Maję poznałam, gdy miała 15 lat. Na sesję przyszła w dżinsach i T-shircie, ze szkolnym plecakiem. - Proszę pani, jak mam pozować? – pytała. – Nie mów do mnie „proszę pani”! – prosiłam co chwilę. – Tak, proszę pani – odpowiadała Maja.

Gdy trzy lata później przyjechała na sesję okładkową na 18-lecie ELLE, zobaczyłam inną osobę. Ubrana w koszulę we wzory w stylu lat 70., szorty i rockandrollowy kapelusz na głowie, z zapałem rzuciła się na wieszaki z ubraniami. – Ten look miałam na pokazie! O rany, muszę sobie kupić tę torebkę – zachwycała się. Z cichej dziewczyny zamieniła się w najbardziej wygadaną osobę w całym studiu. Ostatnio jedna z modelek opowiadała, że ekipa telewizyjna, która miała robić z nią wywiad, bardzo się spóźniła. – Robiliście wcześniej wywiad z Majką Salamon? – zapytała, znając odpowiedź. Świat mody był dla Mai ekspresowym kursem dorastania, do którego podeszła bardzo poważnie. Świetna znajomość języków, jeszcze lepsza mody, doskonały kontakt z ludźmi. To oprócz zjawiskowej urody sprawia, że Maja króluje na wybiegach i w kampaniach reklamowych.

Dwa lata temu byłaś gwiazdą naszej okładki. Co zmieniło się od tego czasu?
MAJA SALAMON Wtedy chodziłam jeszcze do szkoły. Mimo wielu nieobecności świetnie zdałam maturę. Dziś modeling to dla mnie praca na pełen etat. Wyprowadziłam się z rodzinnego Śląska. Mieszkam tam, gdzie akurat mam pracę. To bardzo dynamiczne życie. Podróże, ciągłe niewiadome, ale też wielka adrenalina. Dlatego nauczyłam się wykorzystywać każdy wolny dzień. Gdy nie pracuję, spotykam się z ludźmi, czytam książki, sama sobie organizuję zwiedzanie.

Jesteś rekordzistką. W tym sezonie chodziłaś na 40 pokazach. Jak wygląda Twój dzień podczas tygodnia mody?
W tej pracy nie ma „typowych” dni. Pewnie dlatego, że codziennie wstaje się o innej porze, spotyka się różnych ludzi, przebywa w innych miejscach. Sezon tygodni mody zaczynam od Nowego Jorku. Zazwyczaj przyjeżdżam tam z okołotygodniowym wyprzedzeniem. Codziennie wieczorem dostaję e-maila od agencji z planem na kolejny dzień. Castingi zaczynają się zazwyczaj około dziewiątej rano, a kończą nawet o trzeciej czy czwartej w nocy. W Nowym Jorku przemieszczam się metrem lub taksówkami, kiedy do castingów dochodzą przymiarki i pokazy. Często zdarza się, że jednego dnia robię pięć pokazów, kilka przymiarek i castingów, co sprawia, że praktycznie wszędzie przyjeżdżam z opóźnieniem. Na zagranicznych pokazach nie czeka się na przybycie celebrytek, ale modelek, które przybiegają z włosami i makijażem z poprzednich pokazów. Wtedy rzucają się na mnie trzej fryzjerzy, trzej makijażyści, cztery panie manikiurzystki i dyrektor castingu, który albo pogania, albo uspokaja. Niestety bywa i tak, że dziewczyny nie mogą dojechać na pokaz lub przyjeżdżają z tak dużym opóźnieniem, że projektant decyduje się rozpocząć pokaz bez nich. Mnie się to jeszcze nie przytrafiło.