– O nic się tak z mężem nie kłócę jak o pieniądze – mówi Dagmara, 34 lata, mężatka od ośmiu lat. – Jest sobota, wybieramy się na zakupy. Ja jestem za jednym sklepem, bo akurat mają specjalną ofertę, która mnie interesuje, on za drugim, bo taniej. Ustępuję. Ale gdy docieramy na miejsce zaczynają się pretensje. „Zwariowałaś?! Dlaczego kupujesz makaron za pięć złotych zamiast za trzy?”, złości się on. „Może będziemy jedli tylko ziemniaki? Jesteś sknerą”, odpowiadam. „Ktoś w tym domu musi, skoro jesteś utracjuszką”. Wybiegam ze sklepu wściekła. Dopiero po kilku godzinach mąż wyciąga rękę na zgodę. „Dobra, wiem, że jestem sknerusem”. „A ja wiem, że gdyby nie ty, poszlibyśmy z torbami”, odpowiadam. To wyciąganie ręki na zgodę to wynik wielomiesięcznej pracy z terapeutą. Bo był moment, że omal się nie pozabijaliśmy przez pieniądze – śmieje się Dagmara.

Wasz finansowy kod

Na potrzeby tekstu robię rekonesans wśród znajomych. „Jak często kłócicie się z partnerem o pieniądze?” – pytam. Jestem zaskoczona, bo nawet koleżanki, które – wydaje się – są w idealnych związkach, mówią wprost: „Tak, kłócimy się. A nawet jeśli nie, to swoje myślę”. Zarzuty? On wyjeżdża na windsurfing z kumplami, a nie inwestuje w mieszkanie. Ukrywa wydatki, połowę pensji przeznacza na kredyty swojej eks, jest zbyt skąpy lub zbyt rozrzutny. Nie mówi, ile zarabia, wypomina, że ona zarabia za mało, czepia się, wypytuje, na co ona wydaje, nie dokłada się do budżetu domowego itp. Lista „naszych” zarzutów jest powtarzalna.

Z badań przeprowadzonych na zlecenie grupy ING w 10 krajach Unii Europejskiej wynika, że aż 70 proc. polskich par spiera się o pieniądze. Jak się okazuje, robimy to częściej niż mieszkańcy innych państw. – Zarabiamy mniej niż Francuzi czy Niemcy. A siłą rzeczy tam, gdzie pojawiają się problemy finansowe, będą też częstsze kłótnie – tłumaczy Karina Choroś, psycholożka i psychoterapeutka z Sensi Institute, specjalizująca się w terapii par i rodzin. Jak wynika ze statystyk polskich rozwodów w GUS, wojny o finanse są w ścisłej czołówce przyczyn rozpadu małżeństwa. 43 proc. par w wieku 25–34 lat przynajmniej raz w miesiącu kłóci się o domowy budżet. Wśród ludzi po pięćdziesiątce jest to już tylko 16 proc. Więcej kłótni o pieniądze jest w związkach niesformalizowanych.

Podejście do pieniędzy wiele mówi o nas samych: naszych celach, oczekiwaniach, stylu życia, a przede wszystkim wychowaniu – mówi Karina Choroś. – Jeśli kobieta pochodzi z rodziny, gdzie często powtarzano, że żyje się raz i pieniądze są po to, by je wydawać, a mężczyzna słyszał, że najważniejsze są oszczędności, nie ma siły, żeby pieniądze kiedyś ich nie podzieliły. Bo oni mają zupełnie różne finansowe skrypty!

Zaczęliśmy się kłócić o kasę, gdy zaszłam w ciążę – wspomina Dagmara. – Zarabiałam mało, a w pracy męża zaczął się kryzys, obcięli im pensje. Zrobiło się nerwowo. Ja mówiłam: „Jakoś to będzie, żyje się raz”, i kupowałam dla dziecka nowy wózek, on wpadał w panikę: „Dlaczego tego wózka nie można kupić za połowę ceny z drugiej ręki?”. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jesteśmy z dwóch różnych finansowych światów. Aż 71 proc. Polaków uważa, że milczenie na temat finansów może doprowadzić do poważnego kryzysu w związku, a mimo to nie umiemy rozmawiać. Taki wniosek płynie z badań SW Research na zlecenie Grupy Kruk.

– Pokaż mi parę, która na pierwszej randce rozmawia o kasie? Już prędzej opowiemy sobie, jaki seks lubimy. Ale kasa? Temat tabu – mówi Dagmara. – Tak samo było ze mną i z Adamem. Gdy go poznałam, oboje dobrze zarabialiśmy i robiliśmy wszystko, żeby sprawiać sobie przyjemności. Nie zwróciłam uwagi na to, że w jego rodzinnym domu nie ma szastania kasą, że siostra woli odłożyć pieniądze, niż wyjechać na wakacje. Wakacje! Które dla mnie są absolutnym priorytetem. On z kolei nie potrafił zwrócić mi uwagi, gdy za ostatnie pieniądze kupowałam szminkę lub sukienkę. Pobłażaliśmy sobie, jak zresztą robią wszyscy zakochani ludzie.

My kontra oni

Na jednej z najpopularniejszych grup na Facebooku, „Chujowa Pani Domu”, pojawił się post „Wasza najgorsza randka” i wywołał burzę. Setki wpisów, a większość dotyczy męskich zachowań „finansowych”. „Gdy kazał mi zapłacić za kawę, uciekłam”. „Wolał siedzieć na ławce, niż zaprosić mnie do kawiarni. A był początek grudnia”. „Gdy przyszło do płacenia, zapomniał portfela”. „Kelnerka przyniosła mu rachunek, a o rzucił: »To co, na pół?«”. Wiele wpisujących oburzało się, że facet nie potrafi na pierwszej randce postawić kolacji, że świadczy to o nim najgorzej – jest beznadziejnym kolesiem i będzie skąpy całe życie. Pojawiały się też inne głosy. Na przykład Magdy: „Dlaczego mężczyzna ma za mnie płacić na pierwszej randce? Jesteśmy feministkami czy nie? Jestem niezależna i mogę zapłacić”.

– Nadal są kobiety, które chcą traktować mężczyzn jak „tatusiów”, którzy zapewnią im finansowy byt. Zapłacą za wszystko: dom, życie, wakacje, zachcianki – mówi Katarzyna Iwanoska, autorka bloga „Finanse od kuchni”, menedżerka, coach i trenerka. – Wtedy jednak panowie najczęściej przejmują kontrolę w związku. Takie podejście często obraca się przeciw kobiecie. Kiedy pierwsze zauroczenie mija, „tatuś” potrafi przykręcać i odkręcać kurek, kiedy chce. Wykorzystuje pieniądze i prezenty jako narzędzie władzy w związku. Spotkałam wiele kobiet, które na pierwszym etapie związku mówiły: „Mój taki nie jest”, a potem życie to weryfikowało. Oczywiście nie każdy mężczyzna tak postąpi, ale musisz mieć plan B, na wypadek gdyby jednak...

Ona sama ma z mężem podpisaną intercyzę. – Wiem, wiem, wciąż panuje przekonanie, że intercyza oznacza, że się nie kocha. A tak naprawdę intercyza to większe zaufanie i prawdziwe uczucie (nigdy nie będzie trzymał nas kredyt), a przede wszystkim chęć ochronienia drugiej osoby i majątku, szczególnie gdy ktoś prowadzi dużą firmę lub zajmuje odpowiedzialne finansowo stanowisko. Katarzyna Iwanoska nie oczekuje, że mąż będzie zawsze płacił za nią w restauracji. – Robimy to różnie, bo ja też zapraszam męża na randki – stwierdza.

Ostrożniejsza jest Karina Choroś: – W płaceniu w restauracji nie chodzi o pieniądze. Bardziej o to, czy mężczyzna jest odpowiedzialny, opiekuńczy. Czy naprawdę jest zainteresowany, gotowy zainwestować w relację. Pieniądze to nie tylko banknoty. To narzędzie, które pokazuje, jacy jesteśmy. Warto być czujnym, żeby później nie było rozczarowań.

Niezależność?

Zbierając materiał do tego tekstu, rozmawiałam z kilkunastoma osobami. Psychologiem, coachem, adwokatem, finansistką, kobietami w związku. Po tych wszystkich rozmowach wniosek nasuwa się jeden: nie ma uniwersalnego podejścia do pieniędzy w związku. Dlatego tak ważne jest to, żebyśmy rozmawiali.

– Podjęliśmy z mężem te rozmowy dość szybko. Obojgu nam zależało na sukcesie, także finansowym – mówi Katarzyna Iwanoska. – On był przedsiębiorcą, ja planowałam karierę. Mówiliśmy wprost, jak sobie wyobrażamy wspólne życie. Jakie mamy pasje, cele. Taka rozmowa na początku związku jest konieczna. Musimy ustalić: czego ja chcę od życia, jaki mam plan, a czego chce mężczyzna, w którym się zakochałam. Gdzie są punkty wspólne, jakie mamy wartości, cele, wspólne i osobiste. I jak to się przekłada na finanse. Chcemy konto wspólne czy oddzielne? Jeśli oddzielne, to jakie mamy wspólne wydatki i ile każde z nas będzie przelewało na nie co miesiąc. Jak podzielimy nasze rachunki.

– Rozmowa to jedno, drugie to akceptacja, że się różnimy w oczekiwaniach – mówi Mania Pryśko, założycielka bloga Tekstualna i kilku grup dotyczących m.in. zaczynania od nowa.   – Niezależność finansowa zawsze była dla mnie ważna. Ale mój partner to minimalista, a ja z kolei potrzebuję poczucia bezpieczeństwa. Zawsze muszę mieć odłożone pieniądze na co najmniej trzy miesiące do przodu. Mieszkamy razem, ale to ja wzięłam kredyt na mieszkanie. Zrobiłam to dla siebie i nie oczekiwałam, że on się dołoży. Bo to ja potrzebuję poduszki finansowej. On ma inne potrzeby. Łatwiej się żyje, gdy nie przenosimy na drugą osobę odpowiedzialności za swoje samopoczucie.

Grzechy małe i duże

– Za każdym razem drżę przed otwarciem skrzynki – opowiada Alicja, 33 lata, mężatka. – Niemal codziennie przychodzą upomnienia do męża. Nie zapłacił rachunku, firma windykacyjna upomina się o ratę za sprzęt. Jaki sprzęt? Nawet nie wiem. Pieniądze z konta znikają, a gdy o to pytam, on dostaje furii. „Osaczasz mnie, kontrolujesz”. Myślę sobie: jaaaa? I czuję bezradność.

Marcin Iwuć, ekonomista, przedsiębiorca, autor bloga „Finanse bardzo osobiste”, pisze, że ukrywanie długów jest zabójcze dla związku, szczególnie jeśli mamy wspólny budżet. A ponad jedna trzecia z nas skrywa wydatki. Najczęściej zdarza się to... młodym kobietom. Tak wynika z badania „Finanse w związkach” przeprowadzonego przez Instytut ARC Rynek i Opinie na zlecenie Biura Informacji Kredytowej. Marcin Iwuć pisze wprost: „Musimy usiąść i wspólnie z partnerem odpowiedzieć sobie na trzy pytania. Pierwsze: jakie mamy trudności we wspólnym dbaniu o pieniądze? Drugie: jak sobie próbujemy z tym poradzić? Trzecie: co w naszym wypadku najlepiej się sprawdza?”. – Ustalenie priorytetów to jedno – mówi Karina Choroś. – Drugie to wolność finansowa, do której każdy ma prawo.

Te buty? A to promocja była…

Znów zrobiłam rekonesans wśród koleżanek. I co się okazało? Że nawet te z nas, które dobrze zarabiają, potrafią ukrywać koszty butów, sukienek, zabiegów kosmetycznych. – Przychodzę do domu po zakupach i wycinam metki. „Po co on ma wiedzieć, że sukienka kosztowała 250 złotych” – mówi Dagmara. – Ale w sumie, co ja dziecko jestem, że się przed tatą tłumaczę z kieszonkowego? – pyta. – Kobiety, które doszły do dużych pieniędzy i wysokich stanowisk różnią się od reszty tym, że przepracowały swoje „relacje z pieniędzmi” – tłumaczy Iwanoska. – Przepracowanie oznacza, że doceniamy swoją wartość. Nie tylko na gruncie zawodowym. Oczekujemy równego podziału obowiązków w domu i dobrego wynagrodzenia w pracy. Mamy też prawo swoje pieniądze wydawać.

– Często ten, kto ma pieniądze, ma też władzę. I wciąż najczęściej to jest mężczyzna – mówi Karina Choroś. – A potem spotykamy się na terapii i on mówi: „Nie szanuję jej, bo ona nie zarabia”. Drążę dalej. A co robi kobieta? Okazuje się, że od trzech lat siedzi z dziećmi, bo on tak sobie zamarzył. Teraz to go złości. Podobnie jest w drugą stronę. Znam bogate kobiety, które podświadomie odczuwają do partnera złość – ale to są jednak dużo rzadsze przypadki. – Brak naszej asertywności może wynikać z lęku przed odrzuceniem, ale granice trzeba stawiać od początku. Przemoc ekonomiczna nigdy nie zaczyna się nagle. To właśnie awantura o sukienkę, pretensja, że ona za dużo wydaje. – Musimy zabezpieczyć swoje bezpieczeństwo – dodaje Karolina Choroś. – Ważne, żeby nie zamiatać problemów pod dywan. Nie potrafimy się porozumieć? Umówmy się na spotkanie z mediatorem, terapeutą, ostatecznie z prawnikiem, który pomoże nam „zabezpieczyć” nasze pieniądze – radzi psycholożka. Lepiej jej uważnie posłuchajmy. Kiedy już załatwimy trudne sprawy finansów, będzie nam się łatwiej… po prostu kochać.

Tekst: Katarzyna Troszczyńska