Początkowo wyznała, że odważne cięcie było wpisane w scenariusz nadchodzącej komedii romantycznej „We Live in Time”. Tak, chodzi o zabawny i poruszający film o miłości, w którym Florence Pugh pojawi się u boku Andrew Garfielda. Wspólnego występu tej dwójki zaczęto domagać się po tegorocznej oscarowej gali – w trakcie transmisji gwiazdy wręczyły w duecie jedną ze statuetek, a widzowie natychmiast wyczuli między nimi chemię. „Był to wymóg pracodawców, który z radością chciałam spełnić. Trzymałam to w tajemnicy przez trzy tygodnie” – mówiła na czerwonym dywanie. 27-latka nie byłaby oczywiście pierwszą aktorką decydującą się na ścięcie włosów w imię kina. Szlaki przetarły jej między innymi Natalie Portman, Charlize Theron, Demi Moore, Anne Hathaway i Millie Bobby Brown. Jednak Brytyjka ujawniła, że sięgając po nożyczki, nie chciała zwiększyć szans w wyścigu po nagrody ani dać się poznać jako artystka gotowa do pójścia na ustępstwa. Przyświecał jej zgoła inny cel.

Nowa fryzura Florence Pugh jest wyrazem sprzeciwu wobec próżności. Aktorka tłumaczy, dlaczego zgoliła włosy

John Phillips/Getty Images

W ramach promocji „Oppenheimera” Florence Pugh udała się do siedziby Radio Times, gdzie opowiedziała nie tylko o swoim najnowszym projekcie. Aktorka od dawna wykorzystuje każdą okazję, aby z determinacją wyrażać poglądy na uprzedmiotowieniu kobiet w show-biznesie. „Moją misją w tej branży zawsze było mówienie »pieprzyć to i pieprzyć tamto«, gdy ktoś oczekiwał, że moje ciało zmieni się pod wpływem opinii o tym, co jest pożądane i atrakcyjne seksualnie [...] Dorośnijcie. Szanujcie ludzi. Szanujcie ciała. Szanujcie wszystkie kobiety” – pisała po tym, jak internauci w niewybrednych słowach skomentowali jej prześwitującą suknię z pokazu Valentino.

Nic dziwnego, że charakterystyczne buzz cut również traktuje jako znaczący gest. Gwiazda tłumaczy, że ekstremalnie krótka fryzura to protest wobec hollywoodzkim standardom piękna. Ogolone włosy pomagają jej także przejąć kontrolę nad swoim wizerunkiem. „Celowo postanowiłam się tak prezentować. Chciałam wyzbyć się próżności. Hollywood przywiązuje zbyt dużą wagę do wyglądu, a publiczności trudno jest dostrzec coś poza powierzchownością” – mówi aktorka.

„Za każdym razem, gdy nie muszę się stroić ani mieć pełnego makijażu, walczę, aby tak pozostało. Wtedy próżność znika. Jedyne, na co można wówczas patrzeć, to moja pozbawiona upiększeń twarz”.

My Florence lubimy oglądać w każdym wydaniu, a w najbliższym czasie okazji ku temu będzie co niemiara. Poza piątkową premierą „Oppenheimera” powoli można rezerwować termin na seans „Diuny”. Kontynuacja hitu z 2021 roku z udziałem aktorki wejdzie na afisz już 1 listopada.