Adele - brytyjska wokalistka  i autorka tekstów znalazła się w galaktyce największych gwiazd w 2008 roku, gdy wydała obsypaną nagrodami debiutancką płytę „19”. Od tego czasu zdobyła 15 Grammy, a kunszt wokalny i narracyjny zapewniły jej taką sławę, że jej imię stało się synonimem miłosnych ballad. Rok temu, po sześcioletniej przerwie, Adele wypuściła czwarty album studyjny – „30”, został najlepiej sprzedającą się płytą roku w USA.  Mimo to pewnego popołudnia, siedząc w kuchni rezydencji w Beverly Hills, Adele bez namysłu podaje datę największego dołka w swoim życiu zawodowym: poranek 20 stycznia, kiedy zamieściła na Instagramie filmik, w którym ze łzami w oczach informowała fanów, że odwołuje program rezydencji artystycznej w Colosseum w Caesars Palace w Las Vegas, gdzie miała wystąpić po raz pierwszy następnego wieczora.  – Był to najgorszy moment w mojej karierze – przyznaje może po 10 minutach, odkąd zaczęłyśmy rozmowę. W ciągu pięciu miesięcy, które upłynęły od incydentu, nie wypowiadała się na ten temat publicznie, choć krążyły plotki o problemach z produkcją i kłótniach na planie. Teraz jest gotowa od razu przejść do rzeczy. – Zdecydowanie najgorszy. Tak się cieszyłam na te występy. To było druzgocące. Zanim filmik trafił do internetu, Adele spędzała bezsenne noce, rozważając decyzję, o której słuszności była przekonana już od tygodnia. Jednak jej ekipa, osłabiona w tamtym czasie przez wariant omikron, przekonywała ją, że dawniej dawali radę osiągnąć więcej w jeszcze krótszym czasie. Na szali były: miesiące przygotowań i prób, wynagrodzenie ekipy, zainwestowana ogromna suma. Nie wspominając  o tym, że tysiące ludzi kupiło bilety na koncerty w Vegas. Adele nie chciała zawieść. W głębi duszy wiedziała jednak, że występom brakuje autentyczności. – Po prostu nie miały duszy – mówi. – Scenografia była niewłaściwa. Oderwana ode mnie i zespołu, bez odrobiny intymności. A ja chyba zbyt mocno starałam się uzyskać taką atmosferę w kontrolowanym przez innych otoczeniu. Na próbie generalnej, pół doby przed odwołaniem występów, frustracja Adele sięgnęła takiego poziomu, że już przy pierwszym utworze piosenkarka przeszła na koniec mierzącej ponad 1450 mkw. sceny i usiadła na jej krawędzi. Odpięła mikrofon i zaczęła śpiewać a capella do niemal pustych trybun Colosseum (obiekt ma ponad 4300 miejsc). Mówi, że bez nagłośnienia słychać ją było nawet na górze. Śpiewając tak, spojrzała na pierwsze rzędy i zrozumiała, że tego właśnie uczucia jej brakowało: intymnego, bezpretensjonalnego. Pamięta, że pomyślała wtedy: „To by była najlepsza część koncertu”. – Dla was, dla mnie. Tego właśnie chcę – kontynuuje, wskazując wyimaginowaną garstkę widzów wokół kuchennego stołu. – A tamto… – tym razem wskazuje za siebie, myśląc o scenie w Vegas z całym jej oprzyrządowaniem i efektami specjalnymi – tamto nam tego nie da. 

Odwołała występy następnego ranka. Mówi, że było to brutalne posunięcie, ale zgodne z wszystkim tym, z czego Adele słynie. To talent, jaki zdarza się raz na pokolenie. Talent, dzięki któremu zdobyła sobie prawo, by obchodzić się ze sławą na własnych zasadach i dzielić się sobą i swoją sztuką tylko wtedy, kiedy jest na to gotowa. – U niej wszystko musi być autentyczne – mówi Jonathan Dickins, jej menedżer, odkąd skończyła 18 lat. – Wyjść na scenę i zagrać koncert, z którego nie jest zadowolona, to dla niej oszukiwanie fanów. – Przez parę miesięcy było mi bardzo trudno – przyznaje Adele. – Czułam wstyd. Ale wpłynęło to pozytywnie na moją pewność siebie, bo to odważna decyzja. Sądzę, że niewiele osób potrafiło zrobić to, co ja. Jestem dumna, że stanęłam w obronie swoich artystycznych potrzeb. 

Spotykamy się kilka dni przed jej pierwszym od pięciu lat występem na scenie. Na początku lipca wokalistka ma zaśpiewać podczas BST Hyde Park, dorocznego festiwalu muzycznego w Londynie (to był triumfalny powrót – na zdominowany przez mężczyzn festiwal Adele zabrała zespół wyłącznie kobiecy, złożony m.in. z Kacey Musgraves i jej ulubienicy z dzieciństwa, piosenkarki R&B Gabrielle). Adele jest zrelaksowana i wypoczęta – zazwyczaj ma kłopoty ze snem, ostatnio jednak spała po dziewięć godzin dziennie. Przyjmuje mnie ubrana w czarne, dresowe spodnie i czarną koszulkę Nike Jordan, ze związanymi włosami i bez makijażu. Wita się serdecznie i robi nam mrożoną kawę z mlekiem migdałowym, pytając uprzejmie o Vermont, gdzie się wychowałam (ku mojemu zdziwieniu pamięta, że przejeżdżała przez ten stan w drodze na wywiad radiowy, kiedy promowała album „19”). Następnego dnia leci do Nowego Jorku ze swoim chłopakiem, agentem sportowym Richem Paulem, z którym jest od roku. Jadą na wesele Kevina Love’a, koszykarza Cleveland Cavaliers, a później do Londynu, żeby zabrać dziewięcioletniego syna Adele – Angelo – na koncert Billie Eilish na tamtejszym stadionie O2. Angelo, którego ojcem jest były mąż Adele, Simon Konecki, ma ponoć obsesję na punkcie Eilish. – Po szkole siada w swoim pokoju i czyta wszystkie jej teksty, a potem chce o nich rozmawiać – mówi Adele.

W Vegas. Show, zatytułowany „Weekends with Adele”, startuje w Colosseum 18 listopada (jest planowany do 25 marca 2023 roku), wokalistka będzie występować co tydzień w piątki i soboty. Informacja na ten temat to zaległy punkt kulminacyjny promocji albumu „30”. Poza dwoma nagranymi wcześniej programami telewizyjnymi (jednym w USA, drugim w Wielkiej Brytanii), które wyemitowano w ciągu miesiąca od premiery „30”, Adele nie miała okazji wykonywać piosenek z tej płyty aż do występów w Hyde Parku. Po tym jak w styczniu odwołała koncerty w Vegas, niezmiernie rzadko pokazywała się publicznie. Wyjąwszy teksty piosenek, takich jak „When We Were Young”, „Someone like You” i „Hello”, które są tak osobiste, że aż przynoszą katharsis, Adele nie afiszuje się z życiem prywatnym. Nie zna hasła do swojego oficjalnego konta na Instagramie, które ma ponad 50 milionów obserwujących, i rzadko tam coś publikuje. Podobnie jak Beyoncé starannie wybiera, gdzie i kiedy się pokazać. Gdy w styczniu wracała do LA z Vegas, ktoś poinformował paparazzich o tej podróży, pod domem Paula czekały na nią kamery. – Nie mogłam nawet wyjść do ogrodu albo zadzwonić do znajomych. Byłam uwięziona w domu – mówi. Przez jakiś czas korzystała z sekretnego konta na Twitterze, żeby sprawdzać, co o niej piszą. Gdy jednak sfrustrowani fani zaczęli zalewać jej oficjalne konta falą krytyki za nagłe odwoływanie występów, usunęła tamten profil. – Było mi wstyd – krzywi się na to wspomnienie. – Więc się ukrywałam. Lizała rany i w zasadzie przestała promować swój album, żeby nie sprawiać wrażenia, że nie przejęła się odwołaniem występów (skutkiem tego w kolejce na wydanie czeka przynajmniej jeden teledysk do „30”). – Nie chciałam, żeby ktoś pomyślał, że nie dawałam z siebie wszystkiego – przyznaje cicho.  – A dawałam. Wyszła z ukrycia, by zaśpiewać balladę „I Drink Wine” na rozdaniu BRIT Awards w Londynie. Miała na sobie wykonaną na zamówienie szyfonową sukienkę od Valentino wyszywaną cekinami w limonkowym kolorze. Siedziała na fortepianie. Ku jej zdziwieniu nikt jej nie wygwizdał. – Po występie byłam bliska płaczu. Dziwnie się czułam, okazano mi tyle miłości po tym, jak wszystkich zawiodłam – wspomina. 
Scena w Colosseum jest ogromna – samo proscenium ma aż 35 metrów szerokości (ponad połowa boiska do piłki nożnej). Adele początkowo uważała to za problem, scenografia jej koncertów jest zazwyczaj dyskretna i elegancka. Na przykład planowana fontanna „wyglądała świetnie przy kilku piosenkach, ale potem nie przydawała się do niczego. Tylko sobie stała”. Legendarna piosenkarka Bette Midler, której rezydencja artystyczna w Caesars trwała od 2008 do 2010 roku, napisała w jednym z mejli, że przestrzeń Colosseum jest „absolutnie przerażająca”. Midler miała wjechać na specjalnie wykonanej stercie walizek Louis Vuitton, ale kiedy zaczęli próby, czuła się „śmieszna jak Spinal Tap” (fikcyjna grupa wymyślona przez komików, fenomen amerykańskiej popkultury lat 80. – przyp. red.). Pisała: „Byłam drobinką na tej gigantycznej scenie. Musieliśmy poprawić walizki, parę tygodni na to zeszło. Na pierwsze występy wjeżdżałam na ośle”. Scenografię na BRIT Awards robiła dla Adele brytyjska firma architektów scenicznych Stufish. Artystka czuła, że to ryzykowna decyzja. – Nie byłam pewna, czy potraktują mnie poważnie, szczególnie po nieudanym występie – przyznaje. Inspirację czerpała z nietypowego źródła: przyjęcia z okazji piątych urodzin Angelo, na które sama wykonała dekoracje. – Poszłam do Michaelsa – wyjaśnia, a w oczach zapalają jej się iskierki na samą myśl o tym sklepie dla plastyków. – Uwielbiam tam chodzić. 
A do World Market, o mój Boże! Można tam dostać zajebiste rzeczy.

Adele znalazła sposób na oswojenie ogromnej, przerażającej przestrzeni. Jak na urodziny syna kupiła paczkę wielkich cekinów i poprzypinała je do desek, robiąc własne tło do fotobudki, tak na BRIT Awards zażyczyła sobie czegoś podobnego – na skalę godną telewizyjnej transmisji. Eksperci Stufish podchwycili pomysł i stworzyli wspaniałą, połyskującą ścianę złotego brokatu, pasującą do sukienki Adele. Współpraca z tą firmą spodobała się artystce. Stufish zgodzili się pomóc przy nowej odsłonie występów w Vegas razem z reżyserem Mattem Askemem i dyrektorem artystycznym Kimem Gavinem. Po rozdaniu BRITs Adele poszła do McDonalda z garstką przyjaciół (zawsze zamawia Big Maca i frytki oraz – „jeśli naprawdę chcę sobie dogodzić” – sześć McNuggetsów), a potem zaszyła się w swoim mieszkaniu, oglądając Netfliksa. Gdy przyjaciele zaczęli przysypiać, zapatrzyła się na półkę nad kominkiem, nad którym wisiał telewizor. Zerka ponad moim ramieniem na kominek w swojej kuchni w LA. – Tutejszy nie jest taki sam. Czekaj, znajdę długopis. Podnosi się powoli – od nastoletnich czasów ma chore plecy, a w styczniu 2021 roku wybiła sobie jeden z kręgów lędźwiowych, bo Angelo wystraszył ją, kiedy wychodziła z łazienki. Chwilę szuka w szufladzie, wraca z niebieskim cienkopisem. Rysuje trzy boki kwadratu, a potem jeszcze dwa takie same kształty w środku, każdy mniejszy od poprzedniego: – To warstwy kamienia. Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak ogromna jest scena w Vegas. Rozważałam, co zrobić, żeby zamiast przypominać wielkością stadion, wydawała się mała. Zwróciłam uwagę na obramowanie paleniska i przyszło mi do głowy: a gdyby tak potraktować ją jak scenę z teatru marionetek? Następnego dnia, kiedy ludzie ze Stufish przyszli omówić scenografię, pokazała im swój kominek. „Chodzi mi o coś takiego” – powiedziała. Nowa scena jest adaptacją tego projektu. To właściwa inspiracja, biorąc pod uwagę osobisty nastrój, którego brakowało na styczniowej próbie generalnej. Adele mówi, że za pomocą tych koncertów pragnie opowiedzieć historię swojej kariery. – Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale spektakl się rozrasta. Rozrasta się. Opowiada o muzyce i jest bardzo, ale to bardzo nostalgiczny. Będzie naprawdę piękny. 

Naturalnie nie zabraknie miejsca na sztandarowe u Adele pogaduszki z publicznością. – Oczywiście, że nie planuję tego, co powiem, nawet w punktach – mówi piosenkarka. – To dlatego moje koncerty są takie chaotyczne. Raz wygłosiłam chyba  z godzinną pogadankę o akwarium! (Jeśli chodzi o połączenie talentu muzycznego z rozrywkowym, Dickins porównuje Adele do Barbry Streisand i Bette Midler. Ta druga określiła ją jako „żywą laleczkę o niezrównanym guście”: „Jest pełna ciepła i tak ujmująca, że nie sposób nie ulec jej czarowi”).Adele chce wynagrodzić fanom odwołany występ. Podejrzewa, że po powrocie do Vegas odczuje ulgę. Rezydencja artystyczna jest logistycznie sensownym krokiem – dla Adele to bardzo ważne, by nie zakłócać rytmu współdzielonej z byłym partnerem opieki nad Angelo, o którą tak walczyła, ani nie wyrywać dziecka z jego środowiska w LA. Uważa też, że jest to właściwy moment w jej karierze. – Sądzę, że robiąc to teraz, postępuję słusznie. Wiem, że nie mam 60 lat ani 20 albumów na koncie. Ale myślę, że moja muzyka sprawdzi się na koncertach w Vegas – mówi. Cieszy się na myśl, że wreszcie będzie mogła dzielić się z publiką radością z nowej muzyki. – Tak naprawdę nie doświadczyłam jeszcze piosenek (z albumu „30” – przyp. red.) w naturze. To będzie takie wzruszające. Nie wiem, co z sobą zrobię. 

 W 2019 roku rozstała się z Koneckim. Podczas pierwszych tygodni pandemii było jej bardzo trudno. Opłakiwała koniec związku i miała poczucie potwornego osamotnienia, regularnie przeżywała stany lękowe. Kiedy czuła się najgorzej, nagrywała swój płacz i rozmowy z Angelo – część tego materiału znalazła się na „30”. – Było koszmarnie – wspomina. – Tłukłam się po domu jak jebana osa. Powoli jednak wychodziła z dołka. Poszła na terapię, spróbowała typowych dla LA środków uspokajających, takich jak kąpiele dźwiękowe i medytacja. Gdy zaczęła codziennie ćwiczyć z ciężarkami i boksować, odkryła, że ten rytm ją uspokaja i że lubi czuć się fizycznie silna. W końcu pogodziła się też z ojcem, Markiem Evansem, z którym przez większość życia nie miała kontaktu. Zmarł na raka w marcu 2021 roku. Adele twierdzi, że to „uwolniło jej wewnętrzne dziecko od balastu”. I wreszcie, być może najważniejsze, zakochała się po uszy. – Albo bardziej – mówi. – Jeszcze nigdy nie byłam taka zakochana. Mam na jego punkcie obsesję. Adele i Paul przyjaźnili się od jakiegoś czasu, ale ich znajomość przerodziła się w coś więcej w 2021 roku. Ogłosili swój związek publicznie w lipcu, kiedy usiedli razem w pierwszym rzędzie podczas finału NBA. – Na szczęście uwielbiam koszykówkę – przyznaje, dodając, że kibicuje Phoenix Suns. Piątego maja świętowała swoje 34. urodziny, tydzień później pierwszą rocznicę z Paulem oraz zakup willi w Beverly Hills – była kiedyś własnością Sylvestra Stallone. Paul ma troje własnych dzieci (jego córka jest już w college’u), remontują więc dom z myślą o rodzinie łączonej. Na marginesie: jedyne osobiste konto Adele w mediach społecznościowych to Pinterest, gdzie zbiera podobno pomysły na wystrój wnętrz. Paul wydaje się dla niej odpowiednią połówką. Przez 10 lat reprezentował LeBrona Jamesa (gwiazdę NBA – przyp. red.), dzięki czemu poznał środowisko celebrytów. Sama Adele mówi, że Paul daje jej poczucie bezpieczeństwa i zachęca do większej swobody w życiu. Kiedy niedawno omawiali plany wakacyjne, przyznała, że zawsze chciała pojechać na jedną z włoskich wysp, ale obawiała się nachalnych paparazzich. – A on na to: „I przez coś takiego nie pojedziesz na wakacje tam, gdzie najbardziej chcesz?” – śmieje się z czułością na to wspomnienie. – Jego zdaniem: „Co takiego strasznego może się stać z powodu jednego zdjęcia?”.

Zapytana, czy chce ponownie wyjść za mąż, odpowiada, że tak, ale gdy drążę temat, chcąc się dowiedzieć, czy jest zaręczona, udziela najbardziej zręcznej (i po swojemu bezczelnej) wymijającej odpowiedzi, jaką w życiu słyszałam: – No cóż. Mężatką nie jestem – zaczyna się śmiać. – Mężatką nie jestem. Siedzimy tak przez chwilę, po czym próbuję jeszcze raz: – Czyli… Jesteś zaręczona? – Nie jestem mężatką – powtarza, bierze głęboki łyk kawy i wyśpiewuje: – Tylko zakochaaaana! Szczęśliwa jak nigdy w życiu. To prawie jak być po ślubie. (W innej rozmowie, nieco później, podchodzi do tematu bardziej otwarcie: „Nie jestem zaręczona. Po prostu uwielbiam drogą biżuterię”). Chętniej mówi o ewentualnym powiększeniu rodziny. – Na pewno chcę mieć więcej dzieci – przyznaje. – Jestem panią domu i matką, a stabilizacja pomaga mi w życiu artystycznym. Ale na razie myślę tylko o Vegas. Chcę tam, kurwa, wymiatać.  – pierwszy występ Adele od pięciu lat – przebiegły bez zakłóceń. Bilety sprzedały się na pniu. Adele denerwowała się jak zawsze przed wyjściem na scenę, ale mniej więcej przy trzecim numerze uspokoiła się i zaczęła cieszyć chwilą. – Publika, przed którą występowałam, należała do najlepszych w całej mojej karierze – opowiada mi przez Zooma 4 lipca, siedząc w ogródku swojego domu w Los Angeles („Opalam się topless przy basenie, więc pozwolisz, że nie włączę kamerki” – śmieje się. Po rozmowie zamierza zrobić sobie szprycer z białym winem). Koncerty sprawiły, że jeszcze bardziej cieszy się na Vegas. – Pierwsza rzecz, którą powiedziałam Richowi po drugim show, kiedy wsiedliśmy do auta, to: „Noż, kurwa, teraz to mnie nosi. Nosi mnie, Rich!”.Podczas pierwszego występu w Londynie jeden z ostatnich refrenów „Someone like You” zostawiła publiczności. Rozczuliła się, słuchając, jak śpiewają. – Napisałam tę piosenkę sama w moim ciasnym mieszkanku, kiedy miałam 21 lat. Fakt, że wciąż pamiętają jej słowa i ją kochają… To niesamowite. Pisanie tekstów do „30” i wydanie płyty wpłynęło na nią terapeutycznie, dopiero teraz, niemal rok po premierze, dostrzega wreszcie, jak jej czwarty album odbija się echem w świecie i jak wpisuje się w historię jej kariery. – To przyjemność wracać myślą do tych czterech bardzo różnych etapów w moim życiu – mówi Adele. – Układanie setlisty i planowanie efektów wizualnych było naprawdę wzruszające, bo tyle się wydarzyło. Piętnaście lat to bardzo dużo. Biorąc pod uwagę to, jak znana jestem teraz, czuję, że miałam ogromne szczęście, że moje życie było naprawdę normalne. Wiesz, o co chodzi? – przerywa na chwilę. – Doskonale pamiętam, jak pisałam „19” i jak ze studia szłam do pubu spotkać się z przyjaciółmi. Pamiętam jazdę metrem na każde spotkanie i afterki po chałturowych koncertach znajomych. Wszystko to pamiętam, podobnie jak okoliczności, kiedy robiłam coś po raz pierwszy. Mam je w pamięci, nawet robiąc tę rzecz po raz milionowy z rzędu.