Ten krem to espresso dla skóry. Po jednej aplikacji wyglądasz, jakbyś przespała 9 godzin (nawet jeśli nie spałaś wcale)
Efekt wypoczętej, promiennej cery można osiągnąć szybciej niż myślisz – bez makijażu, bez filtra z telefonu, bez trików. Wystarczy jeden kosmetyk, który działa jak zastrzyk energii dla skóry. Budzi ją, wygładza, chroni i daje ten luksusowy „glow”, który wygląda lepiej niż podkład. W nowym odcinku „Kosmetyczki ELLE” Gabriela Bednarz zdradza, że nie rozstaje się z tym produktem – bo jest jak poranna kawa dla zmęczonej cery.
Spis treści:
- Gabriela Bednarz: sekret świeżości zaczyna się od ochrony
- Algi, turmalin i malachit: tak pachnie luksusowa pielęgnacja
- Mały rytuał na koniec: mgiełka, która domyka całość
Gabriela Bednarz: sekret świeżości zaczyna się od ochrony
Ten krem nie tylko chroni przed słońcem. Jest napakowany składnikami, które pielęgnują skórę od pierwszej sekundy aplikacji. Zamiast tłustego filmu czy bielenia – mamy efekt „soft glow”, jakbyś właśnie skończyła jogę i wypiła litr wody z cytryną.
Wśród aktywnych składników znajduje się m.in. kofeina, która zmniejsza obrzęki i działa jak drenaż limfatyczny dla skóry. Niacyna poprawia koloryt i wspiera barierę hydrolipidową – dlatego cera wygląda bardziej spokojnie i zdrowo. Sód hialuronianowy nawilża, a olej z nasion kukui (Aleurites Moluccana Seed Oil) znany z właściwości regeneracyjnych, koi podrażnienia i przywraca skórze elastyczność.
Algi, turmalin i malachit: tak pachnie luksusowa pielęgnacja
Formuła tego kremu to także ukłon w stronę morskiej biotechnologii. Znajdziemy w nim ekstrakt z alg brunatnych i laminarii ochroleuca, które łagodzą i chronią skórę przed stresem środowiskowym. Dodatek turmalinu i malachitu – minerałów stosowanych w rytuałach beauty w Azji – nadaje kremowi nie tylko blask, ale też działanie antyoksydacyjne.
Efekt? Skóra natychmiast wygląda na gładszą, lepiej napiętą i rozświetloną. A wszystko to zamknięte w formule, która ma SPF – ale zachowuje się jak luksusowy krem.
Gabriela Bednarz zdradziła, że to właśnie SPF od La Mer jest jej codziennym must-have – nawet wtedy, gdy nie ma czasu na pełny makijaż. Bo dzięki niemu nie musi niczego zakrywać – wystarczy nałożyć, przeciągnąć szczotką brwi i… gotowe. Skóra robi całą robotę sama.
Mały rytuał na koniec: mgiełka, która domyka całość
Tuż po aplikacji kremu, Gabriela lubi sięgnąć po mgiełkę Caudalie. Ten francuski klasyk nie tylko nawilża i koi skórę, ale też utrwala świeży efekt „właśnie się obudziłam”. Kilka psiknięć działa jak chłodna bryza w upalny poranek – błyskawicznie odświeża i przywraca skórze balans. To prosty, zmysłowy gest, który sprawia, że cały rytuał zyskuje jeszcze bardziej luksusowy wydźwięk.

