Reklama

Nieraz wspominałam, że jestem posiadaczką cery mieszanej ze skłonnością do wyświecania się w strefie T. Jednocześnie jestem o tyle trudnym przypadkiem, że nie przepadam za kosmetykami bardzo matującymi, które sprawiają, że zarówno skóra sauté, jak i w makijażu staje się (i to tylko moje wrażenie) płaska i bez wyrazu. Na szczęście wypracowałam sobie skuteczną rutynę pielęgnacyjną, w której pierwsze skrzypce gra polski krem, a właściwie hydroaktywny sorbet. Chociaż właściwości matujące i jest niezwykle lekki, ale nie daje wrażenia ściągnięcia.

Polski krem matujący – mój nowy faworyt na lato

Praca redaktorki beauty to ciągłe odkrycia kosmetyczne. Wiem, że konkurencja na rynku kosmetycznym jest ogromna, a nasze upodobania i potrzeby są tak różne, że czasem nie warto polegać na faworytach innych osób, ale prawda jest taka, że skład nie kłamie. Jeśli coś jest dobre na papierze, będzie również efektywne w praktyce. Tak jest w przypadku sorbetu hydroaktywnego polskiej marki Clochee. Trzy kluczowe składniki: grzyb śnieżny, wyciąg z kwiatu lotosu i ekstrakt z kwiatu porcelanowego działają na trzy różne sposoby. Grzyb śnieżny jest alternatywą (według producentów nawet lepszą) dla kwasu hialuronowego. Czyli odpowiada za nawilżenie, wspomaga procesy regeneracyjne i wygładza skórę. Ekstrakt z kwiatu porcelanowego to doskonałe źródło flawonoidów, które działają antyoksydacyjnie. Prostszym językiem – składnik ten opóźnia procesy starzenia, nawilża, wyrównuje koloryt i wydobywa blask ze skóry. Dla posiadaczek cery mieszanej najważniejszym składnikiem będzie wyciąg z kwiatu lotosu, który oprócz nawilżania i ujędrniania, ma działanie seboregulujące, czyli ograniczające błyszczenie się skóry spowodowane nadmierną pracą gruczołów łojowych.

W opisie produktu na stronie możemy wychwycić takie słowa jak "spektakularny", "krystaliczny efekt" i "ultralekka formuła". I w tym przypadku mają one pokrycie. Jeśli poszukujesz dobrego kremu matującgo, ten jest doskonałym kandydatem. Kolejnym argumentem "za" jest promocja. Teraz zamiast 135 złotych kosztuje niespełna 90.

Poranna rutyna pielęgnacyjna redaktorki beauty

Moja skóra uwielbia lekkie formuły, ja z kolei jestem fanką delikatnego efektu "dewy", czyli skóry nie tyle świecącej, co wyglądającej na dobrze odżywioną. Dlatego moja poranna rutyna pielęgnacyjna składa się się z kilku etapów.

Pierwszym krokiem jest mycie twarzy i chociaż używanie rano żelu myjącego jest opcjonalne, ja jako posiadaczka skóry mieszanej zdecydowanie preferuje włączać go do swojej rutyny. Teraz na przemiennie używam dwóch – wieczorem jest to krem oczyszczający do twarzy z Drunk Elephant, który doskonale pozbywa się wszelkich zanieczyszczeń, resztek pielęgnacji i makijażu z całego dnia. Rano wybieram jednak znacznie łagodniejszy kosmetyk, czyli Aveeno Calm + Restore z ekstraktem z owsa, który daje mi uczucie świeżości, ale nie ściąga skóry.

Następnym krokiem, którego bagatelizowania nie polecam, jest tonizacja. Esencje regulują ph skóry, ale też poprawiają teksturę skóry, zmniejszając widoczność porów. Do moich obecnych ulubieńców zaliczają się dwa: nawilżająco-witalizująca esencja z jagodami żeń-szenia koreańskiej marki Cliv oraz Mega-Mushroom Relief & Resilience Soothing Treatment Lotion marki Origins.

Kolejnym krokiem są sera – zaczynam od tych najlżejszych, czyli serum z witaminą C od BasicLab z dodatkiem kwasu ferulowego, witaminy E i kwasu hialuronowego. Następnie używam czegoś treściwszego, właśnie dla efektu „dewy”, czyli serum tonującego, również z BasicLab. Jego efekt chłodzący i nietłusta formuła to coś, czego zupełnie się nie spodziewałam, a całą recenzję przeczytasz tutaj. Następnie pozostał już tylko krem i SPF – u mnie naprzemiennie odkrycie tegorocznego sezonu, czyli SPF Resibo Our Lightest i kultowy już krem z filtrem Beauty of Joseon.

Taka rutyna pozwala mi dbać o nawilżenie skóry, dostarczać jej odpowiednich składników aktywnych, powstrzymywać ją przed nadmiernym przetłuszczaniem i wyświecaniem, a jednocześnie nie rezygnować z efektu zdrowo błyszczącej, nawilżonej cery.

Reklama
Reklama
Reklama