Marzyła, by zostać baletnicą, ale stała się gwiazdą kina, zdobywając dwa Oscary, trzy Złote Globy, jedną nagrodę Emmy, jedną Grammy, dwie nagrody Tony, trzy David di Donatello i cztery BAFTA za niezapomniane role, jak księżniczka Anna z „Rzymskich wakacji” czy Eliza z „My Fair Lady”. Stroniła od ekstrawaganckich czy niestosownych wybryków innych gwiazd, wstawała o świcie, żeby powtórzyć rolę. Nigdy się nie spóźniała, nie kaprysiła. "Nie myślę o sobie jako o ikonie. Tego, co jest w głowach innych, nie ma w mojej. Po prostu wykonuję swoją pracę". Zdyscyplinowana i pełna kultury, prawdziwa profesjonalistka. Wysoka, subtelna, dobrze wychowana i zawsze uśmiechnięta Hepburn podbijała serca aktorów i reżyserów swoim sarnim spojrzeniem i ujmującymi manierami. Świat mody też szybko ją pokochał. I to z wzajemnością.

„Styl Audrey” stał się ważną częścią sukcesu jej filmów. Nie istniała i chyba do tej pory nie istnieje żadna inna gwiazda kina, która ma podobną naturalną elegancję. Prostota była nie tylko kwestią jej stylu, ale również życiową zasadą gwiazdy. Cygaretki, lekkie baleriny, dekolty w łódkę, pięknie wiązane apaszki i zadziorna grzywka. Elegancja wypływająca z oszczędnych środków odzwierciedlała jej prawdziwą naturę, przejawiającą się przede wszystkim w gestykulacji i spojrzeniu.

PAP/Avalon

Polecamy fragment pięknie ilustrowanej biografii „Audrey. Życie, pasja, styl”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Słowne. 

W czasach zdominowanych przez kształtne i seksowne modelki pin-up Audrey Hepburn zasłynie drobną figurą i sylwetką baletnicy, gwiżdżąc na stereotypy i stawiając wszystko na kartę swojej odmienności. Gwiazdy tego okresu miały bujne kształty jak Jane Mansfield, zmysłowy urok jak Marilyn Monroe – z jej blond fryzurą i ognistymi ustami, lub były posągowo piękne jak Grace Kelly, którą Alfred Hitchcock określał mianem „wulkanu o szczycie przyprószonym śniegiem”. Wysoka, smukła, elegancka, zawsze uśmiechnięta Audrey ucieleśnia zupełnie inny kobiecy ideał. Na początku lat pięćdziesiątych jej urok jest czymś nowym i nowoczesnym, ale nadal niedojrzałym pod względem stylu. Tak samo jak u postaci, którą niebawem przyjdzie jej odegrać w filmie "Sabrina". W tej współczesnej bajce główna bohaterka jest pełną wdzięku, nieśmiałą dziewczyną, która po podróży do Paryża przemienia się w wyrafinowaną kobietę. Żeby odpowiednio wejść w rolę, Audrey zazna podobnej magii.

Przed rozpoczęciem zdjęć aktorka spędzi kilka dni w stolicy Francji, aby rzucić okiem na ostatnie modowe trendy, gdyż spełniono jej prośbę, by samodzielnie mogła wybrać kostiumy. Podczas krótkiej podróży dojdzie do spotkania, które przemieni ją w ikonę stylu, a także da początek jednemu z najbardziej trwałych i niezwykłych związków twórczych w historii kina. 

Producent filmu poprosił Gladys de Segonzac, żonę kierownika paryskiego oddziału Paramountu, żeby wybrała kilka strojów dla Audrey, sugerując nazwisko Cristóbala Balenciagi, słynącego ze spektakularnych sukni wieczorowych. Ona jednak woli skierować aktorkę do młodego wielbiciela hiszpańskiego projektanta, który właśnie w tym samym roku wyrwał się spod skrzydeł Elsy Schiaparelli, by otworzyć własny dom mody. Hubert de Givenchy to wyrafinowany, ale pełen energii i całkowicie pozbawiony afektacji arystokrata, zupełnie jak córka baronessy van Heemstra. Nie dziwi zatem, że między tym dwojgiem błyskawicznie nawiąże się nić porozumienia już podczas pierwszego pamiętnego spotkania przy rue Alfred de Vigny 8. W wieku dwudziestu sześciu lat Givenchy pracuje nad pokazem pierwszej kolekcji, kiedy jeden z asystentów powiadamia go o wizycie hollywoodzkiej aktorki, mademoiselle Hepburn. Projektant spodziewa się zobaczyć noszącą to samo nazwisko Katharine, tymczasem na spotkanie stawia się młoda dziewczyna „o wspaniałych oczach i krótkich włosach, bardzo szczupła, bez krztyny makijażu” – jak sam będzie wspominał. Audrey ma na sobie rybaczki i słomkowy kapelusz gondoliera, który przywodzi na myśl te sprzedawane na straganach w Wenecji. Chce zobaczyć kreacje młodego projektanta. Urzeczony jej osobowością Givenchy odpowiada, że jest zbyt zajęty zbliżającym się pokazem, by zaprojektować dla niej nowe stroje, więc zaprasza ją do siebie, by wybrała coś z gotowej kolekcji. „Przymierzyła ubrania i powiedziała, że szukała właśnie czegoś takiego. Wszystkie naprawdę wspaniale na niej leżały. Doskonale wiedziała, czego chce. Łagodność jej spojrzenia i ujmujące maniery od razu mnie oczarowały” – wspominał później Givenchy. Wkrótce oboje odkryją, że łączy ich o wiele więcej niż gust w kwestii mody. Ich współpraca uczyni Audrey najbardziej elegancką kobietą na świecie i wylansuje nazwę francuskiego domu mody na arenie międzynarodowej. Za tym harmonijnym związkiem twórczym prócz stylu kryły się również wspólne wartości. Ta sama etyka, to samo poczucie humoru, te same zasady moralne. „Bycie dżentelmenem oznacza przede wszystkim bycie człowiekiem łagodnym” – twierdziła Audrey.

Wychodząc z atelier, Audrey ma nowego przyjaciela i garderobę, która zostanie nagrodzona Oscarem. Pierwszy wybrany przez nią strój to kostium z szarej wełny w połączeniu z toczkiem z jasnego szyfonu do sceny, gdy Sabrina wraca na Long Island, wyglądając jak rasowa paryżanka. Drugi to czarna sukienka koktajlowa z głębokim wycięciem na plecach, obszernym dołem w stylu baletowym i górą z dwiema kokardkami wiązanymi na ramionach oraz dekoltem w łódkę – wykrój ten za sprawą filmu zyska takie powodzenie, że odtąd będzie nosił nazwę „dekoltu w stylu Sabriny”. Potem Audrey zauważa jeszcze suknię wieczorową z białego jedwabiu, bez ramiączek, z kontrastującym motywem kwiatowym. Będzie ją miała na sobie w scenie balu, w której świadomie zrezygnuje z biżuterii, jeśli nie liczyć delikatnych perłowych kolczyków, podkreślając w ten sposób wyrafinowaną prostotę sukni i świeżość swojej urody. 

Kiedy Audrey przybywa na Long Island, by nakręcić plenery, czekają już na nią dwaj gwiazdorzy: Humphrey Bogart i William Holden. „Zjawiła się na planie w pełni przygotowana – wspominał potem Billy Wilder. – Znała dialogi na pamięć. Wszystko robiła sama i nigdy nie musiałem jej dopingować. Miała w sobie tyle wdzięku i była taka piękna, że po pięciu minutach wszyscy się w niej kochaliśmy”. Urok Audrey ponownie zdaje się ujmować wszystkich, którzy z nią pracują, ale kilka tygodni później, kiedy ekipa przenosi się do Los Angeles, by kontynuować zdjęcia w studiu, czar pryska. Po radosnych rzymskich doświadczeniach naturalność Audrey w filmowej Mekce zderza się z hollywoodzkim konformizmem i snobizmem lat pięćdziesiątych. „Kiedy tam pracowałam, w studiach Paramountu była osobna jadalnia dla dyrektorów, druga dla aktorów i jeszcze inna dla pracowników technicznych. Na planie tylko gwiazdy miały prawo do krzesła ze swoim nazwiskiem. Inni musieli stać” – wspominała potem. Błoga atmosfera panująca na planie Rzymskich wakacji jest już tylko wspomnieniem. Niesnaski z fabuły filmu, w którym bracia wywodzący się z zamożnej rodziny z Long Island konkurują o względy urzekającej córki szofera, zdają się znajdować odzwierciedlenie podczas zdjęć. 

Praca nad filmem "Sabrina" była dodatkowo utrudniona ze względu na charakter Humphreya Bogarta, który podawał w wątpliwość wybory reżysera i krytykował grę aktorów, sprawiając, że Audrey zaprzyjaźniła się bardziej z drugim z ekranowych partnerów. William Holden cechował się bezceremonialnością uwodziciela i robił wszystko, by dodać jej otuchy wobec gorzkich słów Bogarta, zapewniał jej pocieszycielskie ramię, a może i coś więcej. Między dwojgiem aktorów rodzi się idylliczna bliskość, ale bez rozgłosu – również dlatego, że Holden jest żonaty. Z dala od niedyskretnych spojrzeń pozwalają sobie na krótkie chwile samotności, jak wspominał aktor w swojej autobiografii: „Czasem nocą brałem przenośny adapter i jechaliśmy samochodem na wieś. Słuchaliśmy muzyki klasycznej, a Audrey tańczyła dla mnie w poświacie księżyca. Było w tym coś naprawdę magicznego”. Porozumiewawczo uśmiechniętych w trakcie przerwy w zdjęciach uwiecznił ich fotografik Mark Shaw – podczas pracy nad filmem wypstrykał ponad sześćdziesiąt klisz, na których uchwycił spontaniczną radość Audrey, zupełnie nieświadomej, że wycelowano w nią obiektyw. Ów cudowny materiał w 1955 roku na łamach magazynu „Life” doczeka się specjalnej publikacji zatytułowanej "How Life Gets the Story. Behind the scenes in photo-journalism". Artykuł podpisany przez fotografika został poświęcony „uwodzicielce” Audrey, jak określił ją Shaw oczarowany niebywałym wdziękiem młodej aktorki.

Pomimo odnoszonych sukcesów Audrey w tym okresie zdaje się wciąż nieświadoma swojej urody, ciągle niepewna siebie i nieusatysfakcjonowana swoim wyglądem. „Często widziałam siebie jako raczej brzydką osobę – wyznała na łamach magazynu „Cosmopolitan”. – Pracuję od dwunastego roku życia i dobrze znam swoje ciało. Każda jego część, gdy spojrzeć na nią z osobna, z pewnością jest daleka od doskonałości”. Givenchy – wprost przeciwnie, uważa ją za modelkę o urodzie idealnej. Zresztą któż lepiej od niego mógłby powiedzieć, że poznał zarówno zalety, jak i wady tego drobnego ciała, odznaczającego się harmonijną kobiecością, ale i lekko androginicznego. „Sądzę, że była wobec mnie bardzo lojalna, bo niczego przed nią nie kryłem. Kręcąc Sabrinę, zadręczała się myślą, że nie ma biustu. Powiedziałem, że na ekranie wszyscy będą podziwiać jej oczy, a rozmiar stanika nie będzie miał dla nikogo żadnego znaczenia”. Tak samo myślał reżyser Billy Wilder: „Ta dziewczyna mogłaby przekonać świat, że krągłości wyszły z mody”. Proroctwo się spełnia, a film staje się sukcesem, zwłaszcza w przypadku Audrey. Jak pisano na łamach „Time’a”: „Zwykłe bycie na ekranie zamiast aktorskiej gry to najrzadszy z darów. Audrey go posiada”. Jury Złotych Globów przyznaje jej prestiżowe wyróżnienie Henrietta Award dla najlepszej aktorki filmowej, jej styl zaś będzie naśladowany przez dziewczęta na całym świecie, nawet w Japonii, jak podkreślano w „Los Angeles Times”.

Przed tym filmem żadna kobieta nie była do niej podobna, ale teraz wszystkie chcą mieć jej szczupłe ciało i krótką, zadziorną fryzurę „à la Audrey” – to początek mody, która trwa po dziś dzień. O ile żeńska część widowni zakochuje się w stylu bohaterek Sabriny i Rzymskich wakacji, o tyle nowy wzorzec kobiecości podyktowany filmowymi sukcesami staje się czymś wprost rewolucyjnym w sferze męskich upodobań. Rezygnując z wszelkich przejawów zmysłowości, Audrey pociąga mężczyzn, a zarazem ich nie przeraża, wprowadzając nowe standardy również w kanonach uwodzenia. Wierna zasadom surowego wychowania i swojemu zachowawczemu usposobieniu potrafi rozkochać w sobie każdego, nie obdarzając go jednak niczym odważniejszym niż uśmiech.

Nie potrzebuje obcasów ani dekoltów, wystarczy jej osobowość, do tego stopnia że wkrótce narzuci światu swój świeży, autentyczny styl, pozując również z dala od reflektorów. „Dla mnie kreacje haute couture były zawsze jak kostiumy teatralne czy filmowe. Wiedziałam, że mogę je nosić, nie były to jednak moje ulubione ubrania”. Na zdjęciach wykonanych poza planem filmowym surowość jej stylu nigdy nie jest nudna – aby ożywić prostotę koszuli, zawiązuje kokardę we włosach czy zakłada kolorowy pasek, współgrający z jej prostym i praktycznym stylem. To urzekająca chłopczyca. Często nosi cygaretki, wąskie i krótkie, kończące się tuż nad kostką, w połączeniu z koszulami z krótkimi rękawami i płaskimi balerinami o zaokrąglonych noskach, które zawsze będą utożsamiane z jej stylem. Najbardziej upodobała sobie te od Salvatore Ferragamo, włoskiego rękodzielnika, który zbił fortunę w Ameryce, by następnie wrócić do ojczyzny i otworzyć pracownię we Florencji. Szyte na miarę leciutkie zamszowe buty miały zaokrąglone przody i odciągały uwagę od stóp, które aktorka uważała za niezbyt atrakcyjną część ciała, a Ferragamo przemienił w atut. „Długie, smukłe stopy Audrey pozostają w doskonałej proporcji z jej sylwetką. To prawdziwa artystka i prawdziwa arystokratka” – napisze o niej projektant w autobiografii. Poznali się na planie Sabriny, kiedy Ferragamo stworzył dla niej buty z wydłużonym noskiem i niewielkimi, nieco zakrzywionymi obcasikami, które po sukcesie filmu określano jako „w stylu Sabriny”. Odtąd Audrey często będzie się pokazywać w Palazzo Spini Feroni, florenckiej siedzibie Ferragama, który w tym okresie zaczyna współpracę ze światem filmu, wkrótce dorabiając się przydomka „szewca gwiazd”. 

Chiara Pasqualetti Johnson ‒ mediolańska dziennikarka, z wykształcenia historyczka sztuki. Autorka tekstów o podróżach, sztuce i stylu życia, ukazujących się na łamach najważniejszych włoskich czasopism. Redaktorka książek i serii poświęconych sztuce nowoczesnej i współczesnej, ukazujących się nakładem wydawnictw Electa i Rizzoli. W 2018 roku wydawnictwo White Star opublikowało jej ilustrowany album poświęcony najbardziej wpływowym kobietom XX wieku, przetłumaczony następnie na dwanaście języków. W 2020 roku, także we współpracy z White Star, wydała album "Chanel. La rivoluzione dello stile", który okazał się międzynarodowym sukcesem i doczekał przekładu na pięć języków (wydanie polskie: "Chanel. Rewolucja stylu", Słowne 2021), następnie zaś album poświęcony najsłynniejszemu zapachowi świata, Chanel Nº 5. W 2021 roku włoska edycja magazynu „Forbes” umieściła ją na liście „100 Wonder Women” – kobiet sukcesu, które łączą wysokie stanowiska z kreatywnym podejściem.