Twoja muzyka często nawiązuje do przeszłości “Zjazd absolwentów”, “Wspomnień Kolekcjoner”. Czy w życiu prywatnym też jesteś dosyć sentymentalny, czy jest to dla ciebie wyłącznie przedmiot do refleksji nad rzeczywistością?

Jeśli chodzi o relację, to na pewno mam dość dużo sentymentów. Jeśli chodzi o przedmioty, to w ogóle. Nie jestem zbieraczem, nie przywiązuję się do żadnych miejsc, mieszkań ani pamiątek. Mógłbym się spakować w jedną walizkę.

Jeśli chodzi o pisanie o przeszłości, to z każdym nowym rokiem czy dłuższym etapem - uczysz się, rozwijasz jako człowiek. Poznajesz nowych ludzi, którzy też Cię mega rozwijają. Kiedy patrzę na siebie przez pryzmat przeszłości, myślę sobie - „nie do końca wiedziałem, jak się gra w to życie”. Teraz widzę nowe horyzonty, nowe rozwiązania i myślę sobie, że za bardzo sobie utrudniałem pewne kwestie.

W utworze “najsmutniejszy człowiek świata” śpiewasz o rozstaniu “dobre maniery skończmy z tym, żadnych drugich szans”, w twoim życiu faktycznie udaje Ci się zamykać rozdział za pierwszym razem, bywasz zero jedynkowy? 

Tego też się uczę, ale uczenie się asertywności czy stawienia własnych granic, wiąże się z wieloma katastrofami, w których musisz uczestniczyć. Jak otrząśniesz się z tego i na nowo staniesz na nogi, to wiesz, że „nigdy więcej”. Wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się alarmujący sygnał - sugerujący, że znów może być nieprzyjemnie, to dzisiaj już wiem, żeby uciekać od tego. W tym roku powiedziałem sobie „nie ma takiej opcji, żeby ktoś z zewnątrz doprowadzał mnie do smutku czy poczucia beznadziejności”. Nie interesuje mnie takie „ingerowanie we mnie”. Nie pozwolę, żeby mój humor i moje życie było zależne od osób trzecich, które przecież pojawiają się i znikają. Mogą zostawić po sobie wiele pięknych wspomnień, ale też przykrych blizn. Jestem po 30-tce i powiedziałem sobie, że „nigdy więcej”.

Przyszłość czy przeszłość? W twoich tekstach możemy usłyszeć dużo nostalgii za latami 90., w których się urodziłeś. Czy myślisz czasem w kategoriach tęsknoty i powrotu? Wtedy było lepiej?

Na pewno wtedy było beztrosko i trochę lżej. Może dlatego, że kiedy jesteśmy młodzi, to nie zdajemy sobie sprawy z wielu rzeczy i robimy mnóstwo głupot, ale od tego też jest młodość, bo później to już „nie wypada”. Mamy taką wielką odwagę do robienia rzeczy, nad którymi dzisiaj zastanowilibyśmy się dwa razy. A wtedy to jest taki szczery impuls - bez zastanawiania się nad konsekwencjami. To jest w gruncie rzeczy bardzo piękne - ja na tym zbudowałem cały swoje życie. Robiłem wszystko bardzo spontanicznie i nie traciłem czasu na kalkulowanie tego, czy się w życiu opłaca ryzyko, czy może lepiej zatrzymać się i dławić się w tym własnym marazmie.

Napisałem tę płytę o przeszłości, dlatego że teraz moim życiu jest dość spokojnie i pomyślałem sobie, że nie chcę planować pewnych rzeczy. Wierzę w to, że jak za dużo sobie planujesz, to nie zawsze ci wychodzi i według mnie lepsze jest pozytywne zaskoczenie niż rozczarowanie. Teraz z perspektywy czasu uznałem, że warto opisać jak beztrosko nam się żyło w latach 90., jak my zmieniamy się jako pokolenie. Ja jestem takim czułym obserwatorem i analizuję bardzo różne pokolenia i subkultury. Nie oceniając, ale zastanawiając się - co by było, gdybym ja dorastał dzisiaj.

Nie tęsknię za przeszłością, bo myślę, że najpiękniejsze rzeczy jeszcze przede mną. W mojej branży nie można też żyć przeszłością i swoją legendą, twoja pozycja zależy od twojego ostatniego sukcesu. Takie utknięcie w przeszłości cię blokuje. Ja uwielbiam zaczynać od początku, nie lubię bezpiecznych rozwiązań i przewidywalnego życia.

W “miłość w planie b” odwołujesz się do współczesnego modelu miłości tak zwanego “situationship”- miłości przelotnej, sytuacyjnej. Czy ty jesteś ok z taką formą współczesnej relacji?

Myślę, że dużo osób boi ryzyka związanego z zauroczeniem, bo lubimy bezpieczne rozwiązania. Czy ja jestem z tym ok? Myślę, że jak najbardziej, bo nie ma nic lepszego, niż po prostu taki stan zakochania, tej euforii, tych tak zwanych motylków w brzuchu czy tego, że znowu zaczyna ci się chcieć żyć i że też ta druga osoba, z którą możesz nawiązać relację - może ci pokazać całkowicie nową wersję ciebie i całkiem inaczej ukształtować twój świat. Tak naprawdę to ludzie są najważniejszą składową, bo to oni wpływają na to, jak się zachowujemy, jak się zmieniamy i kim finalnie jesteśmy. Jest takie stare powiedzenie „z kim przystajesz takim się stajesz”.

Dzisiaj konsumpcjonizm nas totalnie powala na ziemię. Media i popkultura, tak wielką wagę przywiązują do tego egoizmu „myśl o sobie” czy „kochaj siebie”. Myślę, że w bezpiecznych dla nas dawkach to jest okej. Ale tak naprawdę, każdy z nas finalnie dąży do tego, żeby być szczęśliwym z drugą osobą. Myślę, że ludzie samotni zawsze prędzej czy później dążą do tego, żeby zaspokoić dużą żądzę bycia z kimś.

Otwarcie mówisz o depresji. Co było punktem zwrotnym? Podniesieniem kotwicy, która pomogła Ci wypłynąć na powierzchnię?

Był już taki moment totalnego resetu. Już nie było nic dalej i wiedziałem, że to jest albo tu, albo nigdzie, po prostu zaprzepaszczę sobie całe swoje życie. To nie jest opowieść o pomocnych dłoniach. Oczywiście było dużo osób, które mi radziły, ale dopóki ty nie zbierzesz się i nie skorzystasz z pomocy terapeuty czy farmakologii, to nikt tego za ciebie nie zrobi. Nikt siłą cię nie zaciągnie do gabinetu lekarskiego. Coś takiego w pewnym momencie w ciebie uderza i ty już wiesz, że dzisiaj mam zryw, siłę, taki malutki zapalnik, żeby walczyć dalej. Taki naturalny bodziec, który gdzieś tam się pojawił w moim organizmie. To nie była żadna sytuacja czy żadne wydarzenie. Kiedy jesteś na etapie zaawansowanej depresji - jest ci wszystko jedno co się dzieje dookoła. Żaden sukces nic nie zmienia. Snujesz się jak cień i nagle coś w ciebie wstępuje.

Taki instynkt przetrwania…    

To jest taka trochę sytuacja filmowa. Wstajesz zmieniasz swoje życie i mówisz „dobra zaczynam wszystko od początku, teraz będzie inaczej”. Nabierasz takich supermocy. Każdy ma inaczej więc nie chcę mędrkować i nie można przez własne doświadczenie nikomu niczego narzucać.

Czy jest coś co Cię ostatnio zachwyciło kulturalnego, podróżniczego, społecznego?

Ostatnio miałem takie poczucie wspólnoty, odnośnie sytuacji z aborcją i tego, co kobietom funduje nasz rząd - kiedy to wszystko wzbudziło taki powszechny gniew i to różnych pokoleń. Do tej pory młodzi ludzie nie zdawali sobie sprawy, jak ważny jest ten temat. Jak fatalne może nieść za sobą skutki. Byłem zaskoczony falą poruszenia, jakie wywołał fakt, że prokuratura przyjechała do lekarza. Jak dużo młodych osób zaczęło się tym interesować. To mi dało taką dużą nadzieję, że może niebawem, jesienią coś się zmieni. To są naprawdę poważne rzeczy, warto być przyzwoitym. Warto angażować się w ruchy społeczne. Warto walczyć z taką patologią.

Album "Zaległości w miłości" jest już dostępny w sprzedaży oraz na platformie Spotify. Posłuchaj: