Maja Salamon – współwłaścicielka Warsaw Foods, stylistka żywności 

Najbardziej kręciły mnie w modelingu podróże, brak monotonii, praca z najbardziej kreatywnymi ludźmi, którzy byli na wyciągnięcie ręki. Miałam 15 lat, gdy zaczęłam tę przygodę, godząc ją z nauką w dwujęzycznym liceum. „Przygoda” to dobre słowo, bo nawet gdy pracowałam na pełny etat, nie przywiązywałam się za bardzo do tego świata. Modeling nigdy nie był moim oczkiem w głowie. Od początku wiedziałam, że to tymczasowe – podejmowałam różne kursy kulinarne i staże, a nawet zatrudniłam się w restauracji, co nauczyło mnie pokory, ale nie było dla mnie. Mój ówczesny chłopak, fotograf Greg Klukowski, pracował wtedy przy dużym projekcie. To było jakieś pięć lat temu, pomagałam mu, stylizując kadry i wygląd jedzenia. Posypało się coraz więcej zleceń z fotografii kulinarnej, przy których w naturalny sposób zaczęłam mu towarzyszyć. Okazało się, że istnieje zawód food stylist – stylista żywności. Początki nie były jednak łatwe, bo do tej pory znajdowałam się po drugiej stronie aparatu, a na sesję przychodziłam na gotowe. W mojej obecnej pracy bierzesz udział w procesie kreacji i produkcji niemalże od początku. Odpowiadasz na planie zdjęciowym za wygląd jedzenia, które gra przed kamerą i musi wyglądać apetycznie. Osoba zajmująca się stylizacją żywności to niekoniecznie kucharz, chociaż umiejętności w tym względzie zdecydowanie się przydają. Dziś wspólnie z Gregiem prowadzimy firmę Warsaw Foods – ponad dwa lata temu otworzyliśmy na warszawskim Żoliborzu studio fotograficzne, gdzie mamy dwie kuchnie i magazyn z rekwizytami. Powstało tam już setki sesji zdjęciowych, reklam i programów kulinarnych. Prężnie działamy na lokalnym rynku, ale mamy coraz więcej zapytań o współpracę z zagranicy. I po ciuchu liczę, że rozwiniemy skrzydła także poza Polską. 

 

Daga Ziober – prowadzi studio pilatesu Powerspot

Wszystko zaczęło się w 2020 roku, kiedy świat zatrzymał się z powodu pandemii. Zostałam w domu, a brak wyjazdów i sesji dał mi mnóstwo czasu do refleksji. Można powiedzieć, że był to punkt zwrotny mojej wewnętrznej przemiany. Pojawiła się chęć podjęcia nowych wyzwań poza pracą modelki. Jednak konkretnie zabrałam się za to dopiero w marcu tego roku, kiedy postanowiłam otworzyć własne studio pilatesu. W tym sporcie zakochałam się dawno temu, gdy mieszkałam jeszcze w Nowym Jorku. Potem, gdy przeniosłam się już do Warszawy, też znalazłam studio, w którym można uprawiać pilates na maszynach. Od trzech lat uczęszczam tu na zajęcia i dokształcam się pod okiem mojej nauczycielki Kristiny Havartsovej. Pogodzenie intensywnego kursu dla nauczyciela pilatesu z wyjazdami na sesje zdjęciowe było sporym wyzwaniem. Wymagało ode mnie determinacji, ale dzięki temu dziś mogę cieszyć się pracą na dwóch fascynujących dla mnie polach. Prowadzenie studia to zupełnie inny świat niż modeling. Prowadzę sesje treningowe, które rozciągają, wzmacniają i poprawiają postawę. Mam grafik, wiem, z kim i kiedy pracuję. Tymczasem w pracy modelki dużo czasu spędza się w samotnych podróżach, trudno złapać kontrolę w życiu, ogólnie panuje chaos. Tak więc z uśmiechem na twarzy przyznaję, że niczego mi z tego świata nie brakuje. Być może dlatego, że jedną nogą wciąż w nim jestem. 


Dominik Sadoch – nauczyciel jogi, dekorator wnętrz

Zawsze miałem wiele pasji, ale to dorastanie w świecie mody pośród najbardziej uznanych artystów dostarczało mi przez lata najwięcej inspiracji. Jestem typem obserwatora, więc pracując jako model, bardzo dużo się nauczyłem. Zrozumiałem i pokochałem kino, a bycie świadkiem niezwykłych wydarzeń zachęciło mnie do pisania czy uwieczniania momentów aparatem. Jedna z podróży zmieniła moje życie. Przyjaciel zaprosił mnie na festiwal jogi kundalini na Majorkę. Uświadomiłem sobie wtedy, jak ważny jest odpoczynek, odskocznia od codzienności i zmiana perspektywy. Później, gdy świat zatrzymał się w trakcie pandemii, zauważyłem, jak dobrze się czuję, pogłębiając swoje pasje. Dlatego gdy wszystko wróciło do regularnego tempa, łatwiej było mi podjąć decyzję o spędzeniu miesiąca na treningu nauczycielskim jogi zamiast na tygodniach mody. W tym roku czuję się dumny, bo zacząłem się dzielić efektami swojej pracy. Powróciłem na 200-godzinny program nauczycielski jako mentor, prowadzę zajęcia, organizuję wyjazdy jogowe. Moim paliwem jest obcowanie z ludźmi o podobnej wrażliwości. A taką możliwość dostałem latem, gdy przez kilka miesięcy pracowałem jako dekorator zamku w Domanicach na Dolnym Śląsku, zajmowałem się jego rewitalizacją oraz przygotowaniami do organizowanego tam pod koniec wakacji Festiwalu Sztuk Zjednoczonych. Plany na przyszłość? Przetłumaczyć bardzo ważną dla mnie książkę, wydać album, wyreżyserować film. 
 

Charlotte Tomaszewska – stylistka

Kiedyś praca modelki POCHŁANIAŁA mnie całkowicie. Dla swoich agentów byłam dostępna 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. Decyzję o wciśnięciu guzika „stop” wymusiła na mnie sytuacja zdrowotna. Depresja i ciężki przebieg mononukleozy uniemożliwiły mi pracę, która wymaga niezmordowanej kondycji, siły, zawsze dobrego nastroju i znoszenia nierzadko trudnych warunków. Postanowiłam przejść na drugą stronę obiektywu, co spotkało się z totalną akceptacją ze strony branży poza granicami Polski. Na rodzimym podwórku bywało z tym różnie. Niemniej jednak w pracy stylistki i dyrektorki artystycznej czuję się jak ryba w wodzie. Na pewno pomogły mi w tym ponad 10-letnie doświadczenie w modelingu 
i duża wiedza o branży i jej zasadach. Moim pierwszym dużym projektem było przygotowanie 140 stylizacji do teledysku zespołu Bass Astral x Igo „Bikini”, którego akcja obejmuje czasy prehistoryczne, XVIII wiek, lata 50. minionego stulecia i współczesność. Do dziś myślę, że to absolutne szaleństwo. Za to ogromne poczucie sprawczości i satysfakcji! W całym tym procesie najbardziej lubię moment, gdy spotykamy się z zespołem na przymiarkach, tworząc ostateczne stylizacje czy kostiumy dla modelek bądź aktorów. Czuję się wtedy jak dziecko zamknięte na noc w cukierni. Ale bywają dni, gdy brakuje mi tej lekkości, z jaką wchodziłam i wychodziłam ze studia jako modelka. Praca nad projektem zaczynała się i kończyła tego samego dnia. Kto wie, może jeszcze zupełnie zmienię branżę? Dziś zajmuję się kostiumami, jutro być może czymś innym. Nie chcę, by to praca definiowała, kim jestem.

Maks Behr – reporter telewizyjny i dziennikarz radiowy

Kiedy ktoś mnie pyta, gdzie pracuję, odpowiadam, że w mediach. Telewizja, radio, podcasty, konferansjerka, social media. Wszystko zaczęło się jednak od modelingu. Od początku traktowałem to jako zajęcie, które może zaspokoić dwie ważne dla mnie sfery życia: artystyczną i biznesową. Szybko się zorientowałem, że nie zawalając szkoły, jestem w stanie pracować jako model, a przy tym poznawać ciekawych ludzi, czerpać od nich wiedzę i podróżować po świecie. Modeling był dla mnie pewnym stylem życia, ale przyszłość w nim wyglądała mało stabilnie, dlatego jednocześnie studiowałem prawo i ukończyłem zarządzanie. Jednak od zawsze najbardziej marzyłem o dziennikarstwie. Wszyscy w moim otoczeniu 
o tym wiedzieli i wspierali mnie w tych planach. W pewnym momencie trafiłem na Oliviera Janiaka, który zaprosił mnie do współpracy przy programie „Co za tydzień” w TVN. To on dał mi szansę i obdarzył gigantycznym zaufaniem, a jednocześnie rzucił na głęboką wodę. Najtrudniej było zaufać sobie, że dam radę, ale pomogło dotychczasowe doświadczenie przed obiektywem i kamerą. Od początku nie było miękkiej gry. Z dnia na dzień pojechałem przygotować samodzielnie materiał. Dzisiaj wiem, że to najlepsza lekcja, i jestem za nią wdzięczny. Każdy ciężko trenuje, a później na boisku pada komenda od trenera: „Wchodzisz”, i tak było w tym przypadku. James Dean mówił, że należy snuć marzenia tak, jakby żyło się wiecznie, i żyć tak, jakby miało się umrzeć dziś. Staram się znaleźć w tym balans i nie zapeszać.