Wiesz, która to twoja okładka ELLE?

MAGDA MOŁEK: Piąta.

Brawo!

Przypomniałam sobie, kiedy oglądałam w tamtym roku tę piękną wystawę z okazji 25-lecia ELLE w Łazienkach. Pierwszą miałam w 2003 roku. Zaczynałam wtedy pracę w telewizji publicznej. ELLE wytypowało mnie jako jeden z 20 talentów, o których będzie głośno. W następnym numerze zaprosiło na okładkę. Zdjęcia robił Marek Straszewski na Starówce w Warszawie. Pamiętam.

Od tamtej pory sporo się zmieniło w Twoim życiu?

Wróciłam do siebie.

A gdzie byłaś?

Przez te lata zatoczyłam koło w myśleniu o sobie i o świecie. Wiedziałam, kim byłam, ale potem zorientowałam się, że weszłam w jakąś formę przetrwania. Krążyłam gdzieś przez te wszystkie lata, żeby wrócić do tej Magdy, którą jestem tak naprawdę i której istnienia samej sobie zabraniałam.

Żeby coś osiągnąć, coś sobie udowodnić?

Chyba nie… To osiąganie mi jakoś szło. Pod tym względem jestem szczęściarą. I doceniam to. Im bardziej o coś zabiegałam, tym rzadziej udawało mi się to dostać. Bardziej, by ochronić się przed niebezpieczeństwami świata. Jak jesteś niepewna, a ja byłam, to przybierasz pozę, nakładasz maskę.

Za 10 lat świat będzie wyglądał tak, jak nam się nawet nie śniło. Myślę, że kobiety będą w nim odgrywały nowe role.

Poczułaś się na tyle silna, żeby już ją zdjąć?

Spokojna. Silna byłam zawsze. A raczej harda, co trochę kłóciło się z naturą słodkiej blondyneczki. Mam wiele trudnych doświadczeń na swoim koncie. Pierwszym była nagła śmierć mojego taty na zawał. Wyszedł do pracy i już nigdy z niej nie wrócił. Zawalił mi się świat. Postanowiłam, że muszę być silna, odpowiedzialna za wszystkich i wszystko, choć nikt tego ode mnie nie wymagał. Narzuciłam to sobie sama. Nie chciałam chyba pokazać, jak cierpię. Potem było jeszcze wiele trudnych momentów, a ja szłam dalej. Bez sensu, bo prędzej czy później i tak wszystko wraca. Kiedyś moja nauczycielka angielskiego użyła takiego powiedzenia: „When the going gets tough the tough get going”. W wolnym tłumaczeniu oznacza, że kiedy życie staje się coraz trudniejsze, ci najbardziej odporni idą dalej. Zapamiętałam je, bo idealnie do mnie pasowało. Dziś wiem, że trzeba pozwolić sobie się zatrzymać, odpuścić i że słowa kształtują świadomość. Dlatego zmieniłam nastawienie głównie do tych, które kieruję sama do siebie. Nie mówię już, że zaliczyłam porażkę. Mówię, że odrobiłam jakąś lekcję, która miała mnie o sobie samej czegoś nauczyć.

Skąd ta zmiana w myśleniu?

To wynik sumy doświadczeń. Kiedy coś mi nie wychodziło albo nie udawało się, wiecznie analizowałam dlaczego. A potem nagle pojawiało się coś, o co wcale nie prosiłam. Jest takie powiedzenie buddyjskie, że dostajemy nie to, czego chcemy, ale to, czego potrzebujemy. Teraz to wiem. Nie znosiłam, kiedy moja babcia mówiła: „Bóg tak chciał”. Uważałam, że w ten sposób można wytłumaczyć, usprawiedliwić wszystko. Nawet najgorsze historie. Ale to jest właśnie ta akceptacja.

Brzmisz jak osoba, która odrobiła już kilka ważnych lekcji.

Tak i postanowiłam sobie, że będę dla siebie już tylko wystarczająco dobra. To wieczne podnoszenie sobie poprzeczki jest drenujące i szkodliwe. Skończyła mi się już siła.

Macierzyństwo dodaje Ci sił czy je odbiera?

Wbrew tym wszystkim kolorowym wizjom macierzyństwa wolę mówić o rodzicielstwie, bo za dużo poświęcamy uwagi matkom, a za mało ojcom. A ponieważ jestem feministką, to zaczynam dążyć do równowagi również na tym polu. I mówię, że skoro nas się pyta o macierzyństwo, to należy też o ojcostwo, bo przecież dzieci mają ojców i ciężar powinien być rozłożony na obie strony. Jeśli pytasz o moje doznania jako kobiety i matki, to mnie macierzyństwo ciągle stawia do pionu. Powoduje, że wciąż zastanawiam się, zatrzymuję, przyglądam, ale bardzo się rozwijam. Przy pierwszym dziecku pędziłam. Teraz uważniej czuję i patrzę. Sama się zmieniłam. Kiedy widzę swoich synów, wiem, że to jest cud. Cud istnienia. Dzieci są wspaniałe! Jednak ciągle za mało mówimy o tych trudnych, ale nieodzownych uczuciach, które towarzyszą rodzicielstwu, choć w Polsce w głównej mierze macierzyństwu, na które tak samo nie zwracamy uwagi jak na starość czy kalectwo. A to przecież to nieodłączna część życia. Żeby dostrzec dobro, musisz poznać obraz zła.

Chciało Ci się mieć drugie dziecko po czterdziestce?

Miałam obawy, że nie będę miała już co podarować, że nie ma we mnie już sił. Nie chodziło o wiek. Czułam się emocjonalnie wyczerpana, bałam się, że ten mój skarbiec z uczuciami jest pusty i nie będę miała co dać drugiemu dziecku. Okazało się, że się napełnił od nowa, gdy tylko pojawił się Stefan.

W Waszym domu obowiązuje zasada rodzicielstwa?

To nowość, ale pracujemy nad tym. Przy tak intensywnej pracy, jaką oboje mamy, szybko okazało się, że doba ma tylko 24 godziny, a jest dwójka dzieci do ogarnięcia, przytulenia, wykąpania. I nie zawsze jest różowo. Ale jaki jest ogólnie model rodziny w Polsce? Mama, babcia, ciotka. Dzieci są wychowywane, jak ja to mówię, przez najczulsze stada kobiet. Oczywiście to się powoli zmienia, jak wiele innych rzeczy. Na przykład, przypomnijmy sobie, ilu aktywistów alarmowało przez lata o zmianach klimatu? Ile rozmów o tym, co zmienić, odbywało się na szczytach politycznych? I nagle pojawiła się dziewczynka z warkoczykami, Greta Thunberg, i świat się zainteresował tematem jak nigdy wcześniej. Co się dzieje na Białorusi? Kto jest kandydatem na wiceprezydentkę Stanów Zjednoczonych? Kto przyszedł w tęczowych strojach do polskiego parlamentu? Kobiety! Z wszystkich badań wynika, że to kobiety są motorem zmian.

A Ty, co byś chciała zmienić?

Podejście do nas, kobiet. Ostatnio ktoś mi powiedział, że patriarchat nigdy się nie zmieni w równość (ani matriarchat), bo cały świat się na nim opiera. Cały sukces gospodarczy, ekonomiczny, cały postęp. Do mnie argument, że mężczyzna jest silniejszy fizycznie, nigdy nie przemawiał. Intelektualnie jesteśmy równi. Na 100 polskich publicznych uczelni wyższych pierwszy raz w historii (!) 12 posad szefowych, czyli rektorek, zajmują kobiety. To jest zmiana. I nikt tego nie powstrzyma. Za 10 lat świat będzie wyglądał tak, jak nam się nawet nie śniło. Myślę, że kobiety będą w nim odgrywały nowe role.

Planujesz przyszłość?

Tak, ale często korzystam z możliwości, które przynosi mi los.

Kanału na YouTube też nie planowałaś?

Akurat to planowałam już dawno temu. Ale daty jego narodzin już nie. COVID-19 i lockdown były impulsem do zmian. Zadziałałam chyba po raz pierwszy bez analizowania. Racjonalny umysł zawsze wyzwala jakiś lęk, typu „nie uda się”. Albo, nie daj Boże, spytaj innych, co ci radzą, to wszyscy będą szukać wad. I łatwo wtedy zrezygnować z marzeń. A ja nie zamierzam mieć 80 lat i chodzić po ulicach z opadającymi kącikami ust, bo nie zrobiłam tego, co chciałam.

Co Cię pociągało, by przejść do internetu?

Wolność. W telewizji funkcjonujesz w pewnym systemie, pracujesz dla kogoś. Są reguły, do których mniej lub bardziej, ale trzeba się dopasować. Telewizja wrzuca cię w formę, pozbawia cię trochę tego bycia sobą.

A co bycie sobą oznacza dla Ciebie?

To, że w każdej sytuacji robisz to, co czujesz, że masz zrobić. I nie zastanawiasz się już, co powiedzą inni. W nas, kobietach, to przejmowanie się opinią innych jest mocno zakorzenione. Sama kiedyś mieliłam w głowie wszystkie komentarze na swój temat. Oczywiście te złe, bo dobre wpadały jednym uchem, drugim wypadały. Aż zrozumiałam, że przecież ja nie zależę od opinii innych. Jeśli ktoś mówi, że jestem wspaniała, to jest to nieprawda. Jeśli ktoś mówi, że jestem beznadziejna, to też jest to nieprawda. Tylko ja wiem, jaka jestem. Powtórzę: wystarczająco dobra.

Płacisz jakąś cenę za bycie sobą?

Zmęczenie (śmiech). Mam jeszcze mniej czasu dla samej siebie. Ale są bardzo pozytywne strony. Zaczęła się jakaś wymiana. Odchodzą ci, których czas w moim życiu minął. I jest mi z tym dobrze. Już nie chce mi się nic udawać. Wiesz, kiedy dostałam największe wsparcie od kobiet? Kiedy odważyłam się powiedzieć o macierzyństwie, że to jest bardzo ciężki czas w życiu. Nie akceptuję takiego idealnego obrazka, że to jest ładny wózek i kaweczka w ręku. Tak bywa, ale to jest bardzo krzywdzące dla tych z nas, które wiedzą doskonale, że to zmartwienia, wyczerpanie, lęk, poświęcenie. A Instagram i kolorowa prasa nie są miejscem, które ci powie o tym prawdę.

Krzyczysz czasem?

Nie! Głos mi się zmienia na jakoś przesadnie piskliwy i zamiast brzmieć groźnie, brzmi komicznie. Jeśli się zdenerwuję, to mówię powoli i bardzo stanowczo. Zresztą nie jestem typem, który rozkręca emocje.

Wspomniałaś, że jesteś feministką.

Tak. I wiem, że wciąż wiele z nas na samo hasło „feministka” odskakuje jak poparzone. Ale dla mnie współczesny feminizm oznacza patrzenie na świat z wrażliwością, empatią. To głośne mówienie o równych prawach kobiet i mężczyzn, a także troska o słabszych i wykluczonych. Ja się po prostu przejmuję tym, jaki będzie świat za 10 lat. Co zostawię swoim dzieciom. Nie idę na żadną wojnę, nie walczę z mężczyznami, a wciąż taka definicja feminizmu ma się dobrze. Ja kocham energię mężczyzn i jej potrzebuję. Uważam, że ich moce są niebywałe, ale jak nie zaczniemy zwracać na siebie uwagi, z sobą pracować, to obie strony stracą. Jak czytam te publiczne wypowiedzi, które mają zdyskredytować rosnącą rolę kobiet, bo odbieramy facetom miejsca pracy, to robi mi się słabo. Jak można tak myśleć w XXI wieku?

Starasz się edukować facetów?

Nie. To nie moja rola. Ja tylko wyznaczam swoje granice. Jeśli np. ktoś mnie hejtuje, usuwam go ze swojego kanału w mediach społecznościowych. Jeśli ma inne zdanie, szanuję je i pozostaję przy swoim. Wiele się od mężczyzn nauczyłam. Ale nie jestem małą dziewczynką, by wciąż oczekiwać, aż jacyś wspaniali panowie będą objaśniać mi świat. To jest rola ojców w wychowywaniu małych córeczek, potem kobiety są dorosłe i same decydują o sobie. Ja decyduję.

Kocham energię mężczyzn i jej potrzebuję. ich moce są niebywałe, ale jak nie zaczniemy zwracać na siebie uwagi, z sobą pracować, to obie strony stracą.

Skąd pomysł na rozmowy o seksie?

O seksie chciałam już mówić od pięciu lat, ale nie widziałam, jak by trafiło to do kobiecych serc. Uważam, że to bardzo ważna sfera w życiu kobiety. Narrację na ten temat mają w Polsce dwa obozy: z jednej strony mężczyźni (księża, politycy, lekarze), a z drugiej przemysł porno. Po środku zaś jest masa ludzi, którzy nie chcą ani jednej formy, ani drugiej, ale nadal się wstydzą o nim normalnie rozmawiać. Chyba musiałam poczekać na Joasię Keszkę, z którą zaczęłam je nagrywać. Znamy się od lat. Joanna zaraziła mnie sposobem, w jakim mówi o seksie, intymności, cielesności. W szerokim kontekście, optymistycznie, bez tego podejścia „na kolanach”. Te podcasty są o kobietach, o wszystkich tych kodach kulturowych, w których tkwimy, o dbaniu o siebie. Seks jest ważnym elementem tego wszystkiego i nie mamy świadomości ani wiedzy, jak bardzo.

Nie miałaś problemu mówić o nim tak wprost?

Zanim wypowiedziałam słowo „cipka”, chyba z 50 razy się zacięłam. A potem, jak już wymówiłam je po raz setny, to uznałam, że to jest takie samo słowo jak „nos”, „głowa”, „kolano”. Normalne. Problem mają raczej odbiorcy. Nie wszyscy kupują mnie w nowej roli. Na 100 komentarzy, zdarza się taki: „Pani Magdo, to jest rozczarowujące. Pani, kobieta z taką klasą, z takim dorobkiem. Grażyna Torbicka ma klasę, ale pani… Pani mówi »cipka«! Jak pani została wychowana?”. Ja tę panią rozumiem i myślę, że gdybym z nią usiadła i porozmawiała, to po trzech dniach mówiłaby „cipka” z największą radością. Umiem przekonywać (śmiech). W seksualności jest początek i koniec wszystkich naszych lęków. Cielesność jest ważna. Ciało to wszystko, co mamy. A przez to dążenie do jakichś ideałów, które zostały wmówione kobietom przez te wszystkie lata, nasz kontakt z nim stał się dziwny, zakłamany, daleki.

Lubisz swoje ciało?

Bardzo. Jesteśmy razem codziennie (śmiech).

Dużo od niego wymagasz?

Kiedy patrzę na siebie, to mówię: „Zgadzam się na to, co mam”, co nie oznacza, że nie dbam o nie. Przez te 44 lata moje ciało przeszło wiele, różnie wyglądało, ale dalej jest tylko moje. I daję mu prawo, że może być czasami niedoskonałe. Ideały nie istnieją!

Masz do siebie dystans?

Obawiam się, że miałam go zawsze, tylko kiedyś sama sobie tego odmówiłam. Na szczęście to się skończyło. Nauczyłam się akceptować i kochać siebie. To brzmi jak truizm, ale o to chodzi. Moja mama zawsze mi powtarza: „Życie jest piękne, trzeba je przeżyć łatwo, lekko i przyjemnie”. Moja mama. Kobieta tak doświadczona przez życie. Ma rację.

Masz chyba fajny czas w życiu?

Ponoć widać to po moim zachowaniu i wyglądzie. Są tacy, którzy twierdzą, że promienieję. Zgoda. Czuję się fantastycznie!

Kiedy Ty znajdujesz jeszcze czas na czytanie?

Kradnę go ze swojego snu, choć przyznam, że ostatnio czytam trzy strony i zasypiam. Czytałam kompulsywnie, kilka rzeczy naraz. A jak mnie coś wkręci, to odkładam wszystko na bok i wchodzę w jedną historię. Ostatnio wciągnęły mnie tak „Ścieżki północy” Richarda Flanagana, choć ta książka mnie bardzo dużo kosztowała emocjonalnie. Czytanie czyści mi głowę. Jest moją terapią. Lekiem na smutki i niepewność.

Właśnie chciałam zapytać, co Cię resetuje…

Lubię być sama. Czerpię ze spotkań z ludźmi najwięcej, ale przychodzi taki moment, że muszę posłuchać ciszy. Mam teraz taką praktykę, że wyjeżdżam gdzieś sama na dwa dni. Wybieram kierunek, wynajmuję mieszkanie i wsiadam w pociąg. Wysypiam się, czytam, piję wino, palę papierosy, patrzę w sufit. Takie dwa dni są dla mnie często jak trzy tygodnie na krańcu świata. Czasami, jak potrzebuję ekspresowego resetu, zamykam się w łazience na 15 minut. I wtedy myślę: „Niech dzieci szaleją, nic im się nie stanie”. Potrzebuję zamknąć na chwilę oczy i spytać siebie samą: „No dobra, gdzie jestem?”. Coraz częściej mam ochotę budzić się rano i wiedzieć, że jest środa. I wspaniale, i witam cię, dniu, i wiem, że dzisiaj będzie fajnie. Wiesz, o czym mówię? Że w tym tempie życia sen jest tylko takim momentem zatrzymania, a ja tak już nie chcę.

Miewasz sny?

O tak, cudowne. Barwnie śnię. Kiedyś często śniły mi się małe dzieci. I zapamiętałam, że zawsze zapowiadały kłopoty. Od długiego czasu nie śnią mi się, może dlatego, że w domu mam swoje (śmiech). Pamiętam taki sen, w którym zalewała mnie fala tsunami. Kiedy byłam studentką Polskiej Szkoły Reportażu, opowiedziałam o nim założycielowi, Mariuszowi Szczygłowi, bo on lubi bawić się w interpretację snów. Wyjaśnił mi, że ta fala symbolizuje świat mediów, który zabiera mi tożsamość, a ja wciąż nie chcę się poddać.

Myślisz, że nie będzie brakować Ci telewizji, w której spędziłaś… ile lat?

25! Nie wiem. Zobaczymy. Jeśli mi zabraknie, to tej sprzed 15 lat. To był najfajniejszy czas.

Coś się kończy, coś się zaczyna?

Zawsze. Zmieniłam tylko narzędzia, nie zmieniłam życia. Przeszłam do innej rzeczywistości, ale dalej robię to samo. Wciąż zadaję pytania.

Jest jakieś ważne, na które jeszcze nie odpowiedziałaś?

Dziś czuję, że nie ma, ale tak naprawdę nie mogę się tego pytania doczekać.

Wywiad pochodzi z październikowego wydania magazynu ELLE (październik 2020).