ELLE: Czy to prawda, że nazwa Bohoboco nie oznacza nic?

Gilbert: To prawda. To jest taka gra słowna. Jak się to rozdzieli po polsku to wychodzi „Boho, bo co?”. Stworzyliśmy tę nazwę jak byliśmy w naszym ukochany Nowym Jorku na wyjeździe. I tam panował wtedy trend na boho. Dlatego chodząc po ulicach bawiliśmy się tym słowem i wyszło „Boho, bo co” i to świetnie się czyta po angielsku. Ta nazwa ma taki energetyczny ładunek Nowego Jorku.  

ELLE: Porozmawiajmy o waszych perfumach. Jak zrodził się pomysł na zapach i na nazwę?

Gilbert: Od dziecka marzyłem o własnych perfumach. Zawsze chciałem się zajmować wyglądem kobiet i do tego zapach jest niezbędny. Gdy otrzymaliśmy propozycję od firmy, która się tym zajmuje to stwierdziliśmy, że czemu nie pobawić się i tym? Trwało to dwa lata. To było super przeżycie! Wyszedł zapach, od którego niektóre kobiety się uzależniły i nasz flakon stoi między Pradą a Chanel. Pomysł na nazwę? Większość światowych projektantów nazywa swoje pierwsze perfumy No 1. A, że kolekcji nie nazywamy to tutaj też nie chcieliśmy specjalnie kombinować.

Kamil: Bo wyszedłby z tego jakiś „Dotyk Anioła” (śmiech) Miało być klasycznie.

Gilbert: Jako, że projektujemy bardzo matematycznie, to postanowiliśmy nazwać nasze perfumy po prostu No 1. Potem będzie No 2 i 3. Z tym w Polsce też był duży szum. Kilku niby specjalistów zarzuciło nam, że pod każdym względem podrobiliśmy Chanel. A ludzie na świecie z tego się śmieją. Przecież nie ma w tym nic z Chanel.

ELLE: W prawie każdej publikacji mówi się o was jako o duecie, który w zawrotnym tempie podbił serca Polek. Jaki jest wasz przepis na sukces?

Gilbert: Może ta zwyczajność. Naszą dewizą od początku było to, że nie chcemy być znani. Chcieliśmy żeby nasze projekty i nasza praca mówiła za nas. I może w tym tkwi sekret.

Kamil: Ja bym jeszcze nie mówił o sukcesie. Wiem, że to chwytliwie brzmi w nagłówku, ale dla mnie sukces to podsumowanie kariery, gdy osoby opiniotwórcze podsumowują działalność projektanta zestawiając te dobre i złe momenty w karierze. I gdy ten bilans jest na plus to dopiero wtedy możemy mówić o sukcesie. Po prostu w cztery lata sprawiliśmy, że ta niełatwa nazwa, która łamie język, z czymś się ludziom kojarzy.

ELLE: Jaką radę dalibyście początkującym projektantom, którzy marzą o takiej karierze jak wasza?

Gilbert: Na pewno trzeba mocno przemyśleć to, co chcemy robić i co chcemy zaoferować ludziom. Trzeba dużo pracować i co najważniejsze zaryzykować. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana! Nic się samo nie dzieje.

Kamil: Warto pójść gdzieś na staż, na przykład do gazety. Zobaczyć jak się biega z torbami i załatwia milion różnych rzeczy na różnych końcach miasta. Zobaczyć czy to jest to, czym chcemy żyć. Żeby nie być w szoku jak się zacznie własną działalność.

Rozmawiała Kara Becker