– Kiedy znalazłam się w kremowym, przypominającym kokon ESPA Life w Corinthia Hotel, gdzie byłam umówiona na najmodniejszy naturalny manikiur (kosztuje, uwaga, 160 funtów!), chwilę się zawahałam: „Co ja tu robię?”.

Tak naprawdę winowajczynią była Harriet Westmoreland, manikiurzystka stylizująca paznokcie Zendai i Rosie Huntington-Whiteley (odpowiedzialna za huczny powrót frencha w 2020 roku). To ona sprawiła, że nie mogę przestać myśleć o naturalnym manikiurze, który został uznany za nowy, sekretny symbol bogactwa. Zbierająca miliony wyświetleń na TikToku, uzbrojona w designerski zestaw kosmetyków Dior i La Mer, Harriet Westmoreland należy do nowego pokolenia elitarnych stylistek paznokci, które zmieniają sposób, w jaki traktujemy dłonie.

– Posiadanie „właściwego” manikiuru jest tak samo ważne jak noszenie określonego modelu torebki Chanel czy Hermès. W tym świecie 20-minutowy pobyt w lokalnym salonie po prostu nie wystarczy! Manikiur roku jest ekskluzywny i kosztowny – mówi George.

NIBY NIC

A jak jest u nas, w Polsce? Zdrowe, naturalnie wyglądające paznokcie, smukłe i w precyzyjnie dobranym odcieniu mlecznego różu czy transparentnego beżu są uważane za kwintesencję klasycznej elegancji. Jak przystało na luksus – są wymagające. Trzeba poświęcić im sporo czasu i wykazać się umiejętnościami.

Postanawiam pójść na całość i zafundować sobie „nude 2.0” w warszawskim salonie Lustré. Manikiurzystka Ola Chojnacka dokładnie przycina i wygładza skórki. Trwa to prawie godzinę – nic nie ma prawa odstawać! Kolejny etap to opiłowanie paznokci. Specjalistka delikatnie zmienia ich kształt na owalny, dzięki czemu, choć są króciutkie, wydają się dłuższe i węższe! Na koniec nakłada przezroczystą bazę z lekkim różowym pigmentem i wmasowuje w dłonie pięknie pachnący, regeneracyjny krem Valmont. Nie mogę powstrzymać się od podziwiania manikiuru w kolorze dziecięcych rumieńców. Bez dwóch zdań dłonie wyglądają jak dłonie damy, a ja wydaję się sobie bardziej wyrafinowana. Iluzja? Być może, ale podoba mi się to uczucie!

Podobny rezultat daje manikiur w warszawskim Nail Spa. Spędzam tam niemal dwie godziny, ale wychodzę z paznokciami naprawdę „nagimi”, bez kropli lakieru. Skóra jest gładka, miękka, paznokcie wypolerowane tak, że wyglądają, jakby pokrywała je cieniutka warstwa szkła. Każdy z moich pierścionków prezentuje się teraz o wiele lepiej. Na szarej ulicy czuję się jak gwiazda. Wiem, że wyglądają bosko.

DLA CIEBIE

Po pandemii zmieniły się nasze priorytety. Częściej chcemy wydawać pieniądze na siebie, a rozmaite formy rozpieszczania ciała pomagają nam poczuć się wyjątkowo.

– Wybór manikiuru to często kwestia psychologiczna. Paznokcie różnokolorowe, z wzorkami, brokatem czy kryształkami mają zwrócić uwagę, podkreślić charakter właścicielki. Krzyczą: patrzcie na mnie, jestem odważna, lubię nowości, a nawet szaleństwo. Z kolei naturalny manikiur to klasyk, robisz go przede wszystkim dla siebie. A że przy okazji wygląda świetnie niezależnie od sytuacji i stylizacji 
to dodatkowy atut – tłumaczy Ola Chojnacka. 

– Często nasze klientki nie chcą lakieru, proszą o perfekcyjnie opiłowane i wypolerowane płytki. To im wystarczy. Podstawą jest zawsze zdrowa, zadbana skóra dłoni, wypielęgnowane (odsunięte lub wycięte, nawilżone) skórki i piękna czysta tzw. linia uśmiechu, czyli jaśniejsza końcówka paznokcia. Żeby zyskać taki efekt, robimy też klasyczny french – ale z minimalnym jaśniejszym paseczkiem na końcu.

Potwierdza to Marzena Kanclerska z warszawskiego Nail Spa. – Lśniące, cieliste manikiury robimy często także hybrydą. Fachowo nałożona wygląda naturalnie, a blask i kolor utrzymują się wtedy dwa tygodnie, a nie kilka dni. Kluczem jest idealne dobranie odcienia lakieru hybrydowego do tonacji skóry, czyli chłodne do chłodnej, a ciepłe do ciepłej. Zdarza się jednak, że wystarczy odżywka – mówi ekspertka.

A ja już wiem, że „niewidzialny” manikiur wymaga więcej czasu, staranności i nie jest tani. Ale zachwyt sobą uznaję za bezcenny.