Chyba padłam ofiarą stereotypów o modelkach i aktorkach: zaskoczyłaś mnie, że chciałaś się spotkać we Wrzeniu Świata, knajpie reporterów.
MAGDALENA MIELCARZ Uwielbiam to miejsce! Kupuję tu mnóstwo książek, lubię czytać po polsku. Jak lecę do Stanów, to zawsze mam nadbagaż. Od kiedy zostałam mamą, przeżywam niebezpieczne przygody jedynie w wyobraźni.

Hardcorowa odskocznia od macierzyństwa?
Wcześniej bardzo lubiłam wchodzić w niebezpieczne sytuacje. Czułam, że żyję. Teraz jestem matką, mam za dużo do stracenia. Nie będę ryzykować, wdając się w głupie przygody. Po raz pierwszy w życiu zaczęłam dbać o zdrowie, uważam na to, co jem, robię badania. Zależy mi na tym, by być przy dzieciach jak najdłużej. Może „ahoj, przygodo!” powróci, jak będą dorosłe...

A na razie…
Starsza córka chodzi do przedszkola w Kalifornii. Niedługo idzie do szkoły. Przypomina mi się czas, gdy sama szłam do podstawówki.

Jak było?
Szkoła to był koszmar. Ciągły strach i straszna nuda. Wkuwanie na pamięć. Zwalczanie indywidualności, osobowości. Byłam wszystkiego ciekawa, ale szkoła skutecznie tę ciekawość zabijała. I po co mi teraz te świadectwa z czerwonym paskiem? Chciałabym, żeby moje córki miały inne doświadczenia niż ja.

Będą chodzić do szkoły w Stanach?
Na pewno przez pierwsze kilka lat. Amerykańskie podejście do wychowywania dzieci to pozytywna motywacja. Takie „you can do it”. Potem chciałabym wrócić do Europy. Może do Polski, może do Włoch? Lubię włoski luz i spontaniczność.

Taka jesteś?!
Tak, spontaniczna, ale zajęło mi to trochę czasu. Byłam wychowywana na grzeczną dziewczynkę. Bycie grzecznym, uprzejmym było wartością nadrzędną.

A Twoje córki jakie są?
Maya ma dopiero cztery latka, a już bardzo konkretnie wyraża swoje zdanie i ma zawsze kilka scenariuszy na rozwiązanie jakiejś sytuacji. Amerykanie uczą rozwiązywania problemów od przedszkola. Widziałam, jak jedna z dziewczynek uderzyła drugą, a pani, zamiast zwrócić jej uwagę, powiedziała do pokrzywdzonej: „Idź i powiedz jej: »Nie lubię tego!«. Stań w swojej obronie”. Pomyślałam wtedy, że mnie nikt nie uczył, jak się bronić. Uczyłam się tego sama, i to jak miałam dwadzieścia parę lat!

Jak to wyglądało?
W szkole aktorskiej w Nowym Jorku mieliśmy ćwiczenia z budzenia instynktów. Wszyscy sobie radzili, a ja byłam bardzo zahamowana. Nauczycielka wydarła się na mnie przy całej grupie. Dawniej bym się zamknęła w sobie, a wtedy ryknęłam
na nią równie ostro jak ona.

I co ona na to?
Uśmiechnęła się, mrugnęła do mnie okiem i powiedziała: „I like that...”.

Magda Mielcarz: aktorstwo? Już dziękuję (ZDJĘCIA) >>

Czego jeszcze nauczyłaś się w Stanach?
Zaczęłam myśleć, że szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta. Choć jak jestem w Polsce, chętnie uciekam od kalifornijskiej „krainy wiecznej szczęśliwości”.

Właśnie jesteś w Polsce...
I bardzo cieszę się swoimi rodzicami, siostrą, siostrzeńcami. Tak mi tu z nimi dobrze. Chciałabym mieć ich blisko przy sobie i bardzo mi smutno, że znowu muszę się z nimi rozstawać...

Nie możesz ich do siebie ściągnąć?
Mama przyjeżdża do mnie raz do roku na dwa miesiące. Jest związana z Warszawą. Ale gdy była u mnie ostatnio, powiedziała: „Wiesz, gdyby nie ten język, mogłabym tu mieszkać”. Gdy jestem w Polsce, mama i tata są u nas prawie codziennie. Przytulają moje dzieci. Wszystko jest takie łatwe i czuję się tutaj bardzo bezpiecznie.

W Kalifornii się nie czujesz?
Tam się szybko żyje. Na wysokich obrotach. A w Polsce jest jak u Pana Boga za piecem. Wiem, że jak będę się przewracać, ktoś w razie czego mnie złapie.

W Stanach mąż też Cię chyba złapie?
Złapie, mam nadzieję, ale tu chodzi o takie poczucie bezpieczeństwa, jakie się ma tylko w rodzinnym domu. Poza tym ja muszę być niezależna. W Warszawie zawsze będę miała swoje mieszkanie. Poczucie niezależności daje mi siłę.

Inspirujące. Tym bardziej że Twój mąż, amerykański prawnik, należy do majętnych.
Zawsze trzeba mieć swój świat, swoje pasje i swoje pieniądze. Inaczej to zabójstwo dla związku.

Ty akurat bardzo wcześnie miałaś swoje pieniądze. Jako modelka, aktorka.
A tato wtedy mówił: „Tylko donieś do domu! Choć potrenuj, a potem możesz wydać”. Miałam lekką rękę do wydawania i „trenowanie” doniesienia do domu wypłaty kiepsko mi szło. Ale i tak, jak byłam w Rosji, zorientowałam się, że się muszę dużo w tej kwestii nauczyć. Rosjanie potrafią wydać wszystko w jeden wieczór, postawić całej knajpie: „A, kak pojdiot, jutra nie ma!”, dom pérignon leje się strumieniami.

Też byś tak chciała?
Już nie. Chodzę nawet na kursy finansów, uczę się kontrolować wydatki, inwestować. Ale i tak od zawsze nienawidzę skąpców. Nigdy nie kupowałam prezentów „po taniości”. I wolę mieć mniej rzeczy, ale dobrej jakości. A co do zarabiania w filmach, to widzę, że po urodzeniu drugiego dziecka bardzo dużo mi się w głowie zmienia. Już nie widzę się na planach filmowych.

Jak to?
Pamiętam, jak w czasie kręcenia jednego z filmów rozejrzałam się wokół i zobaczyłam, że wszyscy są samotni albo mają okaleczone związki. Samotność, po zdjęciach balanga i picie... Wyobraziłam sobie siebie za 20 lat jako podstarzałą i samotną kobietę. Nawet jeśli spełnioną zawodowo. I że może być i tak, że świat najpierw podyktuje mi warunki, a potem mnie wypluje. Poczułam, że chcę mieć rodzinę.

Znałaś już wtedy swojego obecnego męża?
Nie, ale wkrótce się poznaliśmy. Przez wiele lat prowadziłam bardzo ciekawe, można nawet powiedzieć burzliwe, życie. Bardzo intensywne podróże, ciągle inne kraje, ludzie, nowe prace, przeżycia. Pewnego dnia poczułam w tym jednak straszną pustkę i wielką tęsknotę za domem. Ale za własnym, stworzonym przez siebie. Takim, w którym pachnie świeżo upieczonym ciastem. Każdego dnia dziękuję Bogu za wszystko, co mam. Przynajmniej na chwilę odnalazłam swoje szczęście. Mam dwoje zdrowych dzieci, więc mam wszystko. Jestem spełniona. I wszystko, co robię, musi być podporządkowane rodzinie.

Jednak coś tam zawodowo też robisz co jakiś czas.
Ale w swoim tempie. I we właściwym momencie. Lubię mieć taki świat, który będzie tylko mój. Do którego nikt, nawet dzieci, nie mają dostępu.

Znalazłaś?
Tak. Wieczorem kładę dzieci spać i wymykam się do studia. W Los Angeles jestem anonimowa, zaczynam od zera. To komfort. Mogę ryzykować. Bawić się muzyką, bez obaw, że ktoś będzie mnie złośliwie oceniał.

Co to za muzyka? Twoja?
Muzyka jest bardzo moja. To nie będzie mainstreamowy pop. Wszystkie kompozycje tworzyłam z kolegami z zespołu. Napisałam teksty, tylko jeden, po polsku, nie jest mój. Chłopaki, z którymi pracuję, nie marzą o wydaniu komercji, wielkich pieniądzach. Producent jest muzykiem klasycznym, wiolonczelistą.

Będzie płyta?
Wiosną. Na razie epka z pięcioma utworami.

A co z filmami? Naprawdę koniec?
Filmy kocham, ale coraz bardziej ciągnie mnie na drugą stronę mocy. A granie w dużych produkcjach jest na razie skomplikowane. Nie pojadę na sześć miesięcy w świat. I to, że moja córka gra akurat w przedszkolnym przedstawieniu biedronkę, jest dla mnie najważniejsze na świecie. Nie może mnie tam nie być. Połączenie macierzyństwa i aktorstwa wydaje mi się bardzo trudne.

A Meryl Streep?
Być może jest dobrą matką. Ale jej dzieci mówią w wywiadach, że mamy wiecznie nie było. Wychowywał je ojciec. A ja mam potrzebę codziennego przytulenia dzieci. Jak się z mężem urywamy z domu na noc, pilnuję, by nie za daleko. Byśmy w razie czego mogli szybko wrócić. Może gdybym mieszkała w Polsce byłoby inaczej? Dzieci mogłyby zostać z dziadkami, gdy wyszłabym na plan. Dostaję propozycje z Rosji. Z Warszawy byłoby blisko. Ale ze Stanów?! Ale czuję presję, bo często ktoś mi życzy samych sukcesów. Czy ja jestem jakąś maszyną do sukcesów?! Chcę przeżyć szczęśliwie życie. Myślę, że kobiety są dziś poddawane presji, że wszystko powinny...

Na przykład?
Łączyć spektakularną karierę z perfekcyjnym macierzyństwem. Gdy czytam wywiady z Angeliną Jolie, mam ochotę krzyknąć: „Kobieto, nie rób wody z mózgu innym kobietom!”. Perfekcyjna matka siedmiorga dzieci, gra na okrągło, ratuje świat i jeszcze na zdjęciach wygląda, jakby codziennie szła na rozdanie Oscarów. Sama mogę kobietom powiedzieć: „Moje zdjęcia w gazetach są retuszowane!”. Jak wstaję rano, to tak nie wyglądam. Marilyn Monroe otwierała rano drzwi, a listonosz pytał: „Czy pani jest w domu?”. Zawsze jak mój mąż mówi, że woli mnie naturalną, to… dostaję ataku śmiechu.

ROZMAWIAŁA Agnieszka Sztyler

Magda Mielcarz: aktorstwo? Już dziękuję (ZDJĘCIA) >>