Reklama

Spis treści:

  1. Zapomniana perła z egzotycznym tłem
  2. Perła lat 90-tych z egzotycznym tłem
  3. Catherine Deneuve w roli, której się nie zapomina

Zapomniana perła z egzotycznym tłem

Lata 90. były dekadą, w której kino europejskie potrafiło uwieść rozmachem, a jednocześnie nie traciło swojej intymności. W tym filmie znajdziemy wszystko, co najpiękniejsze w „epickich romansach”: kolonialne pejzaże, namiętność rozpiętą pomiędzy różnymi światami i pytanie o cenę wolności. Obraz nie karmi nas jednak wyłącznie widokami – pokazuje, jak historia zderza się z losem jednostki.

Kiedy patrzyłam na bohaterów, czułam, że każdy ich gest jest podszyty ciężarem wyborów, które będą ich prześladować. To nie jest romans w cukierkowym wydaniu. To podróż przez uczucie, które musi istnieć w cieniu polityki, lojalności i zdrady. Nic dziwnego, że ten film znajduje się wśród ulubieńców aktorki Katarzyny Warnke.

Perła lat 90-tych z egzotycznym tłem

Lata 90. były dekadą, w której kino europejskie jeszcze potrafiło uwieść rozmachem, a jednocześnie nie traciło swojej intymności. W tym filmie znajdziemy wszystko, co najpiękniejsze w „epickich romansach”: kolonialne pejzaże, namiętność rozpiętą pomiędzy różnymi światami i pytanie o cenę wolności. Obraz nie karmi nas jednak wyłącznie widokami – pokazuje, jak historia zderza się z losem jednostki.

Kiedy patrzyłam na bohaterów, czułam, że każdy ich gest jest podszyty ciężarem wyborów, które będą ich prześladować. To nie jest romans w cukierkowym wydaniu. To podróż przez uczucie, które musi istnieć w cieniu polityki, lojalności i zdrady.

Catherine Deneuve w roli, której się nie zapomina

Dopiero po latach doceniamy, jak wielkim darem było oglądać Catherine Deneuve u szczytu jej dojrzałości aktorskiej. W tej roli nie gra – ona żyje. Jej bohaterka jest pełna sprzeczności: silna, a jednocześnie bezbronna wobec miłości i upływającego czasu. To postać, która mogłaby stać obok Karen Blixen z „Pożegnania z Afryką”, bo obie kobiety symbolizują utraconą epokę i osobistą cenę, jaką płaci się za wielkie uczucia.

I tu zdradzam tytuł, bo nie sposób już dłużej trzymać w sekrecie: to „Indochiny” Régisa Wargniera – monumentalna historia osadzona w realiach kolonialnego Wietnamu, która w 1993 roku zdobyła Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Jeśli myślicie, że już nic was w kinie nie wzruszy, dajcie tej zapomnianej perle dwie i pół godziny swojego życia. Łzy są gwarantowane.

Reklama
Reklama
Reklama