Tuz kina. Żelazna Dama srebrnego ekranu. Kobieta, która onieśmieliła samą Annę Wintour. W Wenecji pojawiła się, aby promować najnowszy film Stevena Soderbergha „The Laundromat”, w którym będziemy mogli zobaczyć ją już we wrześniu. To kolejna produkcja Netflixa w gwiazdorskiej obsadzie (Streep towarzyszy na ekranie m.in. Gary Oldman). Film opowiada o aferze Panama Papers. „To historia przykrego żartu z nas wszystkich. /…/ Niektórzy ludzie za to zginęli. Ten film jest chwilami bardzo zabawny, lecz przede wszystkim bardzo ważny” – powiedziała aktorka podczas festiwalowej konferencji prasowej.
Trudno nie spodziewać się pozytywnych opinii o kreacji Streep (bo czy zdarzyły się jej inne?). Nie można też nie dostrzec kreacji, w której zjawiła się na czerwonym dywanie. Pamiętacie scenę z „Diabeł ubiera się u Prady” – „It’s not blue, it’s not turquoise, it’s not lapis – it’s actually cerulean”? Właśnie ceruleum to odcień sukni Givenchy, wybranej przez Streep. Barwne plamy, naniesione na tkaninę niby malarskim pędzlem inspirowane były wzorami japońskich waz. Spośród kolorów aktorka wyłuskała żywą czerwień i dobrała do sukienki szpilki w takim odcieniu. Dodatki? Kwadratowe okulary przeciwsłoneczne i kolczyki koła, które całej stylizacji przydają włoskiej sprezzatury. Jeśli chcecie poczuć się jak Meryl Streep, spieszcie się – suknia jest jeszcze dostępna na stronie Net-a-porter, ale prawie wyprzedana. Alternatywnie możecie też przejść się po czerwonym dywanie z nonszalancją, której nie powstydziłyby się Włoszki.