Zostaliśmy wychowani w pewnym wyobrażeniu o tym, jak mają wyglądać, zachowywać się, a także pachnieć kobiety i mężczyźni. Jednak z roku na rok coraz wyraźniej widać, że to uproszczenie przestaje wystarczać. Podziały ról i atrybutów wydają się coraz bardziej archaiczne. Bo gdyby nadal je stosować w niezmienionej formie, wypadałoby zapytać: jakiej płci jest przypisana cytryna, wetyweria czy kadzidło? Abstrakcja, prawda?

Podział perfum na damskie i męskie to stosunkowo nowy pomysł, który pojawił się na początku XX wieku (podobnie jak niebieskie ubranka dla chłopców i różowe dla dziewczynek). Wtedy dopiero udowodniono, że zapach pobudza zmysły szybciej i mocniej niż np. piękny strój czy fryzura. Wtedy też zobaczono w nim wyjątkową wartość: co za sensualny wabik! I co za produkt na sprzedaż. Nie natura, ale kultura narzuciła nam postrzeganie zapachów jako odpowiednie dla kobiet czy mężczyzn . – To nic innego jak nowoczesny marketing – uważa Adriana Kos-Pacek z House of Merlo. – Chęć lepszego docierania do kolejnych grup odbiorców i możliwość grania na ich emocjach sprawiły, że pojawiły się perfumy dla „prawdziwego” mężczyzny i dla „wyjątkowej, uwodzicielskiej” kobiety. Wcześniej nie były przypisane płciom, za to funkcjonowały pewne skojarzenia. – Jeśli jakiegoś zapachu używała np. królowa, dosyć naturalnie zaczynały z niego korzystać inne kobiety. Z czasem w ten sposób z płcią zaczęły się też kojarzyć różne składniki. Skórzane nuty stały się domeną perfum męskich,  a np. tuberoza kobiecych – mówi Victor Kochetov z Mood Scent Baru. I dodaje, że część tych skojarzeń zmieniała się z biegiem lat. – Róża, która kiedyś była używana głównie w męskich wodach po goleniu (łagodziła podrażnienia skóry), dziś najczęściej jest klasyfikowana jako składnik damskich perfum. Znaczenie ma także geografia. W kulturze arabskiej róża to męska nuta. Z oudem – szlachetną żywicą drzewa agarowego – tworzy jedno ze wspanialszych połączeń w perfumach orientalnych – uzupełnia Adriana Kos-Pacek. Etienne de Swardt z Etat Libre d’Orange na pytanie o płeć i zapachy odpowiada: – Czy możemy w ogóle myśleć o składnikach w ten sposób? Luksusowe marki perfum dokonują rozróżnień między kompozycjami kobiecymi a męskimi w zależności od wybranego składnika. Powszechnie wiadomo, że np. nuty wodne, drzewne lub zielone (np. szyprowe – jak woda kolońska) są bardziej prawdopodobne dla dżentelmenów, a nuty kwiatowe, gourmandowe i piżmowe – dla pań. Jednak na niszowym rynku perfum nie działamy w ten sposób. W Etat Libre d’Orange, tworząc zapach, nie skupiamy się na płci potencjalnego odbiorcy, nie ma ograniczeń w stosowaniu składników. Myślimy o historii, którą chcemy opowiedzieć za pomocą zapachu. Tworzymy śmiałe kompozycje, które będą prowokować przyjemne doznania i uwodzić. Zawsze kreowaliśmy zapachy uniseksowe. Perfumy są jak poezja, a ta nie ma wieku, płci ani rasy.

Coraz częściej najsłynniejsze domy mody oprócz perfum dla kobiet i mężczyzn oferują zapachy oznaczane jako uniseks. – Niestety, wciąż trzymają się schematów, więc te zapachy powielają klasyczny podział – wody uniseksowe starają się bowiem nie być ani damskie, ani męskie. Nie mówią zatem, że każdy może nosić dowolny zapach, lecz to, że odpowiednia dla obojga płci może być określona kompozycja. Moim zdaniem warto spojrzeć na to tak, jak o tym myślą twórcy niszowych marek – jedynym kryterium doboru są nasze indywidualne preferencje – mówi Adriana Kos-Pacek. 

Po wyglądzie je poznacie? Niekoniecznie. Owszem, w klasycznych perfumeriach flakony dla ciebie czerwienią się, różowieją i złocą, a te dla niego są granatowe, szare lub zielone, jednak większość wielkich marek ma też kolekcje butikowe, dostępne w sklepach firmowych i najlepszych perfumeriach wielobrandowych. Te mają flakony proste, eleganckie, często o neutralnej barwie. Są jak srebrne porsche. W takim i ty, i on czujecie się równie dobrze, bez ujmy na kobiecości czy męskości.