Adam Sztaba, fot. Konrad Ćwik

ELLE Jakie cechy dyrygenta stosuje Pan też w życiu?

A.SZ. Wszystko mam piekielnie precyzyjnie zaplanowane. Proszę zobaczyć, to mój kalendarz w iPhonie: na czerwono praca, na zielono życie prywatne, na żółto festiwale...

ELLE Najwięcej jest czerwonego.

A.SZ. Niektóre dni są całe na czerwono. Innym kolorem oznaczyłem terminy opłacenia rachunków, innym sprawy związane z synem. Mój kalendarz wygląda trochę
jak moje partytury, wszystko precyzyjnie oznaczone. Bo inaczej się rozsypie.

ELLE Mam wrażenie, że Pan się bardzo spieszy.

A.SZ. Spieszę się, tak... Mam często poczucie, że marnuję czas. Niezmarnowany to ten, który spędzam z nutami i z rodziną. Ale ta muzyka ciągle jest we mnie, bez przerwy.

ELLE I nie zdarzyło się tak, że Pan stanął w miejscu?

A.SZ.Podczas jednej z produkcji telewizyjnych nagle
poczułem totalną niemoc. Zrozumiałem, że za szybko gonię i to się źle skończy. To było czerwone światło. Nawet na wakacjach odpoczywam zadaniowo: pierwszego dnia przeczytam książkę, drugiego przesłucham symfonię, której dawno nie słuchałem. A prawdziwy odpoczynek jest podobno wtedy, kiedy się budzisz i nie wiesz, jaki jest dzień tygodnia.

ELLE Jest Pan człowiekiem towarzyskim?

A.SZ. Słowo „przyjaźń” ma dla mnie bardzo wielkie znaczenie. Przeważnie jednak jestem samotnikiem. Lubię czytać gazety i książki, oglądać nagrane „na później” programy. Lubię małe przestrzenie, w których wszystko mam na wyciągnięcie ręki. Moje pustelnictwo jest pewnie jakąś ucieczką.

ELLE Wychowuje Pan syna swojej żony. I mówi o nim, jakby był Pana rodzonym synem. Jak Pan został ojcem?

A.SZ. To stało się wcześnie, Antek miał rok, kiedy zamieszkaliśmy razem. Przewijałem go, aż w pewnym momencie pierwszy raz powiedział do mnie „tato”. Budowaliśmy tę relację od początku. Ale Antek nie ma rozdwojenia na ojca biologicznego i ojca, który go wychowuje, także dlatego, że jego ojciec biologiczny dał mu przestrzeń. Udało nam się zbudować rodzinę. Antek do mnie mówi „tato”, a do swojego ojca po imieniu.

ELLE Widzi Pan w nim siebie?

A.SZ. Oczywiście! W sposobie mówienia, w poczuciu humoru, sarkazmie... Dorota też to zauważa. Antek jest w takim wieku, że chciałby mi zaimponować. Poszedł właśnie do szkoły musicalowej.

ELLE Chciałby Pan, żeby myślał, działał i żył tak
szybko jak Pan?

A.SZ. Każdy ma swój rytm. Można dyskutować, co jest zdrowe, a co nie, ale mnie ta szybkość uszczęśliwia...

ELLE Jaki Pan jest dla bliskich, kiedy Pan komponuje?

A.SZ. No tak. Bywam nieprzyjemny. Denerwują mnie wtedy te wszystkie codzienne czynności: że muszę zjeść, wyjść gdzieś, nie mówiąc już o pracach domowych. Proszę wtedy o święty spokój. To niby nic, ale tak naprawdę dużo.

ELLE Żona jest cierpliwa, opiekuńcza, znosi Pana nastroje?

A.SZ. Nic z tych rzeczy. Jesteśmy kompletnie różni i ciągle się ścieramy. Przyciągamy. Uzupełniamy. Oboje jesteśmy bardzo silnymi osobowościami. Cały czas między nami jest wysoka temperatura. Dorota też kocha pracować, ale nigdy nie poświęciłaby dla pracy tyle, co ja.

ELLE Opiekujecie się sobą?

A.SZ. Dzięki Dorocie mam kontakt z rzeczywistością. Gdyby jej nie było, wychodziłbym z pracowni raz na trzy dni. To trudna sytuacja, że coś nagle staje się ważniejsze od mojej rodziny. Bo nie zasypiamy razem, a syn widzi mnie rzadko. Ale staram się te okresy nieobecności wynagradzać i być później z nimi i tylko dla nich.

ELLE Jaki Pan wyniósł z domu wzór rodziny?

A.SZ. Rodzice mnie oszczędzali, nie rozmawiali przy mnie o problemach. Dorota jest kompletnie inną osobą, mówi wszystko wprost. Zderzyła się akuratność, którą znałem
z domu, z włoskim temperamentem jej rodziny. Moi rodzice
bardzo byli na mnie skupieni. Jak miałem egzaminy
w szkole muzycznej, to tata brał urlop. Byłem więc chowany pod kloszem i jak przyjechałem do Warszawy musiałem nauczyć się rozpychania łokciami. Czyli życia.

ELLE Rozmawiamy kilka tygodni przed Pana ślubem. Po co ślub po dziesięciu latach związku?

A.SZ. To manifestacja uczuć. Chcemy powiedzieć przy osobach, które są dla nas ważne, że się kochamy. Nie ma tu drugiego dna. Przeżyliśmy razem już tak wiele, że nie ma niewiadomej. Dorota twierdzi, że to kobiety zawsze podejmują decyzję o tym, czy dany związek dochodzi do skutku i coś w tym jest.

ELLE Co Panu w niej najbardziej imponuje?

A.SZ.Połączenie determinacji i siły z niezwykłą kruchością. Ona tę kruchość obudowuje, dostrzegam ją tylko w chwilach czułości. To niesłychanie ujmujące. Ale na początku najbardziej spodobały mi się jej oczy i niezwykła inteligencja. Imponuje mi, że potrafi ogarniać sytuację i... genialnie gotuje.

ELLE Wszystko się Panu zawsze udawało. A gdyby tak nie było, porzuciłby Pan muzykę?

A.SZ. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. To jedyne, co umiem. Gdyby się nie udało? Poszedłbym grać na ulicę. Nie ma mnie bez muzyki.

Rozmawia: Anna Luboń
Zdjęcia: Konrad Ćwik
Stylizacja: Zuzanna Kuczyńska
Makijaż i włosy: Kamila Wiedeńska-Strzelczyk,
Produkcja: Magdalena Gołdanowska
Asystent produkcji: Kaśka Dubińska