Psychologowie i seksuologowie twierdzą, że trzydziestolatkowie żyją w swoistym celibacie. – Uprawiają za mało seksu, a jeśli już, to często jest to seks kiepskiej jakości – mówi Joanna Jędrusik, autorka „50 twarzy Tindera” i podcastów „Pod kołdrą z Jędrusik”. – W końcu odtabuizowaliśmy kolejne sfery seksu, ale jeszcze nie umiemy tego przekuć w praktykę. Żyjemy w pośpiechu, często niepewni przyszłości zawodowej, dziesiątkuje nas depresja, otaczają czasochłonne social media – dodaje Jędrusik. Seks to podstawowa potrzeba, umieszczana na pierwszym miejscu w piramidzie potrzeb Maslowa. Jak więc zaspokajają ją millennialsi?

Klikasz i masz!
– Jeśli ktoś nie jest aktywny seksualnie, warto sprawdzić, co robi w zamian. Może dużo pracować, biegać w maratonach, uciekać na siłownię, w alkohol czy w jedzenie. Może mieć środek zastępczy w postaci masturbacji i pornografii. Żeby była jasność.  Masturbacja nie jest niczym złym. Niedobre jest to, gdy zastępuje wszystko, co jest związane z życiem seksualnym – mówi psycholog Magdalena Chorzewska. Masturbacja przestała być tematem tabu. Jak przekonywał kilkadziesiąt lat temu Woody Allen: „Masturbacja to seks z kimś, kogo naprawdę kochasz”. Millennialsi w to wierzą? – Jest mi na tyle dobrze samej z sobą, że nie potrzebuję związku. Czasem brakuje mi bliskości fizycznej, więc mogę obejrzeć film ze scenami miłosnymi czy erotycznymi – przyznaje Malwina (35 lat). Jest menedżerką, pracuje w Wielkiej Brytanii i od dłuższego czasu jest singielką. Jak wynika z sondaży, millennialsi masturbują się częściej niż ich rodzice, a dostęp do pornografii w internecie im to ułatwia. Klikasz i masz! Z danych Pornhub wynika, że Polacy są w pierwszej dwudziestce aktywnych użytkowników. Jednak przenoszenie się z fantazjami do sieci szybko uzależnia. – Często sami umiemy się obsłużyć lepiej, niż zrobi to partner, i z tego powodu życie erotyczne w związkach zamiera. Seks z partnerem jest bardziej wymagający i nie zawsze wychodzi. Masturbując się, tak samo przeżywa się orgazmy, a od oglądania porno wydzielają się te same hormony co na widok bliskiej osoby. W ten sposób rozładowujemy też stres – tłumaczy Joanna Jędrusik. Pornografia zaspokaja, rozbudza nowe potrzeby albo uświadamia te głęboko skrywane. I jest mieczem obosiecznym. 

Wolą żyć solo i nie uprawiać seksu, niż robić coś wbrew sobie czy iść na kompromisy. 

Perfekcyjna randka
Zwykli ludzie nie są tak idealnie zbudowani jak gwiazdy porno ani nie potrafią uprawiać seksu tak profesjonalnie jak one. Wpadają więc w pułapkę oczekiwań, a potem rozczarowań. – Seks musi być według scenariusza, a kolacja perfekcyjna. Do tego jeszcze presja wyglądu. Znam przypadki kobiet i mężczyzn, którzy nie chcą uprawiać seksu w pewnych pozycjach, bo uważają, że nie wyglądają wtedy atrakcyjnie. Kobietom zdarza się rezygnować ze spontanicznego seksu, gdy nie są świeżo wydepilowane. Wielu mężczyzn też preferuje tylko wydepilowane, ale są i tacy, którzy tęsknią za kobiecym buszem – mówi seksuolożka Agata Loewe z Instytutu Pozytywnej Seksualności. Millennialsi żyją więc pod presją norm estetycznych, narzucanych przez obowiązujące dzisiaj trendy. Ich matki i babki nie zawracały sobie głowy depilacją czy fałdką na brzuchu, gdy w grę wchodziły uczucia. 

Bez dotykania 
Millennialsi wiele znajomości zawierają w social mediach. I uprawiają tam seks. Wiele osób bawi się w sexting – wymianę materiałów o treści erotycznej (słów lub zdjęć) – albo w cyberseks – masturbowanie się przed obiektywem w telefonie. To wygodna i higieniczna forma zaspokajania się. – Kiedyś jednym z elementów savoir-vivre’u na salonach był flirt towarzyski, dziś mamy sexting w sieci. Nowością są zabawki erotyczne, np. specjalne kombinezony z czujkami, które za pomocą software’u pozwalają dotykać się partnerom na odległość. Modne ostatnio w Japonii, gdzie ludzie najmniej się dotykają. Powstaje tam coraz więcej subkultur, w których kontakt z żywym człowiekiem uchodzi za obrzydliwy, bo to ryzyko wirusów i bakterii – tłumaczy Loewe. Są też dostępne wibratory sprzężone z aplikacją na smartfona. Użytkownicy wybierają tryb wibrowania i mogą sterować nim z drugiego końca świata, zaspokajając na odległość drugą osobę.

Lęk przed bliskością
– Orgazm jest łatwy… Przytulanie jest limited, sama się nie wyprzytulasz – mówi Julia (32 lata) w raporcie „All you need is… what?” agencji Y&Lovers. Seks nie jest problemem, jest nim miłość. Seks zazwyczaj łączy się z jakąś formą bliskości i relacją, a to dla millennialsów kłopotliwa kombinacja. – Często mamy potrzebę seksu i bliskości, ale niekoniecznie połączonej z życiem w relacji i małżeństwem. Pozwalamy więc sobie na jednorazowy seks albo życie w otwartych związkach – mówi Jędrusik. Millennialsi jako pierwsi odważyli się mówić o tym, że szukają „one night stand” (z ang. seks na jedną noc) czy „friends with benefits” (z ang. przyjaciele na seks). – Oficjalnie nie potrzebują nikogo do szczęścia. Ich relacje często są kruche – tłumaczy Agata Loewe. Powody lęku przed bliskością mogą być różne. Dla jednych stałe związki to przereklamowana sprawa, bo byli świadkami nieudanych małżeństw swoich rodziców. Inni w dzieciństwie mogli być deprawowani przez rozchwianych emocjonalnie rodziców. Kolejnym związek kojarzy się z ograniczeniami, a kto jak kto, ale millennialsi nie mają zamiaru się ograniczać. Są bardziej egocentryczni i narcystyczni od rodziców. Częściej też korzystają z pomocy terapeutycznej. O ile ich rodzice byli nastawieni na świat zewnętrzny i ugruntowanie w nim swojej pozycji, o tyle oni są skierowani do własnego środka. Tak jak świat dąży do innowacji, oni cały czas chcą się ulepszać. Samoświadomość jest jednym z ulubionych pojęć w ich słowniku. – W swoim partnerze umieszczają wszystko: mój spowiednik, kochanek, przyjaciel, duchowy przewodnik. Chcieliby w gruncie rzeczy znaleźć kopię samych siebie – mówi Loewe. Ich rodzice czy dziadkowie woleli działać w związku na zasadzie barteru, dotyczyło to również seksu, który był rodzajem waluty. Millennialsi myślą już inaczej. Wolą żyć solo i nie uprawiać seksu, niż robić coś wbrew sobie czy iść na kompromisy. – Mają odwagę przyznać się, że dzisiaj nie mają ochoty na seks, i nie boją się, że po takim komunikacie partner odejdzie. Kobiety są wolne od opresji wzajemności, że skoro on mi robił tak długo dobrze, to ja też muszę – podsumowuje Agata Loewe. Matki dzisiejszych trzydziestolatek często składały siebie na ołtarzu małżeńskiego łoża. Ojcowie czuli się w obowiązku. Za to ich córki i synowie nie muszą. Uprawiają seks, kiedy tego naprawdę chcą. Dlatego może uprawiają go mniej.