Jeśli termin „francuskie perfumy” nadal kojarzy ci się ze starszą panią w stylowym, pełnym antyków mieszkaniu – namawiamy do innego spojrzenia. Na początek odrobina historii.

Perfumy we Francji zaczęto tworzyć, by maskować wszechobecny smród. Skoro nawet król cuchnął jak lew, a królowa jak koza, jak napisał Patrick Süskind w „Pachnidle”, to strach pomyśleć, co działo się w świecie poddanych. Zaprojektowano więc perfumowane olejkami rękawiczki. Można było podsuwać je sobie pod nos w szczególnie trudnych, olfaktorycznych sytuacjach. Grasse, dziś mekka perfumiarstwa, było w XVIII wieku siedzibą ich najsłynniejszych producentów.

– Francja odegrała kluczową rolę w historii perfum sięgającej czasów dworu wersalskiego i Ludwika XIV – uważa Jean-Claude Ellena, jeden z najwybitniejszych perfumiarzy, obecnie związany z Le Couvent.

Z kolei, jak tłumaczy Michał Missala z perfumerii Quality, klasyczny francuski styl tworzenia perfum ukształtował się ponad 100 lat temu wraz z powstaniem zapachu Quelques Fleurs domu perfum Houbigant w 1912 roku.

– Była to jedna z najbardziej innowacyjnych kompozycji wszech czasów. Po raz pierwszy użyto tak wielu kwiatów, połączonych w taki sposób, że żaden z nich nie wychodził na pierwszy plan. Perfumy nie pachniały różą czy jaśminem, ale miały własną, niepowtarzalną woń – dodaje.

- Długa tradycja i doświadczenie pozwoliły francuskiemu przemysłowi perfumeryjnemu kultywować wrodzone poczucie elegancji i wyrafinowania. W końcu legendarne domy perfumeryjne, takie jak Guerlain, Chanel, Dior czy Hermès, zostały założone właśnie we Francji i przetrwały przez pokolenia – mówi Jean-Claude Ellena.

Współzałożycielka marki Roos & Roos Alexandra Roos stwierdza:

– My, Francuzi uważamy, że stworzyliśmy haute parfumerie. Wprawdzie Katarzyna Medycejska w XVI wieku sprowadziła tradycję perfumiarską z Włoch, ale szybko o tym zapomniano i stała się ona francuskim symbolem. Sam król Ludwik XIV był nazywany najbardziej kwiecistym władcą na świecie.

Zapachowe perwersje 

Jakie składniki można uznać za typowo francuskie? Czy w ogóle istnieje taka kategoria?

– Prawdą jest, że są nuty szczególnie popularne. Na przykład perfumy z akordami soczystych cytrusów, czerwonych albo słodkich owoców tropikalnych są doceniane za świeży, radosny i energetyzujący charakter. Z kolei przypominające wypieki i desery nuty gourmand, jak wanilia, karmel, czekolada, praliny czy kandyzowane owoce, są wykorzystywane do tworzenia wykwintnych zapachów przywołujących przyjemne wspomnienia, przynoszących uczucie miękkości i domowego ciepła. Wreszcie nuty drzewne, które we francuskim krajobrazie zapachowym odgrywają ważną rolę – wymienia Jean-Claude Ellena.

– Nie ma jednak czegoś takiego jak gust uniwersalny – dodaje mistrz.

– We francuskich perfumach szczególnie silny jest wątek zmysłowości – podkreśla Michał Missala.

Śmiało można mówić wręcz o francuskiej perwersji zapachowej. Najlepszym przykładem są składniki pochodzenia zwierzęcego – dziś uzyskiwane wyłącznie syntetycznie, ale pachnące jak naturalne pierwowzory. Aromat cywetu to wydzielina z gruczołów odbytu pięknego kota, ambra była oryginalnie substancją z jelit kaszalota, kastoreum pochodzi z genitaliów bobra, a piżmo to nic innego jak wydzielina z pochwy jelenia piżmowego.

Francuska miłość do kwiatów też ma podwójne dno. W tych niesamowicie popularnych, białych, znajduje się związek organiczny indol, który jest również wonią odchodów. Stąd wrażenie odurzającej zgniłości, którego doświadczamy, wchodząc do pokoju pełnego wazonów z niezbyt już świeżymi, białymi kwiatami (tuberoza i lilie zdecydowanie tu prowadzą).

Francuscy perfumiarze zawsze kochali być niegrzeczni i prowokowali, kiedy tylko się dało, ale nawet sięgając po rzeczy kontrowersyjne, czynili to z wyrafinowaniem i elegancją. Trochę przekornie i tak jak pisał Witkacy w „Pożegnaniu jesieni”:

„Właśnie dlatego, że obrzydliwe – zjem to”.

Stworzony w 1925 roku drzewno-dymny zapach Shalimar Jacques’a Guerlaina sprawiał, że damy płonęły rumieńcem (i kupowały po kilka flakonów) – nie dość bowiem, że jego nazwa oznacza ogród miłości, to jeszcze twórca wszem wobec głosił, że pachnie on jak jego kochanki w sytuacjach mocno intymnych.

Równie skandaliczny był zapach Opium wypuszczony w 1977 roku przez markę Yves Saint Laurent. Nie bez powodu nazywano go orientalną nierządnicą.

No i wreszcie książę perfumeryjnych ciemności, czyli Serge Lutens – bezwstydny i zachwycający swoją olfaktoryczną rozwiązłością. Stworzony przez niego w 2015 roku Sidi Bel-Abbès, nazwany tak na cześć algierskiego miasta, jest jednym z najbardziej tajemniczych, mrocznych, skórzanych zapachów świata. I jednym z najdroższych, o ile w ogóle uda się go kupić.

– Luksus to nie kwestia ceny, lecz jakości w każdym szczególe – opowiada Sophie Bruneau, właścicielka niszowej marki Affinessence, której zapachy w swojej piramidzie mają tylko nuty bazy i są raczej cięższe niż lżejsze.

– „Elegancja” jest dla mnie najlepszym słowem charakteryzującym francuskie perfumy. Jest w nich nasze dziedzictwo z Grasse, rzemieślniczy know-how wraz z fantastycznymi surowcami, których zazdrości nam cały świat – podsumowuje.

I rzeczywiście – sekretem jest chyba właśnie to nierozerwalne połączenie tradycyjnej sztuki perfumeryjnej, dbałości o najdrobniejsze detale i wyrazistego charakteru.

Obudzić emocje

Binet-Papillon, francuska marka luksusowych, niszowych perfum, do dziś kontynuuje zwyczaje XVII-wiecznej rodziny Binetów, służącej królom Francji, dawniej zajmującej się perfumiarstwem, rękawicznictwem i perukarstwem. Wychodząc od tradycji francuskiego haute parfumerie, marka tworzy unikatowe zapachy. Wszystkie jej kompozycje są w ponad 90 proc. naturalne, bazują na certyfikowanym alkoholu pszenicznym, a całość procesu wytwarzania odbywa się w Grasse z wykorzystaniem najszlachetniejszych i najczystszych zapachowych esencji. Ale największą jej ambicją jest to, by te kreacje otwierały serce, czego wyrazem jest motto przyjęte ze znanej sentencji Ludwika XIV:

„Niech twoje serce na to odpowie”.

Aurélien Guichard, perfumiarz Matiere Premiere (ma własną hodowlę róży i tuberozy w Grasse) zapytany o cel francuskiego perfumiarstwa, odpowiada:

– Chodzi o to, by stworzyć „sillage”, emocjonalny ślad, który nigdy nie zniknie. – We wszystkich tych zapachach bez wyjątku liczy się wywołanie emocji – pewnie dlatego tak bardzo nas pociągają.