Jeremy Scott: M jak Moschino, fot. Imaxtree

ZAWÓD PROWOKATOR
Niezależnie od tego, co Jeremy Scott chciał powiedzieć swoją kolekcją, osiągnął cel – wszyscy mówią o Moschino i o nim samym. Już w latach 90. i na początku XXI wieku Scott lubił prowokować. Nosił na głowie irokeza, miał wygolone brwi, a na zębach złoty grills z kłami wampira i napisem „Jeremy”. Swoją pierwszą oficjalną kolekcję pokazał w Paryżu w 1997 roku. Nazywała się „Rich White Women” („Bogate białe kobiety”) i składała się jedynie z białej skóry i białych T-shirtów z napisami „Vive l’avant-garde!”. To był początek nowej ery. To właśnie wtedy potężne luksusowe domy mody zaczęły łapczywie zatrudniać młodych projektantów lub płaciły im duże pieniądze za projektowanie kolekcji. Scott twierdzi, że odmówił pracy dla Emilio Pucci, Versace, Paco Rabanne i Chloé. Stworzył własną markę, w której cyniczny humor był na pierwszym planie.
W swojej najbardziej pamiętnej kolekcji, przedstawionej w paryskim Cirque d’Hiver w marcu 2001 roku, podsumował ówczesną rzeczywistość pokazem, w którym supermodelki, ubrane w zwiewne suknie z motywem dolara, wystylizowane na zwyciężczynie teleturniejów, pchały przed sobą złote wózki na zakupy.

W 2002 roku Scott rozpoczął współpracę z marką Adidas, dla której zaprojektował jasne neonowe kurtki fleki i kultowe buty „ze skrzydłami”. Jego ubrania pokochały gwiazdy, a on sam stał się jedną z nich: ma ponad milion fanów na Facebooku, Instagramie i Twitterze. Aż dziwne, że Moschino czekało tak długo, by go zatrudnić.
– Chcę być projektantem dla ludu – oświadcza, gdy spotykamy się w siedzibie Moschino w Mediolanie. W foyer wita gości naturalnej wielkości pluszowa krowa. Scott ma na sobie spodenki ze sztucznego futra w leopardzie cętki, neonowo żółto-białe skarpetki i jasne adidasy. – Chcę prowokować. Przede wszystkim do uśmiechu – mówi.

Nieczęsto się zdarza, by projektant przyznawał, że uznanie w mediach społecznościowych jest dla niego tak ważne. – Traktuję to śmiertelnie poważnie. Dla mnie lajki są wyznacznikiem sukcesu – mówi. Pytam, czy czyta krytyczne komentarze o swoich projektach. – Ludzie nie rozumieją dowcipu. W swoją pracę nie wkładam mniej miłości, refleksji, inspiracji i poszukiwań niż Miuccia. Zawsze mam ten sam cel: stworzyć coś, co wywołuje poczucie głodu i pragnienie, by mieć właśnie to.