Szafa ELLE: Natalia Kusiak. Co w garderobie ma podcasterka i influencerka, która uwielbia słoneczne destynacje?
Latem wygrzewa się w Europie, zimą migruje do Australii. Natalia Kusiak do szczęścia najbardziej potrzebuje słońca, wody i dobrego bikini. Autorka książek, podcasterka i influencerka ma zawsze spakowaną walizkę.

U mnie jest 10.00 rano i właśnie weszłam do redakcji. U Natalii 16.00 i zaraz wychodzi na plażę z partnerem i przyjaciółmi. Zdzwaniamy się na wywiad. Ja w Warszawie, ona we Fremantle niedaleko Perth w Australii. Na zachodnie wybrzeże powoli przychodzi jesień, to czas, by zmienić kontynent. – Uciekam przed zimnem – mówi Natalia. Prawie 120 tysięcy obserwujących na Instagramie regularnie śledzi jej podróżnicze posty, wegańskie przepisy i porady dotyczące relacji. Jest autorką jednego z najpopularniejszych podcastów „Pierwsza randka”, który założyła, gdy po rozstaniu powoli zaczynała znowu się umawiać i zdała sobie sprawę, że zasady gry całkowicie się zmieniły.

Do Polski wraca promować swoją książkę o tym samym tytule. To zbiór najciekawszych rozmów, które przeprowadziła w podcaście. Od pewnego czasu styl Natalii zupełnie się zmienił. – Wydaje mi się, że przez wiele lat w moim wyglądzie funkcjonowała zasada: wszystko wszędzie naraz. Czasami to działało, ale czasami była klęska urodzaju. Rok temu zrobiłam do podcastu wywiad z Sylwią Antoszkiewicz, założycielką szkoły Inside Your Style.

Alex Kawałko, która ją skończyła, pomogła mi zorganizować szafę i myślenie o stylu. Po analizie okazało się, że mam 65 T-shirtów z napisami. Zrobiłyśmy sporą rewolucję, ponieważ zależało mi na tym, żeby ubierać się jak dorosła kobieta, a nie jak nastolatka z ADHD.
Wiesz, co jest najciekawsze? To wymagało ode mnie zmiany wewnętrznych przekonań, a nie tylko tego, co miałam w szafie. Wspólnie stworzyłyśmy styl, który jest dużo spójniejszy i o wiele spokojniejszy. Nazwałyśmy go Confident Harmony – opowiada Natalia. Teraz nie ma już ani jednego T-shirtu z napisami, są za to dopasowane sukienki, marynarki z szerokimi ramionami, baletki, które stara się nosić znacznie częściej niż sneakersy, i okrycia wierzchnie, które lubi kolekcjonować.
Wśród ulubionych jest skórzana kurtka vintage od mamy. Z kolei najbardziej niezbędnym elementem jej szafy są bikini. W Australii to część dress code’u. – Kobiety są tu o wiele bardziej casualowe. Nie spotyka się ich często w marynarkach, raczej wplatają w swoje stylizacje plażowe elementy – opowiada Natalia.

Z każdym pobytem odkrywa nowych lokalnych projektantów i marki. – Lubię Brie Leon, bo szyje akcesoria z ekologicznych materiałów. Assembly Label tworzy minimalistyczną kapsułową modę, a najpiękniejsze są jej czarne sukienki. Wynn Hamlyn to z kolei marka z Nowej Zelandii ze swetrami i z topami o pięknych, rzeźbiarskich kształtach. Mam od niej wiele rzeczy, o których marzyłam – mówi.

Natalia analogicznie mogłaby wymienić polskie marki, które poleca ludziom zaczepiającym ją na lotniskach czy na ulicy. – Najczęściej pytają, jakich perfum używam. Ostatnio tłumaczyłam gitarzyście Duy Lipy, że pachnę polskimi ziemniakami od Bohoboco – śmieje się Natalia, która polskiej marce perfumiarskiej jest wierna od lat – ma całą gamę jej perfum. Gdy do influencerki przyjeżdżają do Warszawy znajomi zza granicy, zabiera ich na zakupy na Mokotowską i Koszykową.

Pokazuje im wtedy swoje ulubione butiki polskich projektantów. – Le Petit Trou noszę od pierwszej kolekcji. Mam sentyment do Lebrand, bo występowałam jako modelka w jednej z pierwszych kampanii Pauliny Pyszkiewicz (założycielki marki – przyp. red.). Lubię torebki Chylak i Mako, bardzo podoba mi się nowa La Mania, a na lato najlepsze są ubrania Muuv – białe dżinsy tej marki mam i w Warszawie, i we Fremantle.

Uważam, że pod względem mody nie mamy się czego wstydzić! – mówi. Jej relacja z ubraniami jest bardzo rozsądna i wyważona. Na swoich listach życzeń nie ma rzeczy od projektantów, nie odkłada pieniędzy na chanelkę. – Mam taką polską, oszczędną naturę. Ale znalazłam na to sposób. Na perełki poluję w second-handach. Na przykład w Paryżu udało mi się trafić na szpilki Yves Saint Laurent za dobre pieniądze czy białe dżinsy tego samego domu mody – opowiada. Oszczędności woli wydawać na podróże.

Na jej mapie marzeń jest miesiąc w Tokio. Chciałaby tam chwilę pomieszkać, zgubić się, nauczyć języka. – Japonia jest po prostu 10 sezonów przed wszystkimi. Kiedyś mi się wydawało, że Nowy Jork jest taki. Nie ma przyjemniejszej rzeczy w Tokio, niż usiąść z kawą czy jedzeniem i gapić się na przechodzących ludzi. Nie ma drugiego takiego miejsca na świecie – mówi.
