Rodzaje psychoterapii i czas trwania

Ktoś od kilkunastu lat jest na terapii, wypróbował już behawioralno-poznawczą, systemową, ustawienia Hellingera, spotykał się z coachem, był na warsztatach pewności siebie – co Pani o tym myśli?

Agnieszka Popiel: Pomijając to, co myślę o wymienionych nurtach terapii, bo np. ustawienia Hellingera są jakąś pomyłką, to przede wszystkim robi mi się bardzo smutno. Jeśli traktujemy psychoterapię jako specjalistyczną formę rozwiązywania problemów, to wygląda na to, że ta osoba przez tak długi czas nie otrzymała pomocy. W świetle dostępnej wiedzy i mojego doświadczenia uważam, że coś tu jest nie tak.

Ile powinna trwać psychoterapia?

To zależy od nurtu i problemu. W psychoterapii poznawczo-behawioralnej mogą wystarczyć trzy miesiące – kilkanaście spotkań, by rozwiązać problem. Gdy mamy do czynienia z poważnymi zaburzeniami psychicznymi czy osobowościowymi – zwykle potrzeba dwóch lat, czasem więcej, ale na pewno nie kilkanaście. Tak długa terapia, bez względu na to, w jakim nurcie była prowadzona, to porażka psychoterapeutów i systemu pomocy pacjentowi. Zdarza się, że kilka lat po zakończeniu takiego leczenia pacjent doświadcza jakichś zawirowań i wraca na dwa-trzy spotkania, by wyprostować różne rzeczy, ale tego nie traktujemy już jak regularnej psychoterapii.

Właściwie co złego jest w tym, że ludzie latami, raz w tygodniu, rozmawiają z terapeutą? Mam znajomą, która tak robi. „Jedni chodzą na masaż, ja na psychoterapię” – mówi.

Zadałabym sobie dwa pytania. Pierwsze: jak to się dzieje, że jeśli chcę porozmawiać z kimś o życiu, to nie idę do przyjaciółki, męża, mamy, babci czy cioci? Co się stało z moimi bliskimi? Bo spotkania z osobą, której płacę za to, że jest, słucha mnie i wnosi coś w moje życie, jest już daleko posuniętą profesjonalizacją. Jeśli ktoś mówi, że chodzi do psychoterapeuty, bo nie ma z kim porozmawiać o swoich zmartwieniach, to jednocześnie oznacza, że terapia nie pomogła mu rozwiązać życiowego problemu, jakim jest brak bliskich. Była nieskuteczna. I z tym wiąże się drugie pytanie: kiedy coś nazywamy psychoterapią? Gdy mamy do czynienia ze specjalistyczną metodą pomocy, która wymaga wiedzy i umiejętności oraz prowadzi do pożądanego celu, a może kiedy ktoś przedstawia się jako psychoterapeuta i mówi: „Rozmowa ze mną kosztuje tyle i tyle”? Dziś psychoterapeutą może nazwać się każdy, nie ma ochrony tego zawodu. Jest za to cały obszar terapii niefachowej. I chyba nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak jest ogromny.

Czym się kierować przy wyborze terapeuty?

Jak znaleźć odpowiedniego psychoterapeutę? Osobę, która naprawdę może nam pomóc?

Namawiałabym do sprawdzenia dokumentu, który potwierdza kwalifikacje terapeuty i skuteczności nurtu, w jakim pracuje. Można przejrzeć materiały edukacyjne w portalu Medycyny Praktycznej czy na stronach uczelni kształcących psychologów, np. w Strefie Psyche Uniwersytetu SWPS. W bazie Cochrane i na stronie brytyjskiego Narodowego Instytutu Zdrowia i Opieki (NICE) znajdziemy wyniki badań skuteczności stosowania poszczególnych metod w przypadku konkretnych zaburzeń, np. depresji czy problemów z odżywianiem. W razie wątpliwości można napisać do towarzystw naukowych, np. Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej, Polskiego Towarzystwa Psychologicznego czy Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego z prośbą o opinię.

Ale nie zawsze przychodzimy do psychoterapeuty leczyć zaburzenia. Często chodzi o rozwiązanie problemów w pracy czy nieudane relacje z ludźmi. Skąd mamy wiedzieć, jaką metodę wybrać?

Psychoterapeuta powinien zacząć od postawienia diagnozy. Pacjent, który ma kłopot ze zbudowaniem relacji, może się dowiedzieć, że w literaturze jest to opisywane jako fobia społeczna i w tym przypadku skuteczna jest określona forma terapii. Może też usłyszeć:

Rozumiem, że łatwo się pani wycofuje z kontaktów z pewnymi ludźmi, ale nic nie wskazuje na to, że jest to zaburzenie psychiczne. Nad tym problemem możemy popracować na kilka sposobów…

Wówczas terapeuta powinien przedstawić dostępne metody oraz powiedzieć, jaką on wykorzystuje w swojej pracy.

To chyba nie jest standard…

Będę okrutna. Jeśli ktoś bierze pieniądze za to, że prowadzi psychoterapię, to ma obowiązek przedstawić się pacjentowi. Za niedopuszczalną uważam sytuację, gdy rozpoczyna się
leczenie, a pacjent nie wie, z kim rozmawia. Specjalista powinien powiedzieć, jaki ma certyfikat, którego towarzystwa, w jakim nurcie psychoterapii się kształci i na czym on polega. Oczekiwałabym też informacji, jak długo będzie trwała terapia i jaki ma być jej efekt. Niestety, często trafiają do mnie pacjenci, którzy na pytanie: „Co się zmieniło w pani życiu po trzech latach dotychczasowej terapii?”, odpowiadają: „No, tak miło się rozmawiało z panią terapeutką”. Czasem stwierdzają, że spotkania im bardzo pomogły. Kiedy pytam, w czym, jak zmieniło się ich funkcjonowanie, słyszę: „Tak ogólnie lepiej się czułem”. Cel powinien być ustalony na początku terapii, pacjent musi wiedzieć, do czego zmierza. Jest takie magiczne pytanie, które zadaje się podczas pierwszego spotkania: „Po czym pani pozna, że cel został osiągnięty?”.

No tak, ale przecież w trakcie trwania terapii mogą się pojawić nowe problemy – rozwiedziemy się, stracimy pracę, umrze ktoś bliski – a z nimi nowe cele.

Oczywiście, ale cele terapii powinny dotyczyć naszego funkcjonowania, a nie tego, co ma się wydarzyć. Kiedy pacjent mówi, że przyszedł do mnie, bo chce znaleźć pracę, pytam, może nieco prowokacyjnie, dlaczego nie zgłosił się do biura pośrednictwa. I jeśli słyszę: „Bo nie śpię już tydzień, paraliżuje mnie lęk i nie wiem, jak się do tego zabrać”, stwierdzam: „A to już jest sprawa dla mnie”. Terapeuta nie odpowiada za znalezienie męża, przyjaciół, pracy, tylko m.in. za odkrycie, jakie mechanizmy psychologiczne przeszkadzają pacjentowi w osiągnięciu celów osobistych czy zawodowych. Najpierw określa się te obszary, w których jest trudno, ustala, nad czym pracujemy w pierwszej kolejności. Często pacjent widzi np. pięć problemów, a po rozwiązaniu największego z resztą potrafi już sam sobie poradzić.

Do kiedy chodzić na terapię?

Rozumiem, że nie chodzi o to, by kontynuować terapię do momentu, kiedy zacznie nam wszystko w życiu wychodzić.

Ma pani rację – nie o to chodzi. Jednak niektórzy mają takie oczekiwania, mówią np.: „Żeby się wszystko układało i żebym nigdy nie odczuwała smutku”. Spełnienie takich pragnień jest niemożliwe, bo w kondycję człowieka jest również wpisane odczuwanie smutku czy lęku. Do bardzo trudnych dla mnie sytuacji należą te, gdy ludzie, czasem za namową najbliższych, domagają się profesjonalnej psychoterapii tuż po śmierci kogoś bliskiego. Zdarzało mi się powiedzieć: „Jeśli pani naprawdę go kochała, to co innego miałaby pani odczuwać kilka dni po jego śmierci, jeśli nie rozpacz i smutek? Co miałoby to być? Jakim cudem ja miałabym teraz zapewnić pani spokój?”.

Są też osoby, które nie chodzą na psychoterapię bardzo długo, ale bardzo często, np. trzy razy w tygodniu – małżeństwo idzie na terapię par i dowiaduje się, że konieczna jest też terapia indywidualna i rodzinna, w której ma uczestniczyć ich dziecko.

Rzeczywiście, połączenie terapii indywidualnej i rodzinnej bywa konieczne, ale czy powinno być standardem? Na pewno nie. Myślę, że takie rozwiązanie jest zarezerwowane dla poważnych problemów i w tym przypadku też trzeba sformułować cele – nie może być tak, że terapie będą się ciągnąć w nieskończoność, np. będziemy przechodzić wszystkie fazy rozwoju dziecka – od przedszkola do liceum – razem ze specjalistą.

Czym grozi przeskakiwanie z terapii na terapię – raz jeden nurt, raz drugi albo korzystanie z różnych terapii w tym samym czasie?

Przede wszystkim tym, że nie rozwiążemy swojego problemu, nie będziemy już nawet wiedzieć, na czym on polega. Nawet jeśli będziemy uczestniczyć tylko w tzw. terapiach opartych na dowodach. To trochę jak branie jednocześnie pięciu leków przeciwbólowych, z których każdy jest skuteczny, ale ma inny mechanizm działania. Preparaty te mogą zacząć wchodzić z sobą w interakcję.

Czy musi minąć jakiś czas między zakończeniem jednej terapii a rozpoczęciem drugiej albo pójściem do coacha lub na warsztaty samorozwoju?

Teoretycznie nie. Zakładam, że rozwijamy się i pracujemy nad sobą do samego końca, nie mogę więc powiedzieć nikomu: „Pracuj nad sobą, ale tylko indywidualnie, czytaj książki, ale nie chodź już na psychoterapię”. Oczywiście warto zadać sobie pytanie, w którym momencie będę w stanie uznać, że biorę życie w swoje ręce, jakie umiejętności muszę mieć, by radzić sobie samej, nie korzystając tak często z profesjonalnego wsparcia.

Psychoterapia: czy może zaszkodzić?

Psychoterapia może nam zaszkodzić? Sprawić, że nie tylko stare problemy nie znikną, lecz także pojawią się nowe?

Tak. Czasem dochodzi do nadużyć, naruszenia granic, np. specjalista wchodzi w relację pozaterapeutyczną z pacjentem, o co tym łatwiej, im dłużej trwa terapia. Oczywiście prawem pacjenta jest mówić: „Terapeuta jest moim najlepszym przyjacielem”…

…ale lepiej, żeby to zdanie nie było do końca prawdziwe i żeby terapeuta postrzegał tę relację inaczej?

No właśnie. Dlatego każdy terapeuta powinien poddawać się superwizji, czyli regularnie spotykać ze swoim superwizorem, który będzie potrafił spojrzeć z dalszej perspektywy, ocenić jego sposób pracy i pomóc rozwiązać ewentualne trudności.

Warto zapytać terapeutę, czy poddaje się superwizji?

Tak. I dobrze też sprawdzić na początku, jaki kodeks etyczny ma towarzystwo, do którego należy terapeuta, żeby wiedzieć, jakie zasady powinny być przestrzegane. Oczywiście teraz mówię o terapiach opartych na dowodach, ale największe zagrożenie niosą metody niesprawdzone, niepotwierdzone badaniami.

Wyobraźmy sobie jednak, że metoda jest nowa, badania pojawią się dopiero za jakiś czas, a my znamy osoby, które już z niej korzystały, są zadowolone i zachęcają nas: „Spróbuj, co ci szkodzi”.

No ale właśnie może szkodzić. Ponieważ nie ma badań, nie wiemy, jakie ta metoda może mieć skutki. Jeśli psychoterapia ma służyć zmianie naszego funkcjonowania, być ingerencją
w naszą psychikę, to nie można jej uznać za niewinną. I jeśli pacjent nie będzie stosować w tym przypadku zasady ograniczonego zaufania, to żadne regulacje czy ochrona zawodu, o co my teraz walczymy, nie pomogą. Naprawdę szkoda powierzać swoje zdrowie psychiczne przypadkowym osobom, bo profesjonalna, oparta na danych naukowych psychoterapia jest metodą, dzięki której wielu ludzi odzyskało równowagę, dobrostan i może żyć zgodnie ze swoimi wartościami.

Rozmawiała Ewa Pągowska