Co by się nie działo, na twojego bohatera, na ten wątek po prostu się czeka.

Bardzo miło mi to słyszeć. Ja po prostu staram się zrobić swoją robotę jak najlepiej. Angażuję się, więc jeśli idę na casting i coś bardzo mnie kręci, to zwykle udaje mi się ten casting wygrać. A jeśli w coś nie do końca wierzę, to zazwyczaj mi się nie udaje. Potem wciąż o tym myślę. Co zrobić, żeby w stu procentach stać się tą postacią? Myślę tylko o tym. Nawet pod prysznicem, albo, kiedy jadę na rowerze. To jest frajda, że możesz przez chwilę stać się kimś trochę innym. Mam też łatwość w ściąganiu z siebie tych postaci. Odwieszam je jak do szafy.

Szkoła powinna tego nauczyć.

Zakładania uczy. Ale nie do końca uczy odwieszania. To jest czasem problem. Arek Jakubik, którego bardzo cenię i lubię długo wychodzi z postaci, które gra i mocno w nim zostają.

Na szczęście aktor nie grasz tylko złych ludzi. Chociaż zadania przez to wcale nie są łatwiejsze. W Listach do M.3 roiło się od ciekawych postaci, widzowie mieli już swoje ulubione watki a jednak przebiłeś się ze swoim stuprocentowo porządnym Rafałem. 

Na tym polegało wyzwanie. Założyłem sobie, że zrobię to ciepło, serdecznie i że pokażę dobrą stronę człowieka, bez żadnych pęknięć, w rodzaju, to dobry człowiek, ale… Nie. On jest bezwzględnie dobry. Może być smutny, ale jest pozytywny.

Wierzysz w to, że ludzie są bezwzględnie dobrzy?

Nie. W każdym jest ta cząstka mroku. Tylko nie trzeba jej ruszać. Tak podchodzę do życia: cieszę się z tego, co jest, jeśli akurat pracuję. Korzystać z czasu, kiedy nic nie robię, nie pozwalam sobie na zmartwienia. Nie dopuszczam smutku.

Należysz do tych, których telefon dzwoni często.

Być może mógłby dzwonić częściej, ale nie narzekam. Dużo czynników się na złożyło, ale zdaję sobie sprawę, że miałem też dużo szczęścia. Mogę sobie jeszcze pozwalać na ryzyko nie brania każdej roli, bo nie mam dzieci na utrzymaniu, więc ryzykuję tylko swoim osobistym komfortem. Dlatego mogę sobie odmówić kilku ról z rzędu, nawet nie mając niczego w perspektywie. Wychodzę z założenia, że prędzej, czy później pojawi się coś, co będę chciał zrobić. Najwyżej przez chwilę pobieduję. Nie wszyscy mają taki komfort.

Na "Pająka" warto było czekać

Bardzo się cieszyłem z „Pająka”, bo to było po „Bilecie na Księżyc” i się bałem, że trafię do szuflady „młodzi, sympatyczni chłopcy”. Cieszę, że zagrałem z Anną Przybylską w jej ostatnim filmie, było dużo nauki, ale bałem się tej szuflady. I mam duży szacunek dla Marcina Koszałki, że mnie zaangażował do „Czerwonego pająka”, bo miał w scenariuszu zapisane „osiemnastoletni chłopak o ciemnych włosach i ciemnych oczach”, a przyszedł mu na casting blondyn z niebieskimi oczami. Mimo to pozwolił mi zagrać scenę, po której powiedział, że jest w tym coś nieoczywistego... Podszedł do sprawy z otwartą głową, a często jest tak, że jak coś jest już zapisane, to niełatwo jest zmienić ten swój wyobrażony świat. Zawsze będę do tego momentu wracał z sentymentem...

Pojawiło się zagrożenie, że będziesz grał psychopatów. To może być pociągające dla reżyserów.

Mam nadzieję, że to jest pociągające dla reżyserów, bo dla mnie to frajda. Po „Pająku” siostra do mnie zadzwoniła, całą moją rodziną byli na premierze w Krakowie. Ja nie mogłem, bo byłem już w trakcie zdjęć do „Prostej historii o morderstwie”.  Czekam. Film się skończył, a oni nie dzwonią. Dopiero po trzech godzinach moja siostra dzwoni i tłumaczy, że cały czas o tym rozmawiają, bo zobaczyli tyle moich twarzy, których jeszcze nigdy nie widzieli, a znamy się przecież od zawsze. Zobaczyli człowieka, którego nigdy w domu nie było. Zrozumiałem, że nikt nie może mi wystawić lepszej recenzji. Rodzina zna mnie przecież najlepiej.

 „Prosta historia...” też okazała się filmem z pogranicza. Tak, jak w rodzinach alkoholików, wszyscy są zarażeni.

Fajnie, że o tym powiedziałeś. To samo powiedział Arek Jakubik, kiedy zaczynaliśmy kręcić. Każdy w domu jest zarażony. Zło się przenosi. Zresztą podobnie jak przy „Pająku”, Arek też sobie inaczej wyobrażał tego bohatera. Mówił później w wywiadach, że przyszedł na casting, idzie korytarzem, gdzie czekają kandydaci, patrzy, a tam jakiś wypłosz siedzi pod ścianą. „A tego to, kto zaprosił”? No, ale koniec końców zostało nas do roli dwóch. Wtedy Arek powiedział, że to by były dwa różne filmy. Jeden taki, jaki sobie wyobrażał, a drugi to ten, w którym zagram.