Choć pogoda była trochę kapryśna, pierwszy dzień krakowskiego Coke Live Music Festival należał do bardzo udanych. Co zaskakujące, na scenie głównej i namiotowej wystąpili artyści młodzi wiekiem, ale z dojrzałą, muzyczną duszą.

Coke Live Music Festival 2013 zaingurował koncert Meli Koteluk, która w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaśpiewała na takich festiwalach jak Męskie Granie czy Jarocin. Żałujemy tylko, że występu Meli nie mogło zobaczyć więcej osób - pora była trochę zbyt wczesna. O 19.00 wystąpiła Monika Brodka - jak zawsze świetnie rozkręciła publiczność. Dwudziestosześciolatka nawet rzuciła się w tłum i śpiewała podtrzymywana przez fanów. 

Gdy już zrobiło się ciemno i przestało padać, na main stage'u pojawiło się gitarowe granie. Na pierwszy ogień poszedł szkocki (choć o bardzo amerykańskim charakterze) Biffy Clyro. Jednak wisienką na torcie był oczywiście Franz Ferdinand. Wiemy, że to nie był ich pierwszy występ w naszym kraju, wiemy również, że każdy ich koncert składa się głównie z tych samych hitów z dodatkiem kilku nowych kompozycji. Ale co z tego!? Za każdym razem od nowa zakochujemy się w tych sympatycznych chłopakach, a zwłaszcza w Alexie Kapranosie (i jego koszuli w neurony).

Na scenie namiotowej również było ciekawie. Fani Reginy Spektor zaskoczyli Amerykankę bardzo ciepłym przyjęciem, chociaż ich idolka zaczęła grać 20 minut po umówionym czasie.  

Z ciekawości poszliśmy na Dawida Podsiadło i nie był to zmarnowany czas. Wręcz przeciwnie, okazuje się, że raz na kilka lat wśród laureatów talent show można znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z nich jest właśnie Dawid. Nie usłyszeliśmy po prostu dobrze wyprodukowanych, popowych piosenek. Podsiadło sprawnie poruszał się pomiędzy klimatami muzycznymi. Było psychodelicznie i czasem progresywnie.

Coke Live Music Festival 2013: dzień 1 w GALERII >>>

Zobacz także:

Street Fashion - moda festiwalowa na Coke Live >>>

Coke Live Music Festival: dzień 2 >>