elle A jak Pani traktowała ludzi mniej zdolnych?

A.R. Musiałam znieść ich istnienie.

elle Czego Pani nie zniosłaby u współpracowników?

A.R. Olewania. Jeśli ktoś nie nadąża, nie musi pracować na froncie, zawsze znajdzie sobie swoją niszę. W grupach które budowałam przy każdym projekcie, lubiłam takie podejście, że jedziemy wszyscy na tym samym wózku, więc bądźmy wobec siebie uczciwi. Przywiązuję się do ludzi z którymi pracuję. I puszczam ich na głęboką wodę, daję duży zakres wolności. Większość świetnie sobie radzi.

elle Były momenty, kiedy chciała Pani to wszystko rzucić?

A.R. Oczywiście. Zazwyczaj łączyły się one z tak zwaną „depresją powernisażową”. Zmęczenie, poczucie, że to nie ma sensu i że nie wyszło tak, jak chciałam. Ostatnio tak było po wystawie „Obok” w Berlinie. Włożyłam w nią bardzo wiele wysiłku, to był bardzo trudny projekt i nie wszystkie zamierzenia udało się zrealizować. A potem jeszcze szef galerii w Berlinie bez mojej wiedzy wycofał z wystawy wideoinstalację Artura Żmijewskiego. Znowu zrobiło się głośno, ale nie o taki rozgłos chodziło.

elle Jak Pani myśli, dlaczego wzbudza tyle kontrowersji?

A.R. Na pewno porywam się na rzeczy, które przekraczają wyobraźnię wielu osób, niemających przygotowania do odbioru sztuki współczesnej. Ciekawiły mnie i nadal ciekawią problemy poruszane przez twórców niekonwencjonalnych, wykraczających poza uznane społecznie kanony – a to zawsze najpierw budzi sprzeciw, dopiero potem się upowszechnia i wchodzi do podręczników. Zachęta dawała szansę na odświeżanie utrwalonych przez lata nawyków, ale kilkanaście lat temu publiczność nie była na to tak przygotowana jak dziś.

elle Ma Pani nieprzeciętny dar do wyławiania talentów, wyczuwania, kto będzie sławny. Co musi być w dziele sztuki, żeby Panią zaciekawiło?

A.R. Po co zaraz ta „nieprzeciętność”. Może po prostu jestem bardziej otwarta, nie podchodzę do sztuki z gotowymi schematami i czekam na coś, co mnie poruszy. Chodzi o to, żebym zobaczyła kawałek świata, którego wcześniej nie dostrzegałam. Przeważnie są to aspekty rzeczywistości znajdujące się w naszym zasięgu, na wyciągnięcie ręki. Przechodzimy obok i tego nie widzimy, ponieważ zostaliśmy ukształtowani przez zamknięte wzory kulturowe i mamy określone nawyki związane z postrzeganiem sztuki. Jesteśmy więc zamknięci na komunikat formułowany w nowym języku. Często słyszałam pytanie, dlaczego nie zajmuję się pięknem, tylko artystami, którzy drążą problemy społeczne. Ostatnio znowu mnie ktoś spytał o to publicznie. Na to poprosiłam o definicję piękna. Bo ta definicja ciągle się zmienia. Pani chwilę się zastanawiała i powiedziała: „Piękno to jest prawda”. No i to wszystko, sama sobie pani odpowiedziała Platonem. Tylko że za każdym razem interesuje nas inna prawda, bo świat się szybko zmienia.

elle To wyczucie bierze się z intuicji, wykształcenia czy obycia ze sztuką?

A.R. Z wszystkiego naraz. Musiałam sobie zadać to pytanie już podczas studiów. Na jakiej skali mam umieścić ocenę dzieł sztuki, jeśli chcę uprawiać krytykę? Od czego się odbić? Po kilku tysiącach obejrzanych dzieł wiedziałam, że muszę zaufać swojej intuicji. Prywatnie nazywam to prądem. On płynie albo nie płynie.