podejście do spraw ekologii. Firma Lacoste zapowiedziała trzyletnią współpracę z Międzynarodową Unią Ochrony Przyrody (IUCN). Dyrektor kreatywny marki, Felipe Oliveira Baptista, zaprojektował nową koszulkę polo, na której słynnego krokodyla w logo zastąpili przedstawiciele zagrożonych gatunków. Powstało 10 wariantów nowej koszulki, m.in. z iguaną z wyspy Anegada. – To nasz sposób na działania proekologiczne w 2018 roku – wyjaśnił portugalski projektant. – Bardzo dużo obiecuję sobie po partnerstwie z IUCN. Od dawna czułem, że muszę coś zrobić dla zwierząt, którym grozi wyginięcie. Nie mamy czasu, by czekać, aż politycy zaczną działać. Nie wierzę w ich zapewnienia. Musimy coś zrobić, tym bardziej że jako przedstawiciele przemysłu odzieżowego nie jesteśmy uczciwi wobec zwierząt i natury. Bądźmy szczerzy: haniebnie zanieczyszczamy środowisko, nie szanujemy innych gatunków. Najgorsze, że nie mamy odwagi się do tego przyznać. Jedyne, na czym nam zależy, to jeszcze większy rozgłos, rozmach i przychylność mediów. To okrutny biznes, który ma niewiele wspólnego z pięknem – wyznał Felipe Oliveira Baptista. Jak się okazało, decyzja marki Lacoste spotkała się z błyskawicznym odzewem dziennikarzy – zwierzęta z koszulek polo: papuga kakapo, gibon caovit i tygrys sumatrzański, trafiły na pierwsze strony gazet. 900 egzemplarzy koszulek z pierwszego pokazu zarezerwowanych na rynek europejski wyprzedało się w ciągu 24 godzin.


Z kolei Balenciaga zainicjowała zupełnie inną akcję – marka ogłosiła wsparcie dla Światowego Programu Żywnościowego (WFP), agencji działającej przy ONZ. Słynny dom mody już wcześniej przekazał 250 tysięcy dolarów darowizny na rzecz organizacji, a teraz ogłosił, że wpływy ze sprzedaży specjalnej zimowej kolekcji, w której skład wchodzą kolorowe czapki, wiatrówki i  bluzy z logo WFP, mają zostać przelane również na jej konto. Slogan towarzyszący tej inicjatywie brzmi: „Ratowanie życia, zmienianie życia”. Przeprowadzone niedawno przez State of Food Security and Nutrition badania potwierdzają, że zmiana klimatu jest przyczyną głodu ponad 800 milionów ludzi. Demna Gvasalia, pochodzący z Gruzji dyrektor kreatywny Balenciagi, przekonuje:

„Moda nie musi służyć wyłącznie zakrywaniu ciała. Może przysłużyć się czemuś większemu, słuszniejszemu”. 


Czy współcześni projektanci mody stali się ambasadorami ekologii? Wydaje się, że dziś nie można inaczej – żadna marka produkująca ubrania nie utrzyma się długo na rynku bez ujawnienia m.in. sposobu pozyskiwania i wykorzystywania dóbr natury, darowizn na rzecz organizacji ekologicznych i podejścia do idei zrównoważonego rozwoju. Szwajcarska firma Chopard ogłosiła, że od lipca zacznie używać do wytwarzania zegarków i biżuterii złota pozyskanego w 100 proc. w sposób etyczny i legalny. Z kolei G-Star we współpracy z Jadenem Smithem wprowadza na rynek ekologiczne dżinsy barwione obojętnym dla planety indygo i z tkaniny, która ma certyfikat jakościowy Cradle to Cradle. To oznacza, że jej produkcja nie tylko nie wpłynęła negatywnie na kondycję ekosystemów, lecz także skorzystały na niej społeczności, które się nią zajmują. Jeszcze jeden przykład: firma H&M niedawno naraziła się na krytykę, paląc stosy ubrań, których nie zdołała sprzedać. Teraz szwedzki koncern odzieżowy stara się polepszyć swój wizerunek i wprowadza dwa nowe materiały, które będzie wykorzystywać w swoich fabrykach: srebro z recyklingu i nylon Econyl, czyli włókno wykonane w 100 proc. ze starych sieci rybackich.

Czytaj też: H&M Conscious Exclusive 2018>>>

Rzeczywiście nastąpił punkt zwrotny – potwierdza Nathalie Ruelle, profesor i ekspert we Francuskim Instytucie Mody. – Ludzie stali się bardziej świadomi i na pewno są lepiej wyedukowani w sprawach ekologii. Profesor Ruelle zwraca uwagę na wiele różnych czynników, które zadecydowały o zmianie nastawienia świata mody do ochrony środowiska naturalnego: – Mamy do czynienia z przebudzeniem tej branży, co jest o tyle ważne, że dotychczas projektanci mody raczej ignorowali sprawy ekologii. A świat mody był drugim, zaraz za przemysłem petrochemicznym, sektorem gospodarki mającym najbardziej niekorzystny wpływ na przyrodę. Dobrze, że nastawienie firm uległo zmianie i włączą się one w ochronę środowiska.

Oprócz regulacji prawnych ważne jest nastawienie klientów, którzy za pomocą mediów społecznościowych sprawdzają przejrzystość ulubionych firm. Okazuje się, że konsumenci coraz częściej chcą znać filozofię marki, wiedzieć, jak został pozyskany surowiec, gdzie uszyto ich wygodne spodnie albo kto wykonał te piękne hafty na kaftaniku dla nowo narodzonego bobaska (ojej, metka z Bangladeszu…)? Tu liczą się fakty. Millennialsi bardziej niż jakiekolwiek inne pokolenie mają wpływ na branżę mody: kształtują ją i szybko weryfikują jej działania. Czegoś takiego jeszcze nie było – roczny raport o modzie wskazał na to, że 66 proc. millennialsów chce wydawać więcej na marki, które nie boją się polityki przejrzystości. Żadna wcześniejsza generacja nie przywiązywała do tego faktu tak wielkiej wagi.

– To są dzieciaki urodzone już po tym, jak media i organizacje ekologiczne ogłosiły kryzys środowiska – mówi Anaïs Dautais, założycielka i dyrektor kreatywna Les Récupérables. To kolektyw marek m.in. z Francji, USA i Korei Południowej skupiony na upcyklingu, czyli przyjmowaniu zużytych przedmiotów, materiałów i surowców oraz przetwarzaniu ich w nowe rzeczy, dawaniu im drugiego (i trzeciego) życia. – Millennialsi już w szkole mieli do czynienia z ekoedukacją. Dowiedzieli się o takich zjawiskach jak pustynnienie czy topnienie lodu arktycznego. Dorastali z tą wiedzą, w poczuciu, że to człowiek jest odpowiedzialny za dewastację środowiska. To budzi ich niepokój, sprawia, że desperacko chcą się zaangażować – twierdzi 30-letnia Dautais, przyznaje też, że otrzymuje setki listów od młodych ludzi związanych z modą, którzy chcą z nią pracować. Warto również samemu sobie zadać kilka pytań. Co dzieje się z tonami odzieży produkowanej co roku, kupowanej kompulsywnie za niewielkie pieniądze? Co dzieje się z używaną odzieżą, która nie podlega recyklingowi? Jest spalana albo transportowana do Afryki, ale to nie jest do końca dobre rozwiązanie, bo w ten sposób wypiera się lokalnych producentów. Działacze i aktywiści w Les Récupérables propagują zasady tzw. gospodarki obiegu zamkniętego – pewne przetworzone dobra, m.in. ubrania, mogą krążyć po świecie w zasadzie w nieskończoność, do ich całkowitego zużycia. Mają jednak nadzieję, że znajdą jeszcze lepszy model, właśnie przez wzgląd na lokalnych przedsiębiorców. Idea takiej ekonomii stała się wzorem godnym naśladowania dla wielu młodych marek, które chcą współuczestniczyć w procesie. Nie tylko pragną współtworzyć modę – chcą współkreować trend na bycie eko. Zrzeszone w Les Récupérables marki nie mogą prowadzić nieetycznych działań wbrew normom i poszanowaniu środowiska, muszą też stosować się do zasad polityki przejrzystości.

Droga jest długa i kręta, ale iskierka nadziei się tli, a być może już niedługo zapłonie. Do głosu dochodzi nowe pokolenie, lepiej wyedukowane pod względem ochrony środowiska, a przełom technologiczny może pomóc zbudować czystszy i bardziej legalny przemysł włókienniczy czy – szerzej – modowy. Carmen Busquets, analityczka rynku mody, twierdzi, że przede wszystkim trzeba zacząć prowadzić badania rynku. Tylko to sprawi, że lepiej zrozumiemy mechanizmy rządzące światem mody i przemysłu tekstylnego. Będziemy mogli też przeciwdziałać wielu niepokojącym zjawiskom. – Sektor mody budzi dzisiaj wiele kontrowersji nie tylko ze względu na procesy wytwórcze czy brak polityki recyklingu. Zatrudnia także tanią siłę roboczą w krajach borykających się z takimi problemami jak ubóstwo czy wyzysk nieletnich – dodaje. 

No właśnie, wspaniale, że młode, małe firmy, przestrzegając zasad i norm etycznych, nie chcą działać na szkodę środowiska, ale co z gigantami? Największe firmy do tej pory raczej nie zestawiały z sobą takich haseł jak „moralność” i „moda”. Wydaje się, że to te najsłynniejsze i najbardziej luksusowe domy mody mają najcięższą pracę do wykonania. Przede wszystkim powinny zredukować emisję zanieczyszczeń uwalnianych do atmosfery i lepiej kontrolować linie produkcyjne. Muszą rozpocząć nadzór nad pozyskiwaniem surowców, które potem wykorzystują w swoich kolekcjach. Każdy etap powinien trzymać etyczne normy. Powraca też od lat marginalizowana kwestia: co zrobić z towarami zalegającymi na półkach w magazynach?

W 2012 roku Louis Vuitton Moët Hennessy (LVMH), francuski koncern z siedzibą w Paryżu, uruchomił sekcję LIFE (LVMH Initiatives For the Environment) i wskazał cztery najważniejsze cele, które mają zostać zrealizowane do 2020 roku. Alexandre Capelli, dyrektor do spraw zrównoważonego rozwoju koncernu, wyjaśnia: – Chcemy chronić środowisko, ale równocześnie poprawić wydajność. Pragniemy zwiększyć ją o 70 proc. przy zachowaniu najwyższych standardów ekologicznych i etycznych. Priorytetowo zamierzamy zmniejszyć emisję węglowodorów o 25 proc. w porównaniu z 2013 rokiem. Zamierzamy przejść wyłącznie na żarówki LED we wszystkich naszych sklepach i podczas szkoleń, chcemy też lepiej kontrolować swoich dostawców surowców, farb do materiałów czy drobnych wytwórców – w ten sposób zwiększymy ekologiczną efektywność przynajmniej o 10 proc. w nadchodzącym czasie. Musimy zrobić wiele małych kroków, by udał nam się jeden duży skok w przyszłość. 

Odpowiedzialność w modzie to nowe zjawisko. Rozwija się skokowo. W maju zeszłego roku wydarzenie, które miało miejsce w Kopenhadze – Fashion Summit – nazwano „najważniejszą biznesową inicjatywą dotyczącą przejrzystości i czystych intencji w przemyśle odzieżowym”. Ten zjazd przyciągnął wszystkie liczące się w świecie mody nazwiska. Stworzono kodeks gospodarczy, który został podpisany przez czołowych graczy tej branży, takich jak: H&M, Adidas, Target i Kering. – Chcielibyśmy stworzyć system wtórnego obiegu tkanin. Po pewnym okresie eksploatacji byłyby one ponownie wykorzystywane i poddawane obróbce. Dzięki temu nie zalegałyby w magazynach. To recykling na miarę 2020 roku – mówi Eva Kruse, prezes i dyrektor generalna szczytu Global Fashion Agenda (GFA). – Oto kilka liczb na wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości, jak poważna jest sytuacja. Jeśli globalna populacja wzrośnie do 8,5 miliarda ludzi do 2030 roku, tak jak szacuje to ONZ, ogólna konsumpcja odzieży podskoczy o 63 proc. Dziś na całym świecie produkuje się 62 miliony ton odzieży rocznie, w 2030 roku będzie to 102 miliony ton (dane: „Pulse of Fashion Industry 2017”, raport przeprowadzony przez GFA i Boston Consulting Group). To odpowiednik ponad 500 miliardów koszulek, z czego 400 miliardów ostatecznie wyląduje na śmietnikach lub w magazynach (dane: GFA). Ta perspektywa jest przerażająca.

Na szczycie w Kopenhadze padły jeszcze inne ważne słowa. Otóż w całej tej wolcie, która dokonuje się w świecie mody, nie chodzi o to, by kogokolwiek pouczać czy dawać moralne lekcje. Najważniejsze to wytyczać kierunki zmian i dawać dobry przykład, przewodzić w inicjatywach eko. Odpadną ci, którzy nie wezmą pod uwagę zmieniającego się… klimatu (w dosłownym i metaforycznym znaczeniu). Zaplanowany na 2018 rok zjazd przedstawicieli świata mody w Kopenhadze zakłada omówienie priorytetowych działań. Siedem punktów zrównoważonego rozwoju dla liderów branży mody to m.in. identyfikacja i nadzór nad siatką dostaw i dostawców czy efektywniejsze wykorzystanie wody, energii i chemikaliów. Eva Kruse przekonuje: – Przestrzeganie tych zasad będzie należało do obowiązków dyrektorów generalnych. To oni muszą zrobić porządek na najwyższych piętrach swoich firm – chodzi o odgórne narzucenie pewnego sposobu myślenia i rozwiązań, a także zwiększenie świadomości, czujności i empatii wobec świata. Wierzę, że na empatię jest miejsce nawet w świecie mody i biznesu. I żeby było jasne – to nie jest misja filantropijna. Oczywiście chcemy pomóc uchronić naszą planetę od katastrofy, ale wszystko to ma bezpośredni związek z rozwojem naszych firm i ich przyszłością. Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej.

Większość marek zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, jak dużo może zyskać dzięki wdrożeniu polityki zrównoważonego rozwoju. Dzięki temu zajmą pustą dotychczas niszę rynkową i zwrócą uwagę tych klientów, którzy szukają dodatkowych wartości w konsumpcyjnym świecie. Tym bardziej że wielu ludzi jest przytłoczonych mnogością towarów i nieskończoną możliwością wyboru, od lat rośnie w nich przekonanie, że kupują za dużo. 

W Muzeum Wiktorii i Alberta, największym muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego w Londynie, do stycznia 2019 roku można oglądać wystawę „Fashioned from Nature”, która bada związki między modą a naturą. – Świętujemy innowacyjność i kreatywność mody, afirmujemy też jej połączenia ze światem przyrody – wyjaśnia Edwina Ehrman, kuratorka wystawy. – Przy okazji wskazujemy na rolę aktywistów, którzy od lat budują współzależność między dwoma odległymi przestrzeniami, jakimi są moda i natura. Pomagają też wychowywać kolejne pokolenia w przekonaniu, że bez wsparcia, zaangażowania i dobrej woli ludzi na całym świecie nic nie osiągniemy – stracimy dobra naturalne i planetę, czyli fundament naszego życia. Ekologia nie oznacza jednak, że musimy być źle ubrani – śmieje się. – Reformatorzy w myśleniu o modzie od dawna alarmują o zgubnym wpływie przemysłu tekstylnego na środowisko naturalne, ale również szukają rozwiązań. Ta wystawa to swoisty ukłon złożony w ich stronę: mowa tu zarówno o założycielach i działaczach Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, jak i o postępowych, ekologicznie wyedukowanych projektantkach, jak Stella McCartney i Vivienne Westwood. 

Czytaj też: Wystawy o modzie na lato 2018 - nasze TOP 9>>>

Czy zatem miejsce w pierwszym rzędzie na pokazie mody udekorowanym prawdziwymi, przywiezionymi z lasu drzewami wciąż powinno być takim fetyszem? Może lepiej iść do muzeum na wystawę dokumentującą i wychwalającą ekologiczną modę – ekoświadomą i ekotrendy?