Kiedy Andy Sachs dostaje propozycje wyjazdu do Paryża, słyszy od bardziej doświadczonej koleżanki: „Nie zasługujesz na to, na litość boską, jesz węglowodany”. Przy każdym seansie przymykamy oko na wybryki Emily Charlton. W końcu opowieść o siejącej grozę naczelnej Runaway weszła na ekrany kin w 2006 roku, gdy komedie nie oszczędzały nikogo, a niezdrowe podejście świata mody do kwestii jedzenia i wyglądu dopiero wychodziło na jaw. Dziś temat zaburzeń odżywiania, nierealnych oczekiwań wobec własnego ciała i dyskryminującego języka zawitał w masowej świadomości. I nawet jeśli kultowa ekranizacja książki Lauren Weisberger wytyka branży największe grzechy, to nazywanie „grubą” noszącej (w teorii) rozmiar 40 Anne Hathaway nie działa na korzyść bohaterów. Mimo to fikcyjnym postaciom wybacza się więcej niż ludziom z krwi i kości. Przekonała się o tym Emily Blunt.

Emily Blunt oskarżona o fatfobię. Aktorka przeprasza za „bezduszne i krzywdzące” słowa

Internauci dotarli do archiwalnego wywiadu aktorki zarejestrowanego we wrześniu 2012 roku. Emily Blunt promowała wówczas film „Looper – Pętla czasu” i w ramach marketingowego tournée zawitała do talk show brytyjskiego dziennikarza Jonathana Rossa. Przed kamerą podzieliła się anegdotą zza kulis. Wyjaśniła, że w przerwie od zdjęć udała się na obiad do lokalu Chili’s, gdzie została rozpoznana przez obsługę. Uwagę widzów przykuł jednak jeden szczegół. Gościni wraz z prowadzącym zaczęli żartować ze stołujących się tam Amerykanów. „Kiedy wpadasz do Chili's, zaczynasz rozumieć, dlaczego tylu naszych amerykańskich przyjaciół jest ogromnych” – powiedział Ross. „Dziewczyna, która podawała mi do stolika, była ogromna. Myślę, że dostawała tam darmowe posiłki” – dodała Blunt. 

Według użytkowników mediów społecznościowych krótka wymiana zdań jest dowodem na to, że aktorka ma wiele wspólnego ze starszą asystentką Mirandy Priestly. Gwieździe przypisano skrywaną niechęć do osób otyłych. „Naprawdę była jedną z moich ulubionych aktorek, a okazuje się, że jest uprzedzoną, nieśmieszną i wredną dziewczyną, według której zabawnie jest wytykać pracownikom lokalu rozmiar ich ubrań, chociaż ta informacja nic nie wnosi do historii” – piszą oburzeni fani na portalu X. „Wykreślam ją z listy crushy. Dlaczego tak opisała tę kobietę? Ten przymiotnik był zupełnie niepotrzebny”.

40-latka natychmiast skomentowała sprawę. Za pośrednictwem magazynu People przekazała, że jest zniesmaczona językiem, jakiego używała ponad dziesięć lat temu. „Muszę odnieść się do tego bezpośrednio, bo po obejrzeniu klipu sprzed 12 lat opadła mi szczęka. Jestem przerażona, że mogłam powiedzieć coś tak bezdusznego, krzywdzącego i niezwiązanego z historią, którą starałam się przekazać w programie. Zawsze uważałam się za osobę, która nigdy nie chciałaby kogokolwiek urazić, więc cokolwiek mnie opętało, aby wyrazić się tak w tamtej chwili, nie ma to nic wspólnego z wartościami, które chcę sobą reprezentować. A jednak doszło do tego. Te słowa padły z moich ust i jest mi bardzo przykro z powodu krzywd, jakie mogłam wyrządzić. Byłam już na tyle dorosła, że powinnam była wiedzieć lepiej”.

Czy tłumaczenie zadowoli rozczarowanych fanów? Pozostaje obserwować nastroje w social mediach.