Ale czy to możliwe?

Ego aktora jest wciąż podkręcane przez sam charakter pracy, popularność, rozpoznawalność. Dając pierwszeństwo postaci, można do niej dotrzeć. Jestem cały czas na etapie poznawania, chłonięcia, bardzo dużo się uczę, i to jest dla mnie priorytet. Jeżeli zależałoby mi na tym, żeby zarobić i świecić, szedłbym inną drogą.

Dlatego z założenia nie grasz w serialach?

W pewnym sensie tak. O wrażliwość trzeba dbać, a już sam sposób pracy nad serialem ją przytępia. Zamiast o postaci myśli się o przerwie obiadowej. Ale gdyby powstawał naprawdę dobry serial, tobym nie pogardził.

Rola, z której najtrudniej było Ci wyjść?

Nie da się wyjść do końca. Każdy projekt we mnie został. I to jest cena, którą się płaci za wykonywanie tego zawodu. Spotkania, role, wrażenia zmieniają nas. Zapisują się w pamięci emocjonalnej.

Zagrałeś w spektaklu „Miasto snu” Krystiana Lupy.

Było to bardzo pouczające, zwłaszcza że mam niewielkie doświadczenie w teatrze. W pewnym sensie z wyboru – ważny jest dla mnie film, a czasem jedno wyklucza drugie. Kiedy masz etat w teatrze, żaden dyrektor nie pozwoli ci z dnia na dzień wyjechać na zdjęcia, bo akurat trafiła się ciekawa propozycja. Niestety, trzeba wybierać.

Twój ojciec jest reżyserem teatralnym, wcześnie oswoiłeś teatr?

Kiedy byłem mały, chodziłem z tatą na próby, siedziałem na widowni, obserwowałem, biegałem po scenie. Na pewno tym nasiąkłem. Aczkolwiek zawsze trochę się bałem teatralnego świata – ciemności, przestrzeni, aktorów, którzy wydawali mi się dziwni, więksi niż inni ludzie, nieprzewidywalni i przerażający. Ten strach przed teatrem gdzieś we mnie został.

A kiedy przyszła fascynacja kinem?

Ojciec miał tysiące kaset VHS, bardzo dużo bardzo różnych filmów. W domu nie było cenzury i kiedy je oglądałem, wszystko inne przestawało istnieć. To mi zostało do dzisiaj.

Skazany na Hollywood?

Zobaczymy (śmiech). Cieszę się, że trafiłem na listę „Variety”, że biorę udział w fajnych projektach, pozytywnie patrzę w przyszłość, ale się nie nastawiam.

Z Jakubem Gierszałem rozmawiała Wika Kwiatkowska