14 lat. Jeszcze dziecko. Choć dekadę później, pod koniec lat 60., już 12-latki będą tworzyć kręgi tzw. baby groupies i spotykać się z dorosłymi gwiazdorami rock and rolla. Jednak mieć 14 lat przed rewolucją obyczajową, tak jak Priscilla w latach 50., to zupełnie inna rzecz. Amerykański dobrobyt dopiero się rozkręcał, a świat podnosił się po II wojnie światowej, natychmiast wpadając w pułapkę kolejnej, tym razem zimnej – stanu napięcia politycznego między blokiem zachodnim pod przywództwem Stanów Zjednoczonych a wschodnim z dominacją ZSRR. Stąd m.in. rozmieszczenie wojsk amerykańskich w RFN. To tam, w Wiesbaden, nastolatka poznała 24-letniego Elvisa, odbywającego służbę wojskową. Już wtedy nosił on miano króla rock and rolla. Rodzice nie stali na drodze do szczęścia młodych, zwłaszcza że matka Priscilli była zagorzałą fanką artysty.

WSZYSTKO O NIM

Książka „Elvis i ja” z 1985 roku natychmiast wylądowała na liście bestsellerów „The New York Times”. Presley w Stanach jest traktowany jak bóg. Dekady po jego śmierci jego legenda wciąż żyje. Wystarczy przejść się ulicami Las Vegas, by minąć kilkudziesięciu sobowtórów muzyka. Lub zdecydować się na ślub w jednej z lokalnych kapliczek – udzieli go nikt inny, tylko Presley. Mit jest pozytywny. W końcu król w latach 50. – dobie segregacji i starć na tle rasowym – wprowadził czarną muzykę do mainstreamu, porywając tłumy. Porywa je do dziś. Czy więc książka Priscilli Presley i Sandry Harmon pozostawiła króla nagim? Nie. Cilla, jak nazywał ją pieszczotliwie mąż, napisała pamiętnik, będący po części wyobrażeniem, po części wspomnieniem, a wreszcie dokumentem głośnego związku pełnego miłości, a także wykorzystywania, strachu i agresji.

BEZ CIEBIE NIC

Wystarczy otworzyć „Elvisa i mnie”, by wiedzieć, że bez niego nie byłoby jej. Pamiętnik zaczyna się cytatem artysty, a pierwszy rozdział – wspomnieniem dnia, w którym umiera. Priscilla pisze: „Tak naprawdę chciałam umrzeć. Chociaż się rozwiedliśmy, Elvis nadal był istotną częścią mojego życia (…). Nauczył mnie wszystkiego: jak się ubierać, jak chodzić, jak się malować i czesać, jak się zachowywać, odwzajemniać miłość – tak jak on tego chciał”. Te słowa uderzają. Cilla była nadal nastolatką, gdy Presley skończył służbę wojskową i wrócił do Stanów, do posiadłości Graceland, dokąd postanowił ściągnąć ukochaną. Państwo Beaulieu zgodzili się pod warunkiem, że córka zamieszka z ojcem Elvisa. Ona jednak szybko wprowadziła się do Graceland, a chłopak zapisał ją do katolickiej szkoły średniej. Noce spędzali na całowaniu i pieszczotach, ale do stosunku doszło dopiero po latach, gdy wzięli ślub. W tym czasie muzyk wdawał się w romanse, co autorka skrupulatnie opisuje. Szczególnie jednemu poświęca sporo miejsca. Chodzi o Ann-Margret, partnerkę Elvisa w filmie „Viva Las Vegas”. Priscilla przeczuwała problemy, przyjechała na plan i wpadła w szał, gdy dotarły do niej plotki, że aktorka ogłosiła w prasie zaręczyny z Presleyem. W odpowiedzi Elvis kazał wracać przyszłej żonie do domu, by sprawa ucichła. Niechętnie, ale posłuchała. Jak zawsze. Co w zamian? Częstsze wspólne podróże, zmiana wyglądu – on lubił ją w czerwieni, błękicie, turkusie, czerni i bieli – kolorach, które sam nosił. Podobała mu się w mocnym makijażu i czarnych, uniesionych włosach. Ale kiedy zaczynały się kłótnie, groził, że odeśle ją do rodziców. Było miło, pod warunkiem że kariera toczyła się właściwym torem. Gdy sprawy się komplikowały, związek cierpiał.

PATRZĄC Z BOKU

Pamiętnik Priscilli wpadł w ręce Sofii Coppoli w czasie pandemii. Doskonale wpisywał się w estetykę bohaterek i bohaterów, których przedstawia w swoich filmach. Reżyserka lubi poruszać struny samotności, skupiając się na sławnych – jak w „Między słowami” czy „Marii Antoninie”. W blichtrze i kolorze Coppola kieruje światła na outsiderów, czasami bezlitośnie. Obrazem „Priscilla”, pięknym skądinąd, tłumaczy, kto w tym związku ustalał zasady. I decydował, kiedy bliska osoba może zostać, a kiedy odejść. Król rock and rolla (grany przez Jacoba Elordiego) jest porywczy, skupiony na sobie. Ale nie zły. Choć inny niż w wizji Baza Luhrmanna „Elvis” z 2022 roku.Scenariusz Coppola oparła na książce. Jest scena, w której artysta rzuca w swoją dziewczynę krzesłem. Są zachowania przemocowe. Jest bajeczny ślub, trudne narodziny dziecka, zakaz pracy, romanse, uzależnienie od leków i narkotyków, a wszystko to prowadzi do dramatycznego rozstania. I tu ciekawy zabieg Coppoli: Priscilla (w tej roli Cailee Spaeny) odchodzi  w rytm piosenki Dolly Parton „I Will Always Love You”. Zgadza się to z zapiskami kobiety: „Odeszłam nie dlatego, że go nie kochałam. Był miłością mojego życia. Ale ten lifestyle mnie przerastał i myślę, że kobiety mogą się z tym utożsamić”. Ze scenariusza Coppoli nie była zadowolona tylko córka Priscilli i Elvisa, Lisa Marie. Jeszcze przed przedwczesną śmiercią w ubiegłym roku miała pisać do filmowczyni, że to „szokująco mściwa i pogardliwa perspektywa” spojrzenia na jej ojca, który w filmie staje się drapieżnikiem. Oraz, że „matka nie zdaje sobie sprawy z tego, jak Presley może być postrzegany po premierze”. Co na to Priscilla? Po pokazie na festiwalu  w Wenecji uznała, że „Coppola odrobiła lekcję”. Lecz w udzielanych potem wywiadach broniła męża. Dlaczego ubierała się, jak jej kazał? „Bo to wyraz szacunku do drugiej osoby. To samo robili moi rodzice, zawsze dla siebie eleganccy. Takie były czasy. Chciałabym, by wróciły”. Tak spowiadała się u Piersa Morgana. Pytana o grooming (nawiązanie więzi emocjonalnej z dzieckiem z intencją jego wykorzystania), zaprzeczyła. Od razu pojawiły się głosy, że to reakcja ofiary. Ale czy na pewno? 

ZAWSZE W MOICH MYŚLACH

Pamiętnik Priscilli, który pojawił się na polskim rynku, to historia miłości pełna intymnych detali. Opowieść kobiety, która kochała za bardzo. Której pierwsza miłość okazała się być może ostatnią (w wywiadzie sprzed kilku lat opowiedziała o duchu Elvisa, który czasem do niej przemawia). Co więcej, udowadnia, że nie byłoby takiej Priscilli bez takiego Elvisa. „Elvis i ja” jest de facto historią Wendy zapatrzonej w Piotrusia Pana. Odsłaniającą człowieka spod pierzyny mitu, który ma taką siłę, że ciąży nawet nad pamiętnikiem byłej żony. Tak to już jest z tymi pierwszymi, wielkimi miłościami. Ta stała się częścią popkulturowej baśni, która idzie dalej w świat m.in. w piosence Depeche Mode „Personal Jesus” czy filmie Coppoli. Ale to już temat na inną opowieść.


Książka „Priscilla. Elvis i ja” autorstwa Priscilli Beaulieu Presley i Sandry Harman ukazała się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Znak.