Warto mieszać przyjaźń z pożądaniem?

MARTA RAWIŃSKA Odpowiem przewrotnie: i tak, i nie. Z jednej strony związek oparty na przyjaźni może być doj- rzalszy i bardziej świadomy niż ten rozpoczynający się od namiętności, pożądania i zakochania. Ale z drugiej warto pamiętać o tym, że jeśli zaczniemy sypiać z przyjacielem, to nasza relacja nigdy już nie będzie taka sama – pojawi się nowy rodzaj intymności. To może się dobrze skończyć, ale nie musi.

 

Mam wrażenie, że używając hasła „sex friend”, wcale nie myśli się o żadnym przyjacielu, tylko koledze, znajomym.

To hasło należy traktować umownie, zwłaszcza że słowo „friend” ma trochę inną wagę niż słowo „przyjaciel”. W Stanach tym pierwszym określa się co drugą osobę. A przyjaźń w naszym kręgu kulturowym to jednak coś głębszego niż powierzchowna znajomość. Przyjacielem nazwiemy kilka, góra kilkanaście osób w życiu. To ktoś, komu się zwierzamy, ufamy i wobec kogoś bez względu na okoliczności jesteśmy lojalni. Więc jeśli idziemy z nim do łóżka, to przekraczamy pewną granicę.

Ale właściwie co w tym złego?

Nic. Tylko lepiej, jeśli jesteśmy świadomi konsekwencji. Dobrze, zanim wylądujemy z nim w łóżku, zadać sobie pytanie, co dalej, po co to robimy. Bo jeśli seks w połączeniu z naszą dotychczasową relacją przerodzi się w związek, to wspaniale. Ale jeśli nie wyjdzie, to może się okazać, że nasza przyjaźń legnie w gruzach.

Zastanawiam się, czy jeśli ten seks nam nie wyjdzie albo się okaże, że nie ma między nami chemii i o żadnym związku nie może być mowy, to czy nie można takiego incydentu po prostu obrócić w żart i puścić w niepamięć?

Można, jeśli potrafi się oddzielać seks od uczuć. Jednak gdy sobie wyobrażam taką sytuację, to przypomina mi się dość wyświechtana, ale obrazowa metafora przerwanej liny, którą co prawda można połączyć na nowo, ale supeł zostanie już na zawsze. Bo od tej pory będzie nam już towarzyszył taki, a nie inny obraz tej osoby: nagości, zapachu, dotyku – to w nas zostanie. A przecież nie zawsze z tak przekroczonej granicy musi zrodzić się związek i długotrwałe uczucie miłości.

 

Dzieje się tak w przypadku co piątej pary. To mało czy dużo?

Zależy, czy te związki są długotrwałe. Moje doświadczenie z gabinetu wskazuje raczej na to, że w miłości dobry jest element niedopowiedzenia. W przyjaźni pewne rzeczy są oczywiste, bo znamy się od lat i o tajemnicy nie może być mowy. Znamy np. historie naszych poprzednich związków, a ta wiedza często bardziej nam przeszkadza, niż pomaga w budowaniu nowej relacji.

Mało tego: duża wiedza na temat przyjaciela sprawia, że wiele takich par postanawia przestać się zabezpieczać.

To prawda, zwłaszcza jeśli chodzi o poczucie bezpieczeństwa. Myślą: „To niemożliwe, żebyś była czymś zarażona, znamy się jak łyse konie!”. A potem pojawiają się kon- sekwencje: niechciana ciąża, choroby przenoszone drogą płciową (HPV, HIV). Dla kogo ten model jest najbardziej wygodny? Chciałabym wierzyć w to, że może być wygodny dla obu stron jednakowo, ale tak nie jest, ponieważ biologicznie bardzo się różnimy. U kobiet podczas seksu wydziela się dużo hormonu przywiązania zwanego oksytocyną, który powoduje, że szybciej się zakochujemy. Zaangażowanie u kobiet jest większe, czy tego chcemy, czy nie.

 

 

 

Mam wrażenie, że to stereotyp krzywdzący kobiety: znam przecież dziewczyny, które raz na jakiś czas chcą mieć romans nie po to, żeby ostatecznie znaleźć męża, tylko zabawić się w łóżku. I wcale się natychmiast nie zakochują.

W takim razie proszę zwrócić uwagę na to, jakie motywy najczęściej kierują mężczyzn, a jakie kobiety ku zdradzie. Mężczyźni często zdradzają, bo chcą mieć więcej seksu w życiu albo jego jakość w związku jest niewystarczająca. Kobiety częściej szukają seksu, gdy są niezadowolone ze swojego związku, zmęczone rutyną życia, kiedy mają poczucie braku bliskości z partnerem. I wtedy zwykle znajdują kogoś, komu mogą zaufać, kto wysłucha, zrozumie, obdarzy uwagą. Bo kobiety szukają bliskości, nawet jeśli bardzo się zarzekają, że chodzi im wyłącznie o seks. Z drugiej strony modele kobiecości i męskości faktycznie coraz bardziej się zacierają.

Ostatnio częściej mówi się o tym, że kobiety też traktują seks instrumentalnie, oglądają porno – i to wcale nie subtelne i delikatne filmy erotyczne, tylko dokładnie to samo, które oglądają mężczyźni.

Czasami chcą oglądać je razem z partnerem, ale wcale nie tak często każdy się zgadza – mężczyźni natychmiast takie propozycje biorą do siebie. Często interpretują je tak, że najwyraźniej są słabymi kochankami, dlatego ko- bieta potrzebuje w łóżku nowych bodźców. A to w ogó- le nie o to chodzi! Kobiety mają po prostu dostęp do tych samych materiałów co mężczyźni, dlaczego więc nie mia- łyby z nich korzystać? Korzystają coraz bardziej ochoczo i mają inne oczekiwania, co innego je podnieca. I jeśli mają partnera, który mimo próśb, rozmów, sygnałów jest oporny, to zaczynają szukać gdzie indziej. U przyjaciela? Na przykład. Bo u niego znajdzie seks, który jej odpowiada, i uwagę, której potrzebuje. Kobiety naprawdę bar- dziej reagują na bodźce słuchowe, dlatego nie bez kozery powtarza się od lat, że mężczyzna na wieczorny seks pracuje cały dzień – od rana buduje atmosferę za pomo- cą komplementów, erotycznych SMS-ów, flirtu. Słowa! To jest jednak bardzo kobiece. Więc taki przyjaciel może się wydawać stworzony do romansu. Tylko dlatego, że zaintryguje słowem? Do tego można liczyć na jego dyskrecję i uwa- gę. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: kobie- ta wraca po urlopie macierzyńskim do pracy. W domu chodzi w dresie, karmi piersią, jest zmęczona, mąż zapracowany, ostatnie, o czym myślą, to seks. I ona w tej pracy spotyka starego dobrego kolegę, który widzi ją wyłącznie w dobrej formie, nie ma pojęcia o gorszych momentach, jest nią zachwycony i daje temu wyraz w postaci komplementów, uważnych rozmów. Nic dziwnego, że ona chętnie się temu poddaje.

Co w takim razie ze stereotypem, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie jest możliwa przez wieczne ryzyko erotycznej atmosfery?

Nawet jeśli to ryzyko istnieje, przyjaźń moim zdaniem wciąż jest możliwa.

Ma pani takiego przyjaciela?

Mam.

I nigdy nie było między Wami cienia flirtu?

Nie powiem!

Wydaje mi się, że nawet jeśli on się pojawia, ale pod kontrolą, to jest to zupełnie zdrowa sytuacja.

Oczywiście. To bardzo miłe uczucie dla obojga, bo daje nam poczucie atrakcyjności, lekką ekscytację i jednocześnie pewność, że to nie wyjdzie poza pewne ramy. Myślę, że obie strony mogą wiele czerpać z takiej relacji, jeśli nie przekroczą granicy.

Pani tylko o tej granicy i zagrożeniu. Tymczasem kobiety na forach, ekscytujące się swoimi romansami z przyjaciółmi, piszą np. tak: „Istnieje zasadnicza różnica między przyjacielem od seksu a seksem od przyjaciela. Ten pierwszy jest zabawką, która ma służyć zaspokojeniu potrzeby orgazmu. A seks od przyjaciela jest prezentem niemal tak ważnym jak współodczuwanie w przyjaźni”.

Trudno mi się z tym zgodzić. Myślę, że chęć zrealizowania potrzeby seksualnej jest zupełnie naturalna, pytanie tylko, po co zmieniać warunki przyjaźni, skoro można tę potrzebę zaspokoić z kimś innym? Zwłaszcza że jeśli się w ten układ wejdzie, to można liczyć co najwyżej na protezę bliskości, a nie prawdziwą intymność. Bo kim taki przyjaciel dla nas nagle jest? Kochankiem, partnerem, kolegą? Często spotykam się u pacjentów z poczuciem pewnej bezkarności. Mówią: „Przecież ja jej niczego nie obiecywałem!”. Łatwo im z tego wybrnąć. Tymczasem kobiety, jeśli taki układ trwa miesiącami, zaczynają mieć potrzebę budowania czegoś stałego. Takie ryzyko dotyczy także mężczyzn.

Tymczasem taki układ zakłada traktowanie seksu jako dobra konsumenckiego.

A to nigdy nie jest dobre, tylko raczej smutne. Bo seks to intymność, która powinna nas cieszyć i budować bliskość. A nie poczucie, że wchodzę do sklepu, biorę z półki, mam i żegnam się bez zobowiązań.

Więc co Pani radzi?

Przede wszystkim zadać sobie pytanie, czy chcemy być z tą osobą w związku i czy ona tego chce. Słowem, czy jest szansa na to, że będzie z tego coś głębszego. Jeśli nie, to zadać so- bie kolejne pytanie: czy warto? Czemu to ma służyć? Bo cena może być naprawdę wysoka. Możemy stracić przyjaciela. I nie mieć ani partnera, ani seksu.

Rozmawiała: Marta Szarejko