Nie mamy wątpliwości. Projektanci znudzili się tym, co praktyczne i uniwersalne. Dziś, czy tego chcemy, czy nie, moda krzyczy. W pokazie Saint Laurent pojawiły się błyszczące futrzane kurtki, skórzane kombinezony, cekinowe sukienki, brokatowe topy, a nawet szyfonowe sukienki w stylu baletnicy. W kolekcji Roberto Cavalli dominowały dopasowane, seksowne mini w panterę, rockowe, welurowe spodnie, koronkowe sukienki i kreacje maksi z frędzlami. Podobnie na pokazie Balmain, na którym dyrektor kreatywny Olivier Rousteing zaprezentował superszerokie, spadochronowe spodnie w kolorze fuksji, kolorowe, plisowane spódnice i połyskujące mini w klimacie flamenco. Oczywiście ci projektanci zawsze hołdowali podobnej estetyce, ale teraz robią to ze zdwojoną siłą. Mało tego, wtórują im dotychczas zatwardziali minimaliści. Phoebe Philo w ostatniej kolekcji Céline zaprezentowała płaszcze w zebrę i spodnie w kwiaty, a awangardowy J.W. Anderson u Loewe lansuje kolorowe, skórzane spodnie i patchworkowe topy. Jednak glamcore zdominował nie tylko wybiegi, ale przede wszystkim ulice. Dziś nie można już przejść obok tego zjawiska obojętnie. Tym bardziej że to wyjątkowo ofensywny, trudny i wymagający trend, z którym trzeba się odpowiednio obchodzić. Tak by być dobrze ubranym, a nie przebranym.