Na kilka godzin przez paryskim pokazem Dior na Instagramie pojawiła się zapowiedź wiosenno-letniej kolekcji tego słynnego domu mody. W niej: krótkie poetyckie wideo autorstwa Aliny Marazzi, które przedstawia momenty tworzenia w zaciszu własnego domu. A jeszcze wcześniej - migawki z zaaranżowanej wystawy słynnej włoskiej artystki kolażu, Lucii Marcucci. To jedne ze wskazówek interpretacyjnych, które przed rozpoczęciem show (transmitowanego także na TikToku) pozostawiła nam Maria Grazia Chiuri. Projektantka, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, uwielbia motywować nas do dogłębnej analizy mody i traktowania wybiegu jak sceny teatralnej czy przestrzeni muzeum sztuki nowoczesnej. 

Nawiązanie do Marcucci, która w latach 60. tworzyła prace dotyczące wyzwolenia i śmiało krytykowała medialne wizerunki kobiet, zostało pokazane nie tylko na filmie wyświetlanym w całości na chwilę przed wyjściem pierwszych modelek na wybieg, ale także w scenografii pokazu: kolaże włoskiej artystki wklejono w kościelne witraże. To jednak nie wszystko - by spotęgować moc przesłania o sile i potrzebie niezależności, pokaz odbywał się do dźwięków wykonywanego na żywo przez grupę Roseblood utworu "Sangu di Rose" z XIX, który mówi o nowo odkrytym przez kobiety braku ograniczeń.

Poza nagromadzonymi metaforami, Maria Grazia Chiuri chciała udowodnić, że formalne i piękne ubrania Dior mogą być wygodne oraz pokazać ludzkie marzenie przepychu, spokoju i wystawności po lockdownie. Wymieszane jest ono z naturalnym pragnieniem komfortu, które podczas zamknięcia okazało się być kluczowym wymaganiem względem mody. Ten miks ma, jak zdaje się mówić, wyzwalać nas fizycznie i psychicznie. 

Chiuri, przekonana, że ubrania powinny odzwierciedlać nowy styl życia, w Jardin des Tuileries zaproponowała rozwinięcie idei słynnego kostiumu Christiana Diora w wersji... śródziemnomorskiego boho. 

Jej przepis na to jest prosty. Długie płaszcze przypominające perskie dywany, skórzane kamizelki z wycięciami, koszule ze stójką i baloniastymi rękawami, kimonowe marynarki we wzór retro tapety, poncha, krótkie prostokątne topy, luźne swetry z krótkim rękawem, zamszowe kurtki z malunkami dzikich kwiatów. Do tego cały przekrój płynących w ruchu sukienek: półprzezroczyste i z obniżoną talią, dziergane na szydełku i głębokim dekoltem, kaftan dresses pełne roślinnych aplikacji, wzbogacone o haft szmizjerki. A dodatki? Torebki-worki zdobione frędzlami, sandały z plecionki, chustki wiązane jak opaski na włosach, losoro dobrana biżuteria z nieregularnymi perłami, pozłacanymi różami i szklanymi koralikami w kształcie serc.

Nowa kolekcja Dior może i nie zachwyca tak, jak tego wymaga się od słynnego francuskiego domu mody, nie ma jednak wątpliwości, że ma duży potencjał sprzedażowy. W końcu kto nie marzy teraz o zrzuceniu dresowego kompletu i przebraniu się w piękną, ale wciąż wygodną i swobodną sukienkę czy zamianie oversize'owego swetra na ekscentryczne kimono, które nie krępuje ruchów?