Choć od finałowego odcinka "Przyjaciół" minęło prawie 20 lat, jego serialowy fandom wciąż jest bardzo żywy, a główni aktorzy produkcji nie pozwalają nam o nim zapomnieć. Wydaje się, że najświeższy look Jennifer Aniston z rozdania Złotych Globów to kolejny dyskretny ukłon w stronę fanów kultowej produkcji. Oglądając zdjęcia aktorki z wczorajszej gali, można mieć wrażenie, że zostały wykonane w złotych czasach serialu. I nie chodzi tylko o rewelacyjny wygląd Aniston, której medycyna estetyczna wyraźnie służy (mówimy to bez cienia ironii). Gwiazda zdecydowała się bowiem przywrócić do łask swoją legendarną fryzurę, która w latach 90. uczyniła z niej ikonę stylu - The Rachel Cut. Aktorka zadebiutowała w nim w 1995 roku i niedługo później cieniowane cięcie z "pazurkami" wokół twarzy stało się hitem. Ubiegłej nocy Jennifer zdecydowała się na nieco bardziej unowocześnioną wersję tej fryzury.

Jennifer Aniston niczym Rachel Green na gali Złotych Globów 2024

Lionel Hahn/Getty Images

W kwestii ubioru 54-latka pozostała wierna klasyce i wybrała minimalistyczny krój, w którym mogliśmy ją podziwiać wielokrotnie na przestrzeni lat. Długa do ziemi, czarna suknia bez ramiączek projektu Dolce & Gabbana perfekcyjnie podkreśliła figurę gwiazdy. W takim wydaniu Aniston zawsze wygląda bezbłędnie. Mała zmiana zaszła jednak na głowie aktorki. Zamiast dłuższych pasm, które najczęściej wybierała w ostatnich latach, Jen zdecydowała się na krótsze, warstwowe cięcie z włosów sięgających nieco poniżej ramion. Jeśli chodzi o kolor, tu nie było zaskoczenia - gwiazda tradycyjnie pokazała się w typowym dla siebie naturalnym balejażu.

Amy Sussman/Getty Images

Internauci zastanawiając się nad tym nieoczekiwanym powrotem Jennifer do czasów młodości, zaczęli dopatrywać się w jej fryzurze pewnej symboliki. Niektórzy komentujący zaczęli snuć teorie, że najnowszy look Jen ma celowo nawiązywać do jej roli w "Przyjaciołach" i być rodzajem hołdu dla zmarłego niedawno Matthew Perry'ego. Nam ta teoria wydaje się nieco naciągana, choć nie sposób zauważyć, że na czerwonym dywanie aktorka wydawała się przygaszona i nieco smutna. Widać to lepiej na wideo opublikowanym przez serwis PageSix, które pokazuje, jakby 54-latka walczyła z cisnącymi się do oczu łzami. 

Przypomnijmy, że w ostatnim czasie Aniston bardzo ciepło wypowiadała się o swoim przyjacielu z planu. "Chcę, żeby ludzie wiedzieli, że był naprawdę zdrowy i wracał do zdrowia. Miał swój cel. Pracował bardzo ciężko. Walczył z naprawdę trudnym przeciwnikiem. Bardzo za nim tęsknię, wszyscy tęsknimy. Och, jak on umiał nas rozśmieszać" - wyznała aktorka w wywiadzie dla Variety, pierwszym od czasu śmierci Perry'ego.