Nigdy nie szła na łatwiznę. Dziedziczka fortuny i córka eks-Bitelsa postanowiła iść tą samą drogą co każdy projektant. Skończyła prestiżową szkołę Central Saint Martins. Zanim zaczęła projektować pod własnym nazwiskiem, pracowała dla domu mody Chloé. By założyć własną markę, nie poprosiła o pomoc ojca. Zainwestował w nią koncern Gucci. Na starcie Stella McCartney gigantycznemu producentowi skórzanych dóbr luksusowych postawiła jeden warunek: nie będzie szyła ze skóry. Bo Stella jest pełna sprzeczności. Córka gwiazdy rocka, która wychowała się na farmie. Chce projektować luksus, ale ekologiczny. Chce lansować ubrania modne, ale nie zamieniać kobiet w niewolnice mody. Do projektowania podchodzi intelektualnie, odpowiedzialnie, psychologicznie. Dzięki temu od lat pozostaje na szczycie.

Podobno chodzisz tylko w ubraniach własnej marki?
STELLA MCCARTNEY To prawda.
Mam w niej wszystko. Ubrania, buty, torby, dodatki. Jeśli czegoś potrzebuję, nie muszę tego kupować. Mogę zaprojektować sama! Projektując, zastanawiasz się, co chciałabyś nosić? Do mody podchodzę bardzo psychologicznie. Wiem, że niektórzy projektanci inspirują się postaciami z filmów, ikonami mody itd. Ja nie do końca rozumiem tę metodę pracy, wybierania sobie jednej ikony czy inspiracji i budowania wokół niej kolekcji. Mnie interesują prawdziwe kobiety na ulicy. Przyglądam się im, analizuję ich potrzeby. Zastanawiam się, jakimi rzeczami chcą się otaczać, co sprawia, że czują się szczęśliwe, spełnione. Nie projektuję gotowych zestawów, tylko pojedyncze części garderoby, które warto mieć w szafie.

Twoje rzeczy świetnie leżą, są łaskawe dla sylwetki.
Bardzo starannie pracujemy nad krojem naszych fasonów. W moim biurze pracują prawie same kobiety. Każda ma inną figurę, inny rozmiar. Gdy projektuję coś nowego, wszystkie to mierzymy. Zastanawiamy się nad każdym szwem. Czy jest we właściwym miejscu, czy powinien być przesunięty o pół centymetra w prawo. Jak duże powinny być kieszenie itd. Projektuję dla prawdziwych kobiet, więc prawdziwe kobiety muszą dobrze w moich rzeczach wyglądać. Urodziłam czworo dzieci. To zmieniło moje ciało i zrewolucjonizowało myślenie o modzie. Staram się tworzyć ubrania, które będą wyglądały dobrze przez wiele lat. Nawet jeżeli ciało kobiety, która je nosi, będzie się zmieniać. To moja definicja luksusu.

Co czujesz, gdy na ulicy widzisz kobiety ubrane w swoje projekty?
To jest uczucie totalnego spełnienia. Widzieć kogoś, kto wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze na coś, co stworzyłam. Bardzo szanuję swoje klientki. Przyglądam się im, zastanawiam się, czego potrzebują. Moją filozofia jest prosta. Nie narzucam gotowych looków, nie lansuję konkretnego stylu. Chcę, by kobiety, które noszą ubrania z metką Stella McCartney, czuły się indywidualistkami. By mogły dowolnie łączyć rzeczy, które im proponuję, zgodnie z własnym gustem i wyczuciem stylu. Czasem dziennikarze pytają mnie: „Z czym nosić marynarki z twojej nowej kolekcji?”. Odpowiadam: „Z czym chcecie!”. Nie chcę mody, która dyktuje, zniewala.

Sama trafiasz na listy najlepiej ubranych. Jaka jest Twoja recepta stylu?
Staram się ubierać kobieco, nowocześnie i tak, żeby wyglądać na pewną siebie. Lubię łączyć kobiece romantyczne kreacje z tymi w męskim stylu. Jestem wielką fanką dobrego krawiectwa. Moja szafa składa się z doskonale skrojonych sukienek, kombinezonów, marynarek o kroju oversize noszonych na dżinsy i T-shirtów. Zwykle do wszystkiego noszę bardzo eleganckie wysokie obcasy. To zawsze dodaje klasy i poprawia proporcje. 

Czy wyczucie stylu odziedziczyłaś po matce, słynnej fotografce Lindzie McCartney?
To możliwe. Moja mama miała najlepszy styl na świecie i naturalną pewność siebie. Nie nosiła make-upu i sama obcinała włosy. Zawsze była dla mnie inspiracją. Uwielbiałam, gdy nosiła przepiękne retrosukienki z lat 30. Do tego T-shirt z popowym nadrukiem i wysokie kozaki. Albo bluzkę haute couture do dżinsów. Wtedy jeszcze nikt nie łączył eleganckiego z casualowym i wysokiego z niskim. Dziś tak ubierają się najbardziej stylowe wielbicielki mody. Linda McCartney wyprzedzała swoją epokę.