Reklama

Jej klientkami są aktorki, piosenkarki i bizneswoman z pierwszych stron gazet, ale też kobiety, które – jak mówi – „nie chcą wyglądać modnie, tylko pięknie”. Jakie odcienie będą na topie w tym sezonie? Czy w ogóle warto jeszcze mówić o trendach w klasycznym sensie? I dlaczego nie ma już czegoś takiego jak „odcień tylko dla młodych” albo „zimowa koloryzacja”? Czytajcie dalej.

Reklama

KAROLINA LICZBIŃSKA: Co będzie największym trendem w koloryzacji włosów w 2025 roku? Możesz wskazać trzy główne kierunki?

TRACEY CUNNINGHAM: Myślę, że ludzi naprawdę podekscytuje linia Vibrance od Schwarzkopf — daje mnóstwo możliwości kolorystycznych i łatwo się nią bawić. Możesz bez problemu zmienić odcień, a efekt jest świetny. Ale wiesz co? Mam wrażenie, że blondynki chcą być jeszcze bardziej blond, a brunetki coraz częściej wybierają coraz głębsze, ciemniejsze tony. Pracuję z aktorkami jak Riley Keough, Margaret Qualley, Aimee Lou Wood — uwielbiam ją! — i właśnie delikatnie przyciemniłam jej kolor.

Aimee Lou Wood
Getty Images Getty images/Theo Wargo / Staff

A czy istnieje coś takiego jak „antytrend” w koloryzacji? Coś dla osób, które niekoniecznie chcą iść za tym, co akurat viralowe na TikToku?

Trendy oczywiście są nieuniknione — ale ostatecznie, gdy siadasz na fotelu, zazwyczaj nie wybierasz czegoś tylko dlatego, że to modne. Wybierasz to, co pasuje do twojej cery, trybu życia. A jeśli ktoś prosi mnie o coś bardzo radykalnego, mówię: „OK, ale czy jesteś w stanie to utrzymać? Bo to oznacza wizyty co miesiąc.” Trzeba brać pod uwagę całość.

Jak zmieniło się postrzeganie luksusowej koloryzacji w ostatnich latach? Mieliśmy erę „old money blonde”, później „expensive brunette”… Co teraz?

Szczerze? To wszystko slogany. Potrzebujemy chwytliwych haseł, to się po prostu sprzedaje. Kiedy coś dostaje nazwę, od razu robi się pożądane, prawda? Pamiętam, jak pojawił się „tortoise shell blonde” — gdybyś serio miała skorupę żółwia na głowie, wyglądałoby to dziwnie. Ale brzmiało pięknie! Tak samo „expensive brunette” czy „old money blonde”. No i te wszystkie smakowite nazwy kolorów — honey, caramel, mushroom brunette… Uwielbiamy to.

A co z mitami dotyczącymi koloru włosów? Czy jest jakiś, który chciałabyś raz na zawsze obalić?

Wszystkie to mity! Kiedyś mieliśmy zasady, ale teraz? Nie ma żadnych zasad. Wyrzuciliśmy je do kosza. „Nie możesz mieć długich włosów po pięćdziesiątce”? Serio? Czasem widzisz w Los Angeles kobietę w crop topie, z najmodniejszą torebką i wyrzeźbioną sylwetką, myślisz, że ma trzydzieści lat, a ona się odwraca i... ma siedemdziesiąt. I to jest super.

Miałam kiedyś starszą klientkę, a mój asystent robił jej klasyczny „babciny” blowout w stylu królowej Elżbiety. Musiałam go odciągnąć na zaplecze i powiedzieć:: „Jeśli ktoś tu przychodzi, to nie po to, żeby wyglądać staro. Chce wyglądać świeżo, młodo. Ona nie czuje się na 60. Ona czuje się na 30.”

Zgadzam się – to wspaniałe, że granice wiekowe zaczynają się rozmywać, a kobiety nie są już „wygaszane”, tylko przeżywają swoje drugie kariery w Hollywood po pięćdziesiątce.

Dokładnie. Oglądałaś serial „Złotka”? One miały wtedy czterdzieści kilka lat. Teraz widzisz porównania typu „jak wyglądała czterdziestka w latach 70., a jak dziś”. I wklejają J.Lo i Cameron Diaz w te peruki i garsonki, żeby pokazać różnicę – to przezabawne.

Ale coś w tym jest, że włosy to nośnik pamięci, prawda? Przecież to nasze DNA. A duża zmiana fryzury może być takim duchowym rytuałem odnowy.

Wiesz co? Może masz rację! (do asystentki) Ogolimy ci dzisiaj głowę. (wszyscy wybuchają śmiechem) Żartuję, oczywiście.

No, to by była transformacja! A tak zupełnie poważnie — co byś poradziła komuś, kto myśli o dużej zmianie koloru w tym roku?

Reklama

Zastanów się, czy naprawdę tego chcesz. Idź do sklepu z perukami, przymierz kolor, który cię kusi. Idź do sklepu z perukami, przymierz, zobacz, jak się czujesz w nowym odcieniu. To znacznie łatwiejsze (i tańsze!) niż siedzenie osiem godzin u fryzjera, a potem płakanie, że to jednak nie to.

Reklama
Reklama
Reklama