Branża mody zmienia się tak dynamicznie, że naprawdę trudno za tym nadążyć. Sprzedaż przenosi się do internetu, sklepy stacjonarne zmieniają się w showroomy, klienci szukają bardziej wyselekcjonowanych, wyższej jakości produktów, świadomi konsumenci dokonują zupełnie innych wyborów niż kiedyś.  Na polskim rynku sprzedaż stacjonarna musiała się ostatnio zmierzyć z jeszcze jednym zabójczym czynnikiem - niedzielami wolnymi od handlu, które najbardziej uderzyły w wyniki sprzedażowe centrów handlowych. A to w nich znajdują się butiki kanadyjskiej marki Aldo.Wprawdzie grupa nie wydała jeszcze oficjalnego komunikatu, ale sklepy marki znikają z galerii, trwają nieprawdopodobne wyprzedaże a sprzedawcy nie ukrywają sytuacji. 

Wyprzedaże w Aldo sięgają -70% (nawet od cen promocyjnych!). Tam, gdzie jeszcze sklepy są czynne, zatowarowanie sięga zazwyczaj 1/3 powierzchni sklepów, co oznacza, że wnętrza świecą pustkami a ostatnie modele znikają z prędkością światła. Aldo zamknęło się już między innymi we wrocławskiej galerii Magnolia, trudno też znaleźć czynny butik w Lublinie czy Krakowie. Ostatnio w Galerii Krakowskiej sandały i buty na obcasach przeceniono o 30% a całą resztę o -70%. Męskie skórzane buty można było kupić za 40-80 złotych!

To nie pierwsza marka, która znika z polskiego rynku - na przestrzeni ostatnich lat pożegnaliśmy stacjonarnie Topshop, Dorothy Perkins, GAP czy River Island.