Nie wszystko musi rozpocząć się od 1 stycznia. Najzdrowsze zmiany rodzą się w ciszy i spokoju. Zimą odpoczywasz. Wiosną startujesz
„Nowy rok, nowa ja” - ile razy w życiu powtarzałyśmy to zdanie, jak mantrę, a zapału i tak starczyło nam na maksymalnie trzy tygodnie. Problem jednak wcale nie musi leżeć w nas, a... w źle wybranej dacie.

Nie wszystko musi zaczynać się 1 stycznia. A już na pewno nie noworoczne postanowienia. Skoro są noworoczne, to - teoretycznie - mamy na nie cały rok. I oczywiście, odkładanie planów „na potem” bywa wygodną wymówką, ale spalanie się wraz z początkiem stycznia również nie prowadzi do niczego dobrego.
Nowy rok przychodzi do nas w środku zimy - wtedy, gdy organizm domaga się spokoju, snu i regeneracji, a nie rewolucji. Tymczasem my próbujemy nałożyć na siebie presję zmian, diet, planów i ambicji dokładnie w momencie, w którym naturalnie jesteśmy najbardziej zmęczone. Może więc zamiast walczyć z własnym rytmem, warto go wreszcie posłuchać?
Postanowienia noworoczne. Dlaczego mamy z nimi taki problem?
Zima to czas wyciszenia. Przyroda zamiera, świat zwalnia, dni są krótkie, a ciało domaga się odpoczynku. Nie bez powodu wiele kultur traktowało ten okres jako moment regeneracji, a nie ekspansji. Tymczasem współczesna narracja próbuje wmówić nam, że styczeń to idealny moment na „nowe życie”. Efekt? Frustracja, poczucie porażki i przekonanie, że znów „nie dałyśmy rady”. A może po prostu próbowałyśmy wystartować wtedy, gdy organizm był jeszcze w trybie przetrwania?
Zima nie jest porą działania. Jest porą zbierania sił. Odpoczynku. Zamykania spraw. Zatrzymania się na chwilę przed kolejnym etapem. I to też jest produktywne - choć działa zupełnie inaczej, niż uczą nas poradniki sukcesu dostępne na pierwszych półkach w księgarni.
„Nowy rok, nowa ja”. Dlaczego to właśnie wiosna sprzyja zmianom

Wiosna od zawsze była symbolem nowego początku - i nie jest to wyłącznie poetycka metafora. To realna zmiana, którą odczuwa zarówno ciało, jak i psychika. Dni stają się dłuższe, poziom energii rośnie, a my naturalnie częściej wychodzimy z domu, ruszamy się więcej i... zaczynamy planować.
Badania pokazują, że to właśnie wiosną mamy większą gotowość do działania. Zdecydowanie częściej myślimy wtedy o drobnych, ale realnych zmianach: powrocie do aktywności fizycznej, zadbaniu o zdrowie, porządkach - nie tylko w szafie, ale też w głowie. Co ważne, nie są to zazwyczaj wielkie życiowe rewolucje, lecz małe kroki, które łatwiej utrzymać w codzienności.
Wiosna nie obiecuje natychmiastowej przemiany. Ona raczej delikatnie zaprasza do ruchu. I właśnie dlatego działa.
Skąd w ogóle wzięły się postanowienia noworoczne?
Choć dziś wydają się nowoczesnym rytuałem motywacyjnym, postanowienia noworoczne mają bardzo długą historię. Ich korzeni można szukać już kilka tysięcy lat temu - i co ciekawe, wcale nie zaczynały się w styczniu. Jednymi z pierwszych byli starożytni Babilończycy. Około czterech tysięcy lat temu świętowali oni nowy rok w marcu, wraz z początkiem prac polowych. Podczas dwunastodniowego święta Akitu składano bogom obietnice: spłaty długów, oddania pożyczonych przedmiotów, poprawy postępowania. Wierzono, że dotrzymanie tych zobowiązań zapewni przychylność bogów na kolejny rok.
W starożytnym Rzymie moment ten przesunięto na 1 stycznia wraz z wprowadzeniem kalendarza juliańskiego. Nowy rok poświęcono bogu Janusowi - opiekunowi początków i przejść, przedstawianemu z dwiema twarzami: jedną zwróconą ku przeszłości, drugą ku przyszłości. Rzymianie składali mu ofiary i deklarowali dobre postępowanie w nadchodzącym roku. Z czasem, w tradycji chrześcijańskiej, nowy rok stał się okazją do refleksji nad własnym życiem, błędami i potrzebą poprawy. Postanowienia nabrały bardziej osobistego charakteru - były formą wewnętrznego rachunku sumienia, a nie publicznej deklaracji.
Dopiero współczesność uczyniła z nich masowy rytuał, często oderwany od realnych możliwości i potrzeb. Nic więc dziwnego, że statystyki są bezlitosne - tylko 8% osób faktycznie realizuje styczniowe obietnice.
Może więc nie teraz. Może na wiosnę?
Zmiana nie musi przychodzić głośno, z fajerwerkami i checklistą na nowy rok. Najzdrowsze decyzje rodzą się często w ciszy - wtedy, gdy pozwalamy sobie odpocząć, zamiast się zmuszać. Zimą warto się zatrzymać. Wiosną - ruszyć. Bez presji, bez wielkich haseł, za to w zgodzie z rytmem, który mamy wpisany głębiej, niż nam się wydaje.
Bo nie wszystko musi zaczynać się 1 stycznia. I to jest naprawdę dobra wiadomość.

