Dlaczego Blake Lively nie nawiązała współpracy z profesjonalnymi kreatorami wizerunku? „Powstrzymują mnie przed tym pragnienie kontroli i duże ego – to jest prawdopodobnie najszczersza odpowiedź na pytanie, czemu nie zatrudnię stylisty” – powiedziała gwiazda w rozmowie z WWD. „Po prostu lubię to robić samodzielnie. Kocham design i modę, w ten sposób mogę dać upust kreatywności. Aktorstwo to też twórcze zajęcie, ale proces jest rozciągnięty w czasie i zakłada udział wielu innych osób, podczas gdy stylizowanie samej siebie kontroluję od A do Z, a efekty widzę w najbliższej przyszłości. Z tego samego powodu lubię upinać włosy, malować się i gotować dla przyjaciół – możesz wykazać się kreatywnością i wykonać zadanie w całości własnymi rękoma. Zupełnie inaczej niż pracując na planie, kiedy robisz coś, a rezultat może będzie gotowy za dwa lata. Wszystko sprowadza się do poczucia kontroli”.

Tak wygląda mama Blake Lively. To ona zastępuje świetnie ubranej aktorce sztab stylistów

Wszystko wskazuje na to, że jest tylko jedna osoba, której Blake wybacza próby ingerowania w swoje modowe wizje. Jest nią nie kto inny jak mama aktorki. Elaine Lively od początku wywierała ogromny wpływ na zawodowe życie córki. Pracując jako hollywoodzka managerka, nieustannie sprowadzała do domu młode talenty i zabierała gromadkę dzieci na plany zdjęciowe. Gwiazda wspomina, że początkowo występy przed kamerą postrzegła jako „najgorszy koszmar”. Do momentu aż jej ojciec, także związany ze światem kina, obsadził ją w familijnym musicalu „Sandman”. Potem przyszły kolejne role i uroczyste premiery. Z czasem 36-latka zaskarbiła sobie nie tylko sympatię widzów, ale także redaktorek mody. Dziś regularnie gości w rankingach najlepiej ubranych sław. 

Gwiazda „Plotkary”, „Stowarzyszenia Wędrujących Dżinsów” i „Wieku Adaline” nie ukrywa, że zaszczytne tytuły po części zawdzięcza swojej mamie. Już w przeszłości mówiła, że Elaine służy jej dobrą (i niekiedy niekonwencjonalną) radą w tematach urodowych. „Przysięgam, że to działa” – zarzekała się, opowiadając o nakładaniu na włosy żółtek i majonezu. Teraz okazało się, że rodzinne konsultacje obejmują też kwestie modowe.

Kilka miesięcy temu duet matki i córki dołączył do grona ambasadorek Tiffany & Co. Wczoraj na instagramowym profilu Blake pojawił się post reklamowy, w którym gwiazda pochwaliła się dzieloną z rodzicielką pasją do pięknej biżuterii. Jeśli znacie styl Blake, wiecie, że przy okazji wielkich wyjść nigdy nie hołduje zasadzie „mniej znaczy więcej”. Połyskujące pierścionki, bransoletki i kolczyki nosi w przemyślanym nadmiarze.

Teraz stara się udowodnić, że zamiłowanie do biżuteryjnych setów to cecha dziedziczna.

Pod uroczym zdjęciem z mamą umieściła zabawną wymianę zdań, jaka miała miejsce tuż przed naciśnięciem spustu migawki. „Chciałbym zastąpić termin »zbieraczka« słowem »maksymalistka«. Dzięki temu czuję się lepiej. Ciekawe, po kim to mam… Ja: »Mamo, chodź, zrób sobie ze mną zdjęcie dla Tiffany. Który naszyjnik chcesz założyć?« Mama: »Wszystkie« Ja: »Nie. Wybierz swój ulubiony« Mama: »WSZYSTKIE. Włącz lampę do robienia makijażu«” – napisała Blake. Cóż, wygląda na to, że genów nie da się oszukać.