Zrobiła sobie rok wolnego. Jednak nie spędziła go jak zwykły śmiertelnik, ale bardziej w stylu Hermiony. Czym zajmowała się podczas tej przerwy? Przygotujcie się, lista jest długa: odwiedziła Malawi z ramienia ONZ Kobiety, wygłosiła kilka głośnych przemówień na temat równości płci, przeprowadziła wywiady z aktywistkami feministycznymi dla wielu gazet i portali internetowych, poznała premiera Kanady Justina Trudeau — najbardziej „cool" premiera na świecie — z którym wzięła udział w konferencji młodych liderów One Young World (i w tajemnicy zwiedzała Toronto na tylnym siedzeniu vespy pierwszej damy). Ponadto przeprowadziła wywiad z Tomem Hanksem dla magazynu „Esquire", była na Światowym Forum Ekonomicznym, na którym przedstawiła raport dotyczący parytetu płci. Oprócz tego w ramach kampanii ONZ HeForShe beatboxowała z Linem-Manuelem Mirandą, twórcą musicalu „Hamilton", wzięła też udział w programie World's Largest Lesson, wraz z Eco-Age pracowała nad tym, jak ubierać się bardziej ekologicznie. Założyła swój własny klub książki Our Shared Shelf, w ramach którego przeprowadziła wywiady z takimi autorkami jak Caitlin Moran czy Gloria Steinem. I zdążyła przeczytać 46 książek — prawie jedną tygodniowo! A przecież, gdy spotykamy się na Manhattanie, rok jeszcze się nie skończył.

Rozbawiony Timothee Chalamet i Emma Watson w zaskakującej sukni na premierze "Little Women". Zobaczcie pozostałe kreacje gwiazd >>

— O rany. Brzmi wyczerpująco. Nie mogłaś po prostu pojechać do kilku spa? Co chciałaś udowodnić? — mówię. Emma reaguje śmiechem. Zajada wielki kawałek ciasta czekoladowego i popija go kieliszkiem czerwonego wina, więc na odpowiedź muszę chwilę poczekać. — Niekoniecznie chodziło o udowodnienie czegokolwiek — odpowiada z uśmiechem. — Pomyślałam, że mam ten rok dla siebie, więc sprawdzę, co mogę zrobić, by coś zmienić. Prawdę mówiąc, niczego innego bym się po Emmie nie spodziewała. Pierwszy raz zetknęłam się z nią w 2009 roku, gdy pojawiła się na okładce sierpniowego wydania brytyjskiego ELLE. Miała 19 lat i rozpoczynała nowy etap swej wędrówki — po „Harrym Potterze". Przez jakiś czas Em, jak ją nazywają przyjaciele, bardzo starała się udowodnić, że nic jej nie łączy z Hermioną. Jednak w pewnym momencie zrozumiała, że ona i jej czarodziejskie alter ego mają wiele wspólnego — zaczynając od sumiennego perfekcjonizmu, a na potrzebie robienia „tego, co należy" kończąc.

 

Obecnie 27-letnia Emma ma w sobie coś, co można nazwać kontrolowaną ciekawością. Nie zmarnowałaby wolnego od pracy na planie roku na obijanie się w domowych pieleszach. Choć kocha swoje londyńskie i nowojorskie mieszkania oraz — jak sama przyznaje — jest fanatyczną domatorką. — Jestem jedną z tych osób, które czasem potrzebują 24 godzin bez kontaktu z jakąkolwiek żywą istotą — mówi. Emma wciąż zaskakuje. Jest szalenie skryta, a mimo to gotowa walczyć w pierwszym szeregu o sprawy kobiet, w które głęboko wierzy. Chwilami stawia przy tym czoło brutalnej krytyce. Dwa lata temu, gdy poprzednio się widziałyśmy, spacerowałyśmy przez Central Park dzień po jej głośnym (i godnym doświadczonej polityczki) przemówieniu o równości płci w imieniu kampanii HeForShe w siedzibie ONZ. Był to szczery apel do mężczyzn, by zaangażowali się w walkę o równouprawnienie. Na YouTube obejrzało go 1,7 miliona osób i trafił na pierwsze strony gazet na całym świecie! Watson była, co zrozumiałe, w lekkiej euforii. Mimo takiego sukcesu wykazała się dojrzałością i nie starała się uchodzić za ekspertkę w temacie, który dopiero zaczęła zgłębiać.

Od tego czasu przebyła długą drogę. Faktycznie „coś zmieniła". Tym razem spotykamy się, by pogadać o jej feministycznym klubie książki i najnowszym filmie, przeboju Disneya „Piękna i Bestia" — musicalowej baśni w nowym wydaniu. Zwiastun produkcji stał się najchętniej oglądanym teaserem w historii — ponad 127 milionów wyświetleń w 24 godziny po opublikowaniu. „Piękną..." kręcono rok po kampanii HeForShe. Emma nazwała to doświadczenie obozem przetrwania dla księżniczek — uczyła się jeździć konno i uczęszczała na intensywne lekcje walca i śpiewu. — Dla mnie „Piękna..." była idealną, najradośniejszą rzeczą, jaką mogłam się zająć po poprzednim, męczącym roku — mówi. — Poczułam, że zatoczyłam koło — ostatniego dnia zdjęć minęło 15 lat od dnia, gdy dostałam rolę w „Harrym Potterze". Belle i Hermionę coś łączy i dobrze było sobie przypomnieć, że jestem aktorką. A ten film jest czystą ucieczką od rzeczywistości. Poprzedni rok był tym, podczas którego Emma uznała, że dojrzała. — Zahartowałam się — wyjaśnia. — Istnieje poziom krytyki wiążący się z byciem aktorką i osobą publiczną, na który jestem przygotowana. Ale gdy zajmujesz stanowisko w takiej kwestii jak feminizm, to już zupełnie inna bajka. Zdarzały się dni, gdy miałam ochotę schować się pod kołdrą. W końcu zdałam sobie sprawę, że muszę się odciąć na 24 godziny, po czym iść dalej.

 

Bardzo wspierają mnie inne feministki. Laura Bates (z projektu Everyday Sexism) wysłała mi paczkę z cekinami, brokatem, słowami wsparcia i czekoladą, której przekaz brzmiał mniej więcej: „Nie pozwól draniom się zgnoić". Musiałam sobie przypomnieć, że krytyka nie dotyczyła mnie osobiście ani nie była niczym nietypowym. Być może najtrudniejsze bywają jednak ataki samych feministek. Ostatnio niektóre z nich oburzyła sesja aktorki dla „Vanity Fair", w której odsłoniła piersi. „Feminizm, feminizm, różnice płac, (...) a teraz patrzcie na moje cycki" — zatweetowała jedna z nich. Sama Watson skomentowała sprawę jednoznacznie. — Istotą feminizmu jest możliwość wyboru. Feminizm nie jest kijem do bicia innych kobiet, lecz narzędziem wyzwolenia i równości. I nie wiem, co moje cycki mają do tego — powiedziała.

Już wcześniej zmierzyła się z zarzutami, że kampania HeForShe stawia mężczyzn w roli zbawców kobiet i że wypowiada się z pozycji „uprzywilejowanej, bogatej, białej kobiety". — Ciężko jest słyszeć krytykę od ludzi, których uznaje się za sprzymierzeńców. Ale po prostu dalej robię swoje. Część tych wypowiedzi zmusza mnie do przemyślenia pewnych spraw i mojego podejścia. Na niektóre nie należy zwracać uwagi, to zwiększa odporność. A czasami trzeba wyśmiewać absurd tego wszystkiego. Feminizm może być zabawny, różnie do niego podchodzimy. Często się zastanawiam, jak podstępem szerzyć jego ideę w dowcipny sposób. Nie można przecież wszystkiego w życiu brać na poważnie, prawda? Często rozmyślam, jak podstępem szerzyć ideę feminizmu w dowcipny sposób.

 

Przygotowując się do roli w „Pięknej i Bestii", Emma Watson brała intensywne lekcje walca i śpiewu. W listopadzie, w ramach projektu swojego klubu książki, Emma porozkładała egzemplarze ostatniego tytułu Mayi Angelou, „Mom & Me & Mom", na stacjach metra w Londynie. Powtórzyła to w Nowym Jorku dzień po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Zdjęcie dokumentujące „potajemne książkowe wybryki" opublikowała na swoim koncie na Instagramie. — Ludzie byli tak zapatrzeni w telefony, że nikt mnie nie zauważył — wspomina gwiazda, którą zwykle gdy wychodzi z domu, otacza rzesza fanów „Harry'ego Pottera". Grupa Emmy to Our Shared Shelf. Można ją znaleźć na stronie internetowej goodreads.com. Jest tam wyczerpująca lista świetnych książek, nowych i starych, które każda kobieta powinna przeczytać i przedyskutować.

Potęga klubów książki jest ogromna — ten stworzony przez Oprah Winfrey przyczynił się do tego, że wiele nieznanych tytułów stało się bestsellerami. W niektórych przypadkach sprzedaż wzrosła o kilka milionów egzemplarzy. Lista ulubionych autorek Emmy składa się głównie z nazwisk takich kobiet jak Maya Angelou — nieustraszonych i zuchwałych. Pytam, czy sama chce taka być. — Ciągnie mnie do takich postaci — mówi. — Staram się odkryć ich sekret, ponieważ nie sądzę, bym była nieustraszona. Staram się, ale to wymaga ode mnie wysiłku. Być może odwagą jest niezważanie na to, co mówią o nas inni? Emma prostuje: — Myślę, że już się tym zbytnio nie przejmuję. Bardziej chodzi o oczekiwania wobec samej siebie. To wyczerpujące. Po minionym roku o wiele mniej obchodzi mnie to, czy kogoś urażę. Nie zależy mi na tym, by wszyscy wokół mnie czuli się komfortowo. Czasem musisz zrobić coś, co konieczne, i nic strasznego się nie stanie.

Poza „Mom & Me & Mom" Mayi Angelou na liście znajdują się też: autobiograficzna pozycja Glorii Steinem „My Life on the Road", wspomnienia Marjane Satrapi w formie powieści graficznej „Persepolis", wychwalana przez krytykę książka Carrie Brownstein „Hunger Makes Me a Modern Girl", „Kolor purpury" Alice Walker, „Jak być kobietą" Caitlin Moran, „Half the Sky" Nicholasa Kristofa i Sheryl WuDunn oraz „Argonauts" Maggie Nelson, traktująca o budowaniu transseksualnego związku i tęczowej rodziny. Emma tłumaczy, że wybrała „Persepolis", ponieważ jej dziadkowie przez pewien czas mieszkali w Iranie i tam urodził się jej ojciec. — Poczułam więź z tą książką. Poza tym przedstawia szerszy obraz feminizmu z różnych części świata — wyjaśnia. „Half the Sky: How to Change the World" to podróż po Afryce i Azji, poznawanie kobiet dotkniętych ubóstwem, z których wiele zostało prostytutkami. Emma przyznaje, że to trudna, ale pouczająca lektura. Musiała ją czytać na raty, bo mocno działała na emocje.

 

Czy sama Emma, gdyby dostała taką propozycję, bierze pod uwagę napisanie książki na temat okołofeministyczny? Wiele lat prowadziła dzienniki zdaje sobie sprawę, że pisanie to umiejętność, której nauka wymaga czasu. A Emma podejmuje się czegoś tylko wtedy, gdy wie, że ma odpowiedni warsztat i wiedzę. — Muszę bardziej zgłębić temat. Nie jestem ekspertką, więc nie czuję się komfortowo, gdy ludzie oczekują ode mnie, bym ich edukowała na temat feminizmu. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Nie jestem nawet pewna, czy zasługuję na tak duży szacunek, ale pracuję nad tym. W ramach współpracy z ONZ Kobiety Emma ma w tym roku poznać Donalda Trumpa. Na pytanie, jaką książkę by mu dała, odpowiada: — Pewnie „Feminism Is for Everybody" Bell Hooks, ponieważ jest prosta i ma dobre argumenty. Pytam, czy sięga czasem po coś naprawdę lekkiego, w stylu romansów Jilly Cooper? — Oczywiście — śmieje się. Dodaje też, że ciągnie ją do książek o samodoskonaleniu: — Uwielbiam je. Bardzo wciągają mnie lektury typu „The Sleep Revolution" Arianny Huffington. Mam słabość do wszystkiego, co niesie obietnicę zmian w życiu.

Rozmowa o feminizmie nie może się obyć bez pytania o ulubioną historię miłosną. Wybór Emmy jest zaskakujący, zważywszy na to, że na studiach na Uniwersytecie Brown przerobiła całą historię literatury. To „Poniedziałkowe dzieci", nowojorskie wspomnienia punkowej poetki Patti Smith o jej długoletnim romansie z fotografem Robertem Mapplethorpe'em. — Zakochałam się w idei, że ich miłość była jak statek, który ciągle musiał odzyskiwać równowagę, a romans ,, był czymś więcej niż relacją seksualną i trwał aż do śmierci Roberta. To wyprzedzało ich czasy. - Miło jest odkryć łagodniejszą stronę Emmy. Emanuje lekkością, zdaje się mniej poważna niż kilka lat temu.

Rozmawiała Lorraine Candy