Kiedy Roman poznał Sharon

Ona była łagodna, wychowana w katolickiej rodzinie - on niespokojny i wyzwolony. Sharon i Roman poznali się latem 1966 roku w Londynie, gdy reżyser przygotowywał się do prac nad filmem "Nieustraszeni pogromcy wampirów". Aktorkę przedstawił mu współproducent, Martin Ransonhoff, który jako szef wytwórni filmowej Filmways, Inc. akurat miał z nią podpisany siedmioletni kontrakt. Polański do głównej roli kobiecej wymarzył sobie jednak Jill St. John, ale za namową zgodził się w końcu na Tate. Zrobił to pod jednym warunkiem: aktorka miała występować w rudej peruce.

Quentin Tarantino ratuje Hollywood. [Recenzja filmu "Pewnego razu... w Hollywood"] >>

Zaintrygowany Tate postanowił ją zaprosić na randkę, na której okazało się, że aktorka, którą zatrudnił, jest zupełnie inna niż sobie ją wyobrażał: inteligentna i zabawna, znała języki, zupełnie nie pasowała do wizerunku, jaki był wokół niej kreowany. Spędzili razem noc, jednak Sharon Tate była wtedy wciąż w związku z hollywoodzkim stylistą fryzur, Jayem Sebringiem, więc kolejne propozycje Polańskiego zbywała. Dręczyły ją wyrzuty sumienia. "Umówiliśmy się na randkę, kiedy zadzwoniłem do niej kilka dni później, ale ona ją odwołała. Umówiliśmy się na kolejną, jednak zrobiła to samo. Zadzwoniłem więc ponownie. Powiedziała, że owszem, chciałaby zjeść ze mną kolację, ale nie może opuścić swojego instruktora od dialogu. Dlaczego nie? Tego nie powiedziała. Stwierdziłem jednak, że bawi się ze mną. Powiedziałem więc cicho: 'W porządku, Sharon. Pieprz się'. Powiedziała mi później, że to oderwanie było pierwszą rzeczą, która tak naprawdę rozbudziła w niej zainteresowanie mną" przyznał później Polański w swojej autobiografii. Innym razem mówił o niej: "Największe wrażenie wywarło na mnie coś, co nie wiązało się z jej wyjątkową urodą, pewien rodzaj promieniowania, właściwy naturom dobrym i łagodnym. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Zachwycała mnie jej pogoda ducha, wrodzony dobry humor, miłość do ludzi i zwierząt".

W międzyczasie ruszyły jednak zdjęcia do filmu i okazało się, że nie będzie to łatwa współpraca: Sharon wciąż była mało doświadczoną aktorką, a Roman Polański, perfekcjonista, nie miał do dużej cierpliwości. Dodatkowo sam występował we własnym filmie, a ich spięcia po wyłączeniu kamery kontrastowały z odgrywaną przez nich romantyczną historią na ekranie. Tate robiła jednak duże postępy, a z czasem oboje nie tylko zaczęli się tolerować na planie, ale ich znajomość przeistoczyła się w coś więcej. 

Wraz z zakończeniem ostatniej sceny Sharon Tate wprowadzała się już do mieszkania Polańskiego, mimo niepewnej sytuacji z Jayem Sebringiem (który został później jednym z najbliższych przyjaciół pary).

Chwilę po tym musiała wrócić do Stanów, bo zaczynała zdjęcia do filmu "Don't Make Waves", ale reżyser szybko również pojawił się w USA, bo dostał angaż w adaptacji "Dziecka Rosemary". Polański w głównej roli widział nie Mię Farrow, ale właśnie Tate - ale nikt nie wysunął takiej propozycji, a jemu nie wypadało proponować życiowej partnerki. Aktorka pojawiała się jednak na planie i podsuwała ukochanemu pomysły. Ich związek rozkwitał, a ona przyznała Barbarze Parkins na planie do "Doliny lalek", że jest w Polańskim zakochana do szaleństwa: "Tak, bez dwóch zdań Roman jest mężczyzną, który był mi pisany". Często, zachwycona talentem partnera, potrafiła też wypalić publicznie: "To Roman jest lepszą połówką w naszym związku".

Sharon Tate - 10 rzeczy, których nie wiedzieliście o zmarłej gwieździe >>

Sharon Tate i Roman Polański: ślub, którego zazdrościło całe Hollywood

Był schyłek 1967 roku, kiedy Tate i Polański postanowili wrócić do brytyjskiej stolicy. Już wtedy prasa i paparazzi nie opuszczali ich na krok i nawet po latach rozpisywali się na temat szczegółów ich prywatnego życia, często też wyssanych z palca - że mieli nagrywać wspólnie seks-taśmy, prowadzić bardzo otwarty związek, a on podrywać przypadkowe dziewczyny i zdradzać aktorkę ile się da. Uchodzili jednak oboje za dość szczęśliwy i udany związek, a przy tym czuli się wolni i nie myśleli o ślubie. Roman pisał potem w autobiografii o Sharon: "Prowadziła wyemancypowane życie w stylu kalifornijskim, ale wiedziałem, że z racji katolickiego wychowania małżeństwo było dla niej ważne", chociaż sam, ze względu na sytuację rodzinną, bał się aż tak bliskich więzi. Mimo to, dając się ponieść chwili, poprosił Sharon o rękę - niespodziewanie, wieczorem w jednej z restauracji. 

Ślub wzięli w Londynie, w Chelsea Registry Office, 20 stycznia 1968 roku, na kilka dni przed 25. urodzinami aktorki. Ona w białej sukience mini z tafty - jej własny projekt - i powpinanymi we włosy setkami wstążek, on w nowoczesnym edwardiańskim surducie. Mówiąc "tak" przysięgali sobie to, że nigdy nie będą próbować się wzajemnie zmieniać. Do dziś można obejrzeć na YouTube nagranie z ich ślubu i imprezy w Playboy Club, gdzie bawili się w gronie najważniejszych gwiazd tamtych czasów (wśród gości byli chociażby Joan Collins i Michaela Caine'a) z Londynu i Hollywood. 

Mówiło się o nich, że to doskonały i nowoczesny duet dwójki utalentowanych i swobodnych ludzi. Polański jednak, mimo małżeństwa, wciąż cenił sobie wolność seksualną, a Tate miała nadzieję, że jest to do wypracowania. Wciągnęło ją prowadzenie domu, myślała o zupełnie innej przyszłości niż jej mąż - o dzieciach, spokojnym życiu, co Polański określał jako "przesądy gnębiące Sharon" (a potem powiedział jej, że nie chce żony-kury domowej, tylko hipiskę). Jednocześnie aktorka miała świadomość, że to, o czym marzy, może się nigdy nie wydarzyć i dostosowywała się do czasów rewolucji seksualnej.

Mówiła ponoć: „Mamy ze sobą dobry układ. Roman mnie okłamuje, a ja udaję, że mu wierzę”.

Wkrótce jej kariera nabiera innego tempa - namówiona przez męża zerwała współpracę z wytwórnią i szybko odnalazła się w filmach komediowych. Wtedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Ed Sanders, autor książki "Sharon Tate. Życie" twierdzi, że wówczas Polański wcale nie chciał być ojcem i namawiał żonę do aborcji. Tate miała mu wówczas odpowiedzieć bezpardonowo: "To moje dziecko i nic nie poradzisz. Zamierzam je urodzić".

Tragiczny koniec miłości 

Wrócili do Los Angeles i weszli do "towarzystwa" - bohemy artystycznej, w której byli najważniejsi ludzie z branży filmowej i muzycznej, z Jane Fondą, Jimem Morrisonem, członkami The Mamas & The Papas, Kirkiem Douglasem, Leslie Caron czy Warrenem Beattym. Po kilku przeprowadzkach wybrali w końcu miejsce na odludziu, przy Cielo Drive 10050 w Benedict Canyon z ogrodem pełnym kwiatów, które zwolnili ich przyjaciele, Terry Melcher i Candice Bergen. Sharon nazywała nowy dach nad głową "ukochanym domem marzeń". Był to "dom otwarty", wyzwolony, a więc często wpadali do nich nieproszeni goście i to nie tylko z kręgu znajomych, nawet po prostu z ulicy. Tam coraz częściej zaczęły pojawiać się podejrzane osoby, na co ani Tate, ani Polański nie zwrócili szczególnej uwagi - byli nie tylko dziecięco ufni, ale też mocno skupieni na własnych karierach. Wiosna należała do rozjazdów - ona wyjeżdża do L.A. na sesję zdjęciową, a potem na plan do Włoch, on kręci film w Europie.

Sharon Tate wróciła do domu 20 czerwca, gdy była już w zaawansowanej ciąży. Roman miał się pojawić jeszcze przed narodzinami ich dziecka, czyli 12 sierpnia i sam cieszył się na powitanie nowego członka rodziny. Reżyser po latach wspominał, że podczas ich pożegnania, po tym jak żona odwiedziła w Londynie, miał przeczucie, że nigdy więcej jej nie zobaczy. Przez tygodnie rozłąki kontaktowali się ze sobą telefonicznie niemal codziennie. Sharon szykowała wyprawkę i przygotowywała się do porodu, ale robiła się niespokojna i dręczyły ją koszmary, dlatego przyjaciel Romana, Wojtek Frykowski i jego dziewczyna Abigail Folger mieli opiekować się nią aż do powrotu Polańskiego (później dołączył do nich też Jay Sebring). Roman chciał wrócić szybciej do USA, ale pojawiły się problemy techniczne związane z transportem.

Nie zdążył. Jego żona i kilkoro przyjaciół zostało zamordowanych przez członków sekty Charlesa Mansona, którzy 8 sierpnia 1969 roku weszli do posiadłości Tate i Polańskiego. Ciała odkryła następnego ranka sprzątaczka, a to makabryczne wydarzenie wstrząsnęło okolicą i artystycznym światkiem. Roman Polański został poinformowany od razu - zadzwonił do niego przyjaciel, Bill Tennant - a w reakcji zaczął walić pięściami i głową o ścianę, powtarzając tylko "Nie, nie, nie". W końcu wydusił z siebie, po polsku, wypowiedziane w przestrzeń pytanie: "Czy wiedziała, jak bardzo ją kochałem?".

"Nie bardzo wiem, co działo się przez następne trzy dni. Lekarz Paramountu aplikował mi wciąż środki uspokajające. Spałem bez przerwy. Pamiętam jak przez mgłę, że długo przesłuchiwała mnie policja" wspominał w autobiografii reżyser.

Szybko chciał zapomnieć o bolesnej i bestialskiej zbrodni, ale nigdy nie udało mu się uciec od tych wspomnień. Mimo wszystko czas od 1967 do 1969, ten moment związku z Sharon, będzie nazywał później najwspanialszymi latami w swoim życiu."Była dobrocią dla wszystkich i wszystkiego wokół. Trudno opisać jej charakter. Była po prostu dogłębnie dobra, była najlepszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałem, o niespotykanej cierpliwości".