Monika Olejnik, fot. Marcin Kempski

Monika Olejnik, dziennikarka

BUTY TO PODSTAWA

Mój styl: nie jestem uzależniona od luksusu. Lubię kupować w outlecie albo na przecenie. Ubrania muszą mieć duszę. Czasami rzecz za grosze wygląda jak za milion dolarów. Wkurza mnie, jak media podliczają mi wydatki. Na ogół nie trafiają w cenę. To taka polska przypadłość: pokazać, ile ktoś wydał, i krytkować.

Mam słabość do butów. Ale nie mam 500 par, jak głosi plotka. Odjęłabym jedno zero. Niektóre są jak dzieła sztuki. Czasami oddaję je na aukcje. Zielone zamszowe trafiły na aukcję Jurka Owsiaka.

Pierwsze honorarium z radia wydałam na sweter z wzorem drzewa. Teraz nie przepuszczam całej pensji na ciuchy, ale zdarza mi się zaszaleć. Nie oszczędzam na emeryturę. Jestem jak Scarlett O’Hara: mówię, że pomyślę o tym jutro.

Męskie akcenty: w latach 80. nosiłam frak dziadka. Potem kolega przywiózł mi z Anglii męską kurtkę skórzaną. Dostałam też czerwoną bluzę z college’u w Ameryce.

Kupuję w biegu, bo mam dużo pracy. Nie spędzam dni w centrum handlowym. Marzy mi się sklep z ciuchami, obrazami i książkami. Wszystko w jednym.

Chodzę na pokazy Roberta Kupisza i Łukasza Jemioła. Mam ich T-shirty i dodatki. Podziwiam młodych projektantów, którzy próbują się przebić wśród starych wyjadaczy. Lubię dwie dziewczyny z Berlina: Anię i Iwonę Pilch, które szyjąc, korzystają z egzotycznych materiałów. Kupują je w Nikaragui i Gwatemali, czasami z narażeniem własnego bezpieczeństwa.

Mój niezbędnik: płaszcz, torebka, okulary słoneczne. Z pewnym wahaniem dodam zegarek.

Nie cierpię ustawiania się przy ściankach sponsorskich. Nie mam gotowych kreacji na czerwony dywan. Wymyślam je w ostatniej chwili.

 

POZNAJ sekrety stylu Agnieszki Więdłochy >>