Gisele Bündchen hoduje kilka w Los Angeles – po prostu chodzą po ogrodzie jej rezydencji w Bel Air. Zdecydowała się na własne kury, żeby mieć świeże jajka dla swojej córeczki, ale potem okazało się, że wszyscy domownicy uwielbiają ich towarzystwo. Jennifer Aniston ma 17 sztuk, Julia Roberts – aż 20 i jednego koguta, Nicole Richie i Miley Cyrus po osiem. Oczywiście nie ilość jest najważniejsza – Kylie Jenner pokazuje się z jedną, białą silki, czyli kurą jedwabistą, o imieniu Eddie. I to wystarczy. Gdy kury weszły do rodziny Kardashianów, sieć luksusowych domów towarowych Neiman Marcus na liście prezentów przed ostatnią gwiazdką umieściła kurnik w stylu wersalskim – Le Petit Triagnon: kilka pomieszczeń, żyrandol, etażera do układania jaj. Isabella Rossellini ma farmę na Long Island, pół godziny drogi od Nowego Jorku, gdzie uprawia warzywa i hoduje zwierzęta. Ale tylko kurom poświęciła książkę „My Chicken and I” – „Moje kury i ja”. To zapis półrocznej obserwacji, od momentu dostarczenia na farmę pudła z 38 kurczakami, po ich wejście w dorosłość, czyli składanie jaj. I najciekawsze fakty o nich. 


Kura domowa jest jednym z najstarszych towarzyszy człowieka: jej kości znaleziono w egipskich piramidach i wykopaliskach w Indiach i Chinach. Kury są elokwentne. Do tej pory wyodrębniono 24 dźwięki, jakimi komunikują się w stadzie. Kwoka rozmawia z wysiadywanymi, jeszcze niewyklutymi pisklętami, a one porozumiewają się między sobą – ustalają wspólny termin rozbijania skorupek, mimo że każde jajo zostało zapłodnione w innym terminie. Kury przekazują sobie istotne informacje: gdy badanej grupie podawano zabarwione na niebiesko ziarna, po których ptaki czuły się źle, nie tylko szybko zaczęły je omijać, ale też poinformowały o trefnym ­towarze drugą grupę. Wysoka inteligencja kognitywna kur – czyli zdolność podejmowania decyzji i przewidywania ich skutków – jest wręcz zaskakująca.

W latach 60. XX wieku prof. Walter Mischel przeprowadził w przedszkolu przy Uniwersytecie Stanforda słynny „test pianki”, który posłużył do sformułowania teorii odroczonej gratyfikacji. Dzieciom ­dawano piankę marshmallow i informowano je, że jeżeli powstrzymają się przed zjedzeniem słodyczy przez pięć minut, dostaną drugą. Na nagrodę cierpliwie czekało 36 proc. przedszkolaków. Kiedy takiemu testowi poddano kurczęta, aż 90 proc. z nich zaczekało z jedzeniem, gdy zorientowały się, że dzięki temu dostaną podwójną porcję!


Robby Cyron najczęściej fotografuje modelki, gwiazdy ekranu, nagie kobiety i samochody. Kury rasowe poznał w 2013 roku przez Leona Tarasewicza, wybitnego malarza, wykładowcę ASP w Warszawie. – Do sesji z Edytą Zając, fotografowaną w kimonie, stylistka wymyśliła ujęcie z japońskimi kogutami – opowiada Robby. – Byłem tak nimi zafascynowany, że po pracy zacząłem robić zdjęcia tym ptakom. Wtedy dziewczyna, która je przyniosła, powiedziała, że skontaktuje mnie z ich właścicielem, prof. Tarasewiczem, który ma jedną z najlepszych hodowli ozdobnych kur i gołębi w Polsce. Spotkaliśmy się u ­niego w pracowni. Siedzimy w ogrodzie, gadamy i pijemy ­wino. I nagle patrzę, że białe gołębie, które chodzą sobie po trawie, rozkładają skrzydła – i te są różowe! To była zupełnie magiczna chwila: letni dzień, rozmowa o sztuce i te piękne ptaki, które chodziły wokół nas, wyraźnie domagając się, żeby je podziwiać. Pomyślałem, że sfotografuję kury tak jak gwiazdy – na podwyższeniu, żeby móc spojrzeć im w oczy, na czarnym tle, moim ulubionym, bo jest rzadko używane – i zrobię im całą wystawę. 

Robby Cyron, Leica Gallery, Gallus / mat. prasowe Leica Gallery


Tak powstał „Gallus I” i dwa lata później „Gallus II”: dwie artystyczne wystawy, które były już pokazywane w Warszawie, we Frankfurcie, w Paryżu i nadal krążą po świecie. Robby zrobił zdjęcia najpiękniejszym rasom. Jest sebrytka, która wygląda, jakby na co dzień chodziła w sukni Chanel: każde białe pióro ma czarną obwódkę. Wystylizowany białoczub holenderski: czarny, z białą grzywą, wygląda niczym Karl Lagerfeld. Trudny w hodowli, a przez to rzadki i drogi ayam ­cemani – ptak, który ma nie tylko czarne pióra, dziób i grzebień: jego kości, mięso i krew też są czarne. Jest jedwabista ­silka, którą Marco Polo w swoich dziennikach z podróży do Chin opisywał jako „kurę w kocim futerku”, a marynarze sprzedawali w Europie jako krzyżówkę kury i królika. Tytułowy gallus – złotopióry kogut z czarnym, metalicznie połyskującym ogonem – to samiec zielononóżki, rasy, którą w 1923 roku w świeżo odrodzonym państwie polskim ustalono jako ogólnopolską. Zielononóżka znosi najzdrowsze jaja świata: mają ­najmniejszą zawartość cholesterolu. Ale jest nieufna, kocha wolność i długie wędrówki – potrafi przemierzyć dziennie 10 kilometrów. Dlatego nie nadaje się do hodowli przemysłowej.


– Można wybrać sobie rasę kur ze względu na ich cechy ­fizyczne i psychiczne, tak jak robimy to z psami – mówi dr Monika Łukasiewicz, adiunkt Wydziału Nauki o Zwierzętach warszawskiej SGGW. – Ja lubię te łagodne: jedwabiste czy japońskie ohiki, które łatwo się oswajają. Wiadomo, że bojowce będą z reguły bardziej zadziorne, ale są i inne prawidłowości: ptaki o żółtym, krogulczym ubarwieniu są agresywniejsze. Wszystkie kury podnieca kolor czerwony i widok krwi, dlatego potrafią zadziobać rannego ptaka. Każda kura ma indywidualny charakter. A w stadzie, bo kury są zwierzętami stadnymi, bardzo socjalnymi, rozróżniają i zapamiętują do stu osobników i ich miejsce w hierarchii – mówi Monika Łukasiewicz. O kurach wie wszystko. Wychowywała się z nimi – jest córką hodowcy ptaków ozdobnych – dla nich postanowiła zdawać na SGGW, im poświęcić naukową karierę. Nie jest zwolenniczką trzymania kur w mieszkaniu. Kura w ogrzewanym pomieszczeniu traci pióra i humor: nie może grzebać w ziemi, kąpać się w piasku i dziobać w trawie. Pomijając świeże jaja, czy zajmowanie się kurą daje człowiekowi przyjemność? – Z kurami można mieć naprawdę bliską relację – odpowiada pani doktor. – Jeśli się zdobędzie ich zaufanie, można uczestniczyć w ich życiu, być dopuszczonym do tak intymnych zachowań jak opieka nad świeżo wyklutymi pisklętami. Czasami jeżdżę ze ­swoimi kurami do przedszkoli, szkół czy szpitali, bo kura jest jednym z nielicznych ptaków, które dzieci mogą poznać, ­obejrzeć z bliska, dotknąć. Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju. Mówimy „kurza ślepota”, mimo że większość ptaków dobrze widzi o zmierzchu. Kura domowa to synonim kobiety bez większych aspiracji, wręcz zaniedbanej, a kwoka – nadopiekuńczej matki, mimo że kury nie ograniczają samodzielności swoich dzieci. Uważamy, że są głupie i odnosimy się do nich z pogardą. – Dlaczego kury mają taki kiepski PR? – pytam dr Łuka­sie­wicz. Odpowiada: – Bo nigdy się im za bardzo nie przyglądaliśmy. Nigdy nie zastanawialiśmy się, jakie naprawdę są. Może dlatego, że zawsze były blisko?