„Uciekinier” powraca w wielkim stylu. To jedna z lepszych adaptacji Stephena Kinga jaką widziałam
Nowy „Uciekinier” to kino akcji skrojone na dzisiejsze czasy: błyskotliwe, intensywne i przerażająco aktualne. Edgar Wright, mistrz rytmu i filmowej energii, stworzył widowisko, o którym krytycy mówią jednym głosem: to jedna z najlepszych ekranizacji prozy Stephena Kinga od lat.

Choć wielu widzów wciąż ma sentyment do wersji z 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej - którą od września można oglądać dzięki platformie Netflix - to tegoroczna adaptacja wchodzi na zupełnie inny poziom - emocjonalny, wizualny i narracyjny. Teraz, gdy film trafił do polskich kin, widzowie mogą sami przekonać się, dlaczego nazywa się go „najlepszym filmem akcji 2025 roku”.
W tym artykule:
- „Uciekinier” znów na ekranach. To jedna z lepszych adaptacji Stephena Kinga
- Tom Cruise, Glen Powell i lekcje biegania, o których mówi cały Hollywood
- O czym opowiada „Uciekinier” - i dlaczego ta historia znów jest tak mocna
- Powieść Stephena Kinga napisana pod pseudonimem. Ciemniejsza, brutalniejsza, zaskakująco prorocza
- Schwarzenegger był pierwszy, ale to nowa wersja zostanie zapamiętana
„Uciekinier” znów na ekranach. To jedna z lepszych adaptacji Stephena Kinga
Od pierwszej sceny tempo filmu działa jak zastrzyk adrenaliny: szybkie cięcia, pulsujący montaż, klaustrofobiczne ujęcia i futurystyczny pejzaż, który - choć stylizowany - niepokojąco przypomina współczesną rzeczywistość. Wright bawi się konwencją dystopii i thrilleru akcji, tworząc świat, w którym telewizja przekroczyła wszystkie możliwe granice, a przemoc stała się ulubioną rozrywką mas. Krytycy nie mają wątpliwości: to opowieść, która mówi więcej o dzisiejszych mediach, niż chcielibyśmy przyznać.
Łukasz Adamski z Interii nazywa film „przerażająco aktualnym” i ocenia go na 8/10, a redaktorzy Stephenking.pl podkreślają, że przez ponad dwie godziny nie ma ani sekundy wytchnienia. Właśnie ten intensywny rytm sprawia, że nowy „Uciekinier” ogląda się jak współczesną odpowiedź na kultowe kino akcji, ale z refleksją skrojoną pod widza 2025 roku.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Tom Cruise, Glen Powell i lekcje biegania, o których mówi cały Hollywood
Jednym z najgłośniejszych wątków wokół produkcji była anegdota Glena Powella, który wciela się w Bena Richardsa. Aktor ujawnił, że przed rozpoczęciem zdjęć spotkał się z Tomem Cruise’em, który przez dwie godziny tłumaczył mu zasady bezpieczeństwa na planie i pokazał, jak biegać do kamery, by zachować idealny „action hero look”. Cruise - legenda kina akcji - po seansie dodatkowo pochwalił Powella, a jego opinia stała się w Hollywood czymś w rodzaju certyfikatu jakości.
Ta historia tylko podgrzała atmosferę wokół filmu, a sam Powell zbiera zachwyty krytyków. Adam Siennica z NaEkranie.pl określa go jako „świetnego”, a na TikToku pojawiają się komentarze w stylu: „Dla Glena będę oglądał więcej”.
O czym opowiada „Uciekinier” - i dlaczego ta historia znów jest tak mocna
Akcja przenosi nas do świata, w którym telewizyjne reality show stały się brutalniejsze niż kiedykolwiek. Najpopularniejszy z nich - „Uciekinier” - polega na tym, że uczestnik musi przetrwać 30 dni, uciekając przed zawodowymi zabójcami znanymi jako Łowcy. Widzowie głosują, komentują i kibicują, a każdy kolejny odcinek napędza gigantyczną machinę przemocy.
Glen Powell gra Bena Richardsa, robotnika, który decyduje się wziąć udział w śmiertelnej grze, by zdobyć pieniądze na leczenie chorej córki. Szybko okaże się jednak, że najsłynniejszy program w kraju działa według zasad, które wykraczają daleko poza fikcję telewizyjną. W obsadzie pojawiają się także Josh Brolin, Lee Pace, Michael Cera, William H. Macy i Jayme Lawson - aktorzy, którzy wprowadzają w film nie tylko energię, ale i zaskakujące poczucie humoru.
Powieść Stephena Kinga napisana pod pseudonimem. Ciemniejsza, brutalniejsza, zaskakująco prorocza
„Uciekinier” to jedna z najbardziej znanych powieści Stephena Kinga, która pierwotnie nie nosiła jednak jego nazwiska. Autor wydał ją w 1985 roku pod pseudonimem Richard Bachman, chcąc sprawdzić, czy jego książki odniosą sukces, jeśli zabraknie na okładce słynnego nazwiska. Bachman był dla Kinga alter ego: mroczniejszym, bardziej cynicznym, zaciętym w opisywaniu dystopijnych wizji.
Właśnie „Uciekinier” stał się jednym z najmocniejszych tekstów z tego okresu. King krytykował w nim reality-TV na długo przed tym, zanim reality-TV zdobyło świat. Pisał o uzależnieniu od przemocy, zanim pojawiły się social media. I ostrzegał przed telewizją, która przestaje oddzielać show od życia. Kiedy prawda o pseudonimie wyszła na jaw, sprzedaż powieści eksplodowała - a tytuł trafił na listę najważniejszych dystopii XX wieku.
Schwarzenegger był pierwszy, ale to nowa wersja zostanie zapamiętana

Pierwsza ekranizacja z 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem to dziś klasyk, choć raczej w klimacie „campowego” sci-fi lat 80. Jej urok tkwi w przerysowaniu, humorze i nieśmiertelnej charyzmie aktora. Reżyser Edgar Wright poszedł jednak w przeciwnym kierunku: postawił na realizm świata przedstawionego, emocjonalny ciężar postaci i tempo, które nie zwalnia nawet na moment.
Stephen King, który zobaczył nową wersję, powiedział krótko: „To ‘Szklana pułapka’ naszych czasów. Emocjonująca przejażdżka.” Pisarz rzadko bywa tak entuzjastyczny - tym bardziej warto odnotować jego opinię. I udać się do kina, na film, aby sprawdzić - czy autorowi tego bestsellera - można zaufać.

