Rewolucjonistki na etacie
Miesiąc temu umarł Oscar de la Renta. Skończyła się epoka projektantów, którzy traktowali kobiety jak klejnoty. Którzy wierzyli, że jedyne, co mamy do roboty, to wyglądać pięknie. Mówi się, że podziwiamy modę, którą tworzą mężczyźni, ale najchętniej ubieramy się tak, jak projektują kobiety. Stella McCartney, Phoebe Philo czy Isabel Marant to nowa generacja projektantek, które nie owijają nas w falbany, kokardy ani żakardy. – Współczesna kobieta musi odwieźć dzieci do szkoły, spędzić kilka godzin w pracy, a wieczorem chce wyglądać obłędnie na kolacji ze znajomymi. Ubranie nie może jej utrudniać życia. Nie może być kolejnym wyzwaniem – deklaruje Philo. Moda, którą tworzą kobiety, bywa minimalistyczna, bywa romantyczna, bywa rockowa, ale ma jeden wspólny mianownik: jest funkcjonalna. Dokładnie taką widziała ją Coco Chanel, która zamieniała atrapy na prawdziwe kieszenie, a słynną torebkę 2.55 stworzyła na łańcuszku, by uwolnić ręce. Kobiety za sterami domów mody skutecznie wyleczyły nas z dawnego przekonania, że musimy cierpieć, by świetnie wyglądać. To dzięki nim kupujemy inaczej. – Buty na platformach umarły z dnia na dzień. Dziś najlepiej sprzedają się kolorowe modele Nike. Kobiety noszą je do płaszczy XXL. Ubierają się zupełnie inaczej niż jeszcze rok temu – mówi mi Antonia Giacinti, właścicielka prestiżowego bu- tiku Excelsior w Mediolanie. Chętniej wkładamy garnitur oversize niż przykrótką sukienkę opinającą ciało. Nie wstydzimy się nosić sportowych butów do ołówkowych spódnic, a ultrawysokie szpilki kupujemy tylko, gdy są naprawdę wygodne. Niektórzy projektanci do feminizmu odwołują się dosłownie. Miuccia Prada w zeszłym sezonie nadrukowała na sukienki rysunki inspirowane feministycznymi muralami z Los Angeles. J.W. Anderson lansuje na wybiegach golfy, plisowane spódnice i mokasyny takie jak w późnych latach 60. nosiła sama Simone de Beauvoir. Riccardo Tisci głośno deklaruje w wywiadach: „Jestem feministą. Świat byłby lepszy, gdyby rządziły nim kobiety”.