Margaret, fot. Adam Romanowski / Magic Records

ELLE.pl: Gdzie widzisz się za pięć lat?

Margaret: Chciałabym mieć cztery domy! W Warszawie, Londynie, Nowym Jorku i Los Angeles. Mówiąc poważnie, po prostu chciałabym się spełniać w tym, co robię i być szczęśliwą.

ELLE.pl: Jak odczuwasz popularność? Nie masz z tym problemów?

Margaret: Cały czas obracam się w tym samym środowisku, więc nie mam poczucia, że jestem sławna. Chociaż ostatnio jak jechałam metrem... Wsiadłam do wagonu i widzę, że ludzie się na mnie patrzą podejrzanie. Założyłam słuchawki żeby posłuchać muzyki, ale miałam rozładowany telefon, więc tylko udawałam, że nie słyszę "to chyba ona?". To było dziwne uczucie.

ELLE.pl: Jak określiłabyś swój styl?

Margaret: Jako eklektyczny. Lubię łączyć różne dziwne rzeczy: trochę streetu i klasyki.

ELLE.pl: A czy jest coś, czego byś nie założyła?

Margaret: Na pewno nie założyłabym jednoczęściowego kombinezonu na narty. Mam traumę z dzieciństwa! Pamiętam, jak moja mama kupiła mi taki na wyjazd, był cały różowy. Przezywano mnie wtedy różową panterą. A tak po za tym, to nie ma chyba takiej rzeczy, lubię eksperymentować.

ELLE.pl: Nie boisz się, że będziesz musiała porzucić blogowanie?

Margaret: Jest tak, że mam na to mniej czasu. Ale ja cały czas jestem, z blogowaniem codziennie, czy "raz na ruski rok". Ja nie znikam. Blogować lubię i tak długo jak nie będzie to dla mnie obowiązkiem, tylko przyjemnością będę to robić.

ELLE.pl: Uważasz, że jesteś teraz wokalistką, czy nadal blogerką?

Margaret: Raczej wokalistką z blogiem bo wiem, że nie ucieknę od stereotypu blogerki.