Film, który dotyka najgłębszych lęków młodych matek. Tak odważnego portretu depresji poporodowej w historii kina jeszcze nie było
Jennifer Lawrence wraca na ekrany w roli, którą już teraz nazywa się najtrudniejszą, najbardziej nagą emocjonalnie i potencjalnie oscarową w jej dotychczasowej karierze.

„Zgiń, kochanie”, ekranizacja powieści Ariany Harwicz w reżyserii Lynne Ramsay, to film, który mówi głośno o tym, co wiele kobiet czuje po porodzie, a o czym boi się mówić w obawie przed krytyką ze strony najbliższych.
Choć historia pozornie zaczyna się jak kameralny dramat o młodym małżeństwie próbującym zacząć nowe życie z dala od miasta, szybko przekształca się w gęsty od napięcia thriller psychologiczny. To kino, które nie kokietuje, nie upiększa macierzyństwa i nie wstydzi się pokazywać emocji, o których kobiety rzadko mówią głośno - bo nikt ich tego nie nauczył, a społeczeństwo woli nie słuchać. Jeśli jednak odważą się mówić, powiedzą na głos, że 'nie mają już siły', 'że mają dość' - ze strony rodziny - zwykle zamiast zrozumienia i wsparcia - otrzymują krytykę oraz dezaprobatę.
Niestety w wielu domach wciąż - jak mężczyzna „pomaga” i równie dobrze zajmuje się dzieckiem - to kobiety słyszą komentarze typu: „Ty to dobrze trafiłaś”, „jaki to dobry ojciec”, „potrafi wszystko zrobić przy dziecku? Chłop jak marzenie”, a kobieta? No cóż - przecież ciągłe zajmowanie się dzieckiem to jej obowiązek. A jak nie daje rady, to powinna zacisnąć zęby. Depresja poporodowa, to nie wymysł 'leniwych matek' - według danych przedstawionych przez NFZ w 2023 roku - choroba ta dotyka ponad 15% kobiet w Polsce.
W tym artykule:
- „Zgiń, kochanie” to najbardziej bezlitosny portret depresji poporodowej przedstawiony w kinie od lat
- Małżeństwo na krawędzi i tętniąca lękiem seksualność
- „To ekstremalnie izolujące. Czujesz się jak obcy” - Jennifer Lawrence szczerze o macierzyństwie
- Krytycy mówią wprost: to najlepsza rola Lawrence
„Zgiń, kochanie” to najbardziej bezlitosny portret depresji poporodowej przedstawiony w kinie od lat
W centrum opowieści jest młoda kobieta, której życie po narodzinach dziecka rozpada się w ciszy i w ukryciu. Nowy dom na wsi miał być azylem i obietnicą świeżego startu. Staje się jednak miejscem odosobnienia, duszności i niepokojącej transformacji. Reżyserka Lynne Ramsay - znana z takich mocnych tytułów jak „Musimy porozmawiać o Kevinie” (z niesamowitą Tildą Swinton) i „Nigdy cię tu nie było” - po raz kolejny zagląda do ludzkiego umysłu w momencie, kiedy zaczyna on odmawiać posłuszeństwa. I robi to z chirurgiczną precyzją.
W „Zgiń, kochanie” obserwujemy, jak bohaterka grana przez Jennifer Lawrence („Igrzyska śmierci”, „X-Men”, „Nie patrz w górę”) coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Jej lęki stają się obsesjami, pożądanie przeradza się w przerażające impulsy, zwyczajne codzienne czynności zaczynają przypominać halucynacje, a samotność paraliżuje ją do tego stopnia, że każdy kolejny dzień wydaje się coraz ciemniejszy. Dopełnieniem tej atmosfery jest odkrycie, że poprzedni właściciel domu popełnił w nim samobójstwo. W psychice bohaterki to zdarzenie działa jak detonator - pęka w niej coś, czego nie da się już skleić.
Lawrence w tej trudnej i mocnej roli partneruje uwielbiany z Sagi „Zmierzch” - Robert Pattinson, który wciela się w męża głównej bohaterki, który nie radzi sobie z nową rzeczywistością, w której obydwoje się znaleźli.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Małżeństwo na krawędzi i tętniąca lękiem seksualność
Film nie jest jednak wyłącznie historią depresji poporodowej. Ramsay buduje tu również opowieść o związku, który nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Mimo że bohaterowie grani przez Lawrence i Roberta Pattinsona tworzyli kiedyś intensywną, namiętną relację, po narodzinach dziecka ich świat pęka na pół.
On nie rozumie, jak głęboka jest jej samotność. Ona nie potrafi przejść przez to doświadczenie z kimkolwiek innym poza… samą sobą.
„To ekstremalnie izolujące. Czujesz się jak obcy” - Jennifer Lawrence szczerze o macierzyństwie
Podczas konferencji prasowej na festiwalu w Cannes Jennifer Lawrence przyznała, że ta rola rezonowała z nią w bardzo osobisty sposób. Podczas kręcenia scen sama była w drugiej ciąży, a jak przyznała macierzyństwo widziane z bliska nie zawsze jest łagodne i piękne jak z reklamy. – Jako matce naprawdę trudno było mi oddzielić to, co ja bym zrobiła, od tego, co zrobiłaby ona. Nie ma czegoś takiego jak okres poporodowy. To ekstremalnie izolujące. Kiedy para przenosi się do Montany, ona nie ma tam swoich ludzi. Ale prawda jest taka, że skrajny lęk i depresja izolują, bez względu na to, gdzie jesteś. Czujesz się jak obcy.
Aktorka dodała również: – Posiadanie dzieci zmienia wszystko. To brutalne, ale i niesamowite. Wpływają one na każdą decyzję: czy pracuję, gdzie pracuję, kiedy pracuję. Zmieniły całe moje życie, oczywiście na lepsze. Gorąco polecam posiadanie dzieci.
Robert Pattinson, prywatnie świeżo upieczony ojciec, również zapytany przez dziennikarzy w Cannes o rolę w „Zgiń, kochanie” opowiedział o swoim bohaterze z właściwą sobie autoironią. – Jest po prostu facetem. Nie wydaje się być kimś, kto ogląda na TikToku treści parentingowe. Po prostu ma nadzieję, że związek wróci do normy. Myślę, że to strach, który udziela się każdemu, kto ma dziecko.
Krytycy mówią wprost: to najlepsza rola Lawrence
Film, którego premiera w Polsce zaplanowana jest na 12 grudnia 2025 roku już teraz zbiera recenzje, których życzyłby sobie każdy twórca thrillerów psychologicznych. W Cannes owacje na stojąco trwały 9 minut, a wrażenia krytyków były wyjątkowo zgodne:
– „hipnotyczny, niepokojący, nie do wymazania”,
– „emocjonalnie wymagający i prowokacyjny”,
– „popis reżyserskiego kunsztu”,
– „jeden z najlepszych przykładów niewiarygodnej narracji”.
Najwięcej zachwytów spadło jednak na Lawrence. W recenzjach pojawiają się sformułowania: „najlepsza w karierze”, „tour de force”, „rola, którą będzie się analizować latami”. Niektórzy krytycy filmowi piszą wprost: „Jeśli nie będzie nagrody dla Lawrence, to będzie to potwarz”. Wszystko wskazuje więc na to, że Jennifer Lawrence może otrzymać nie tylko piątą nominację, ale i drugiego Oscara - ponad dekadę po „Poradniku pozytywnego myślenia”.
I ciężko nie przyznać im racji. Już sam zwiastun, który właśnie trafił do sieci, to trzy minuty narastającego niepokoju, dziwnej zmysłowości, matczynej furii i klaustrofobicznej atmosfery, której nie sposób zapomnieć. Po pierwszych kadrach widać, że Ramsay postawiła na kino, które nie daje widzowi oddechu.
I dobrze. Bo ten film nie ma być wygodny. Ma być prawdziwy.

