Julia Wieniawa lansuje najbardziej kontrowersyjny dodatek sezonu. Na czym polega fenomen Labubu?
Nie okulary, nie torebka, nie buty. W 2025 roku najbardziej zaskakującym dodatkiem w modzie ulicznej jest… maskotka. A dokładniej: Labubu. Julia Wieniawa właśnie dołączyła do grona gwiazd, które go lansują.

Czy jedna mała maskotka może zdominować modę uliczną i zawładnąć rynkiem kolekcjonerskim na skalę globalną? Zdecydowanie tak – o ile nazywa się Labubu. Trochę urocza, trochę dziwna, totalnie w stylu gen Z. Ta maskotka przypomina zabawkę z dzieciństwa, ale stała się czymś w rodzaju it-dodatku: przywieszką, brelokiem, a czasem wręcz talizmanem. I chociaż część modowego świata wciąż patrzy na niego z przymrużeniem oka, druga część już ustawia się w kolejce po własnego.
Stylizacja Julii Wieniawy: Y2K, denim i… Labubu
Julia Wieniawa oficjalnie dołączyła do grona fanek Labubu. Piosenkarka i aktorka podzieliła się na swoim stories lookiem w stylu Y2K, miksując klasykę lat 2000. z nowoczesnymi trendami. Czerwony dzianinowy bezrękawnik narzucony na klasyczny biały T-shirt i szerokie dżinsy w kroju podkowy (czyli tzw. horseshoe jeans), które obecnie robią furorę wśród trendsetterek, balansują na granicy miejskiego luzu i modowego statementu. "Gwiazdą" tej stylizacji jest oczywiście maskotka Labubu przyczepiona do różowej torebki Diesel, przypominającej ikoniczne baguette bags, które nosiłyśmy na przedramieniu w czasach świetności Paris Hilton.
Połączenie estetyki vintage, wygodnych krojów i nieoczywistych dodatków jak Labubu to przepis na stylizację, która mówi jedno: jestem na czasie, ale robię to po swojemu.
Czym właściwie jest Labubu? Fenomen niepozornej maskotki
Labubu to niepozorna figurka – przypominająca elfa z przymrużonymi oczami i postrzępionym uzębieniem – stworzona przez hongkońskiego artystę Kasinga Lunga i produkowana przez chińskiego giganta zabawek, firmę Pop Mart. Choć wygląda jak zabawka, jest pełnoprawnym kolekcjonerskim obiektem pożądania. Lalki sprzedawane są w tzw. blind boxach – czyli w zamkniętych pudełkach, w których nie wiadomo, jaka postać znajduje się w środku. I właśnie ta nieprzewidywalność podkręciła modowy i kolekcjonerski szał.
Dziś Labubu ma status virala – a ich sprzedaż w USA wzrosła o… 5000%. Pop Mart odnotowuje rekordowe wyniki: w pierwszej połowie 2025 roku przychody firmy potroiły się, a zyski wzrosły o co najmniej 350%. Wartość rynkowa Pop Mart przekroczyła już 40 miliardów dolarów. A wszystko to za sprawą pluszowego stworka, który potrafi kosztować kilkanaście, a czasem kilkaset dolarów – a w przypadku limitowanych edycji nawet kilkadziesiąt tysięcy. Najdroższy egzemplarz został sprzedany za 150 tysięcy dolarów.
Oczywiście, sukces Labubu nie obył się bez kontrowersji. System blind boxów budzi skojarzenia z hazardem i wzbudza niepokój psychologów, zwłaszcza że wielu fanów kupuje kolejne pudełka w nadziei trafienia na rzadki egzemplarz. Rynek wtórny szaleje – ceny limitowanych edycji osiągają niebotyczne poziomy, a niektóre modele znikają z półek w ciągu minut. Jednak w świecie mody to właśnie ta dziwność i nieoczywistość czynią Labubu czymś więcej niż tylko zabawką.
Labubu jako modowy statement
Na czym polega fenomen Labubu w świecie mody? Przede wszystkim – na kontrastach. Fashionistki z Tokio, Paryża czy Mediolanu przypinają breloki Labubu do luksusowych torebek od Hermès, Chanel czy Miu Miu. Ten zabawny, infantylny element zestawiony z eleganckimi dodatkami tworzy efekt „modowego mrugnięcia okiem”. Na ulicach tygodni mody maskotka była tak samo obecna, jak najnowsze kolekcje – tyle że nie na wybiegu, a wśród influencerów i redaktorek mody. Labubu stało się viralowym trendem i coś nam podpowiada, że zniknie równie szybko, co się pojawiło - jak to w przypadku hiper trendów bywa.
