Przestrzeń

Mam wrażenie, że dużo zależy od naszej wolności. Od przestrzeni, którą sobie otworzymy. Mnie zawsze ciągnęło do świata. Jeszcze kiedy był on dla nas zamknięty, dostałam od kogoś ELLE i magazyn „Martha Stewart Living”. Zobaczyłam, że jest kobieta, dla której kuchnia i wnętrze to przestrzeń kreatywna, a ELLE jest światem… Oglądałam je przed snem. Starałam się nakarmić tą wolnością, modą i twórczością. To dzięki ciekawości świata otworzyłam pierwszą w Polsce ekologiczną restaurację Nowe Miasto. A to, że jedzeniem nie zajmowałam się dosłownie, sprawiło, że w Zamku Ujazdowskim powstała Qchnia Artystyczna. Nie wiedziałam, czy to się uda, ale pomyślałam, że tu jest pięknie, jest powietrze, przestrzeń. Restauracja jest dla mnie jak pudełko, do którego wkładam, z którego wyjmuję. To, jak wygląda Qchnia, traktuję jako jedną z odsłon. Kręciło mnie, że codziennie mogę coś zmieniać. A ludzie to pokochali.

Talerz

Wyszłam z kuchni roślinnej. Kiedyś nie było wiadomo, o co w tym chodzi. Każda forma dotykania nowego produktu była dla mnie myśleniem o wolności. Sprawdzałam, co to znaczy zrobić mąkę, mleko sojowe. To było ciekawe. Ale moja konkretna przygoda, kiedy mogłam to wszystko wymieszać w tyglu swoich zainteresowań, zaczęła się w Zamku Ujazdowskim, w Centrum Sztuki Współczesnej. Podawałam jedzenie inaczej niż w PRL-u. Nie było bukietu surówek, tylko sałaty. Albo missy – tak nazywałam zupy. Podawałam śledzia na pękniętym talerzu. Już wtedy zajmowałam się recyklingiem – w każdym przedmiocie widzę ciąg dalszy. W knajpie ciągle coś się tłucze. Zbierałam pokruszone elementy i kiedyś zrobiłam na nich kolację. Dzisiejsza moda na różne talerze do mnie nie przemawia. Dla mnie talerz jest biały. Jest blejtramem. To coś, co kocham, i chyba tego nie zmienię. Tak jak placków ziemniaczanych. Zrobiłam je w Qchni pierwszego dnia i są ze mną do tej pory. Myślę, że każda knajpa powinna mieć coś, co jest jej DNA.

Stół

Musi być piękny. Muszą być kwiaty. Wiedziałam, jak chcę je przedstawiać, dlatego powstała kwiaciarnia Warsztat Woni. To niezłe połączenie – kiedy jestem zmęczona talerzami, mogę postać przy kwiatach i poobierać listki. Nie chodzi o to, że są brzydkie, tylko o to, by pobawić się łodygą. Wszyscy patrzymy na kwiaty od góry i wąchamy je, a ja patrzę na całość, czyli: a może ciekawiej jest od dołu... Potrafię to przewrócić do góry nogami, a ludzie chyba są ciekawi tego, co robię.