Kobieta pod krawatem już nas nie dziwi, natomiast mężczyźni w spódnicach wciąż jeszcze są kuriozum. Billy Porter czy Harry Styles udowadniają wprawdzie, że sztywne ramy “męskości” są tylko złudzeniem. Ale chyba minie jeszcze trochę czasu zanim w sklepach zniosą podział na dział damski i męski. Gdyby jednak nasza pamięć nie była tak dziurawa, pamiętaliśmy, że jeszcze całkiem niedawno spodnie były ostatnią rzeczą, jaką założyłaby kobieta, a szpilki stanowiły właściwie atrybut męski. Moda nie zna prostego, binarnego podziału i historia niektórych elementów ubioru dobitnie to potwierdza. Które ubrania zmieniły lub zatraciły swoją pierwotną przynależność płciową?

Billy Porter podczas gali rozdania Oscarów w 2020 roku

Demoralizacja ma dwie nogawki

Wyobrażacie sobie, że w upalny dzień nie możecie wskoczyć w swoje ukochane shorty. Albo, że wyjście w waszym ulubionym garniturze do pracy mogłoby przyciągnąć gapiów i wywołać skandal. No cóż gdyby nie pewne cztery kobiety, to byłaby nasza dzisiejsza rzeczywistość, a frazeologizm „kto nosi w domu spodnie” niestety wciąż miałby rację bytu. Jako pierwsza o wpisanie spodni w kanon damskiej garderoby zaciekle walczyła w drugiej połowie XIX wieku Amelia Bloomer. Wcześniej ten element stroju był akceptowany u kobiet tylko pod postacią bieliźnianych pantaletów złożonych z dwóch osobnych nogawek i zakładanych pod nieco krótsze suknie. Bloomer – działaczka ruchu kobiecego i wydawczyni pisma „The Lily” – pragnęła, uwolnić kobiety z modnego wówczas stroju, składającego się z wielu warstw ciężkich halek i niezwykle ciasnych staników. Zaczęła więc nosić się na modłę turecką, pod krótką tunikę z baskinką wkładała spodnie o baloniastych nogawkach. I nie zawahała się tym strojem pochwalić wszem i wobec w swojej gazecie. Nakład gwałtownie wzrósł, a w prasie zaczęły pojawiać się karykatury wyśmiewające nową modę. Wkrótce Bloomer uznano za synonim kobiety zdemoralizowanej i została potępiona przez opinię publiczną.

Jednak mimo to praktyczny strój znalazł wiele wielbicielek i kobiece spodnie zaczęły wpisywać się w miejski krajobraz.

Później swoje trzy grosze dorzuciła Coco Chanel. W latach 20. jej plażowym piżamom udało się przebić do mainstreamu i w ten sposób luźne, wykonane z miękkich tkanin spodnie damskie zostały społecznie zaakceptowane w niektórych nieformalnych sytuacjach towarzyskich. Jednak decydujący krok wykonały dopiero w następnej dekadzie dwie hollywoodzkie aktorki – Marlene Dietrich i Katharine Hepburn. Ta pierwsza zasłynęła szokującym ekranowym lookiem. Pozaekranowym zresztą też. Dietrich, przedstawicielka berlińskiej dekadencji, udowodniła Ameryce, że kobieta może, a nawet powinna nosić smoking wraz ze wszystkimi akcesoriami. Kobiety w USA nie były jeszcze gotowe na pełen męski rynsztunek, ale zachwyt dotąd niedostępnym krojem spodni zdecydowanie im się udzielił. Aktorka zapoczątkowała modę na spodnie typu „slacks” – ze sztywniejszych materiałów, dopasowane w talii, z szerokimi nogawkami i mankietami. Był to wciąż jeszcze strój nieformalny, ale już na stałe zagościł w kobiecych szafach.

Marlene Dietrich na planie filmu "Manpower"

Jego wielbicielką była chociażby wspomniana już Katherine Hepburn, która również przyczyniła się do wzrostu popularności tej części garderoby. Choć głośno wypowiadała swoje feministyczne poglądy, zamiłowanie aktorki do spodni było odbierane nie jako wyraz buntu, ale chęć podkreślenia sportowej sylwetki. A taki argument łatwiej było przełknąć opinii publicznej. Gdy nadeszła II wojna światowa funkcjonalność spodni okazała się zbawienna i ich notowania znacznie podskoczyły.

Katherine Hepburn w spodniach tupu "slacks"

Gdzie się podziały tamte spódniczki?

A kiedy wzrosły notowania męskich spódnic? Po latach zapomnienia, całkiem niedawno. W 2013 roku Jonathan Anderson ubrał swoich modeli w falbaniaste krótkie spodenki do złudzenia przypominające mini. Pełny przewiew między nogami z powodzeniem wprowadził jednak dopiero Thom Browne. Męskie spódnice pojawiają się w jego kolekcjach od 2018 roku i ostatnio, jak obwieścił raport portalu Lyst, wdrapały się wreszcie na szczyt listy najgorętszych trendów 2021 roku. Wcześniej równouprawnienie tej części garderoby nieskutecznie próbował wywalczyć Jean-Paul Gaultier, ale widocznie lata 80. nie były dość podatnym gruntem na tego typu eksperymenty. Francuski projektant zdołał zainspirować tylko niektórych kolegów po fachu, ale ulica pozostała niewzruszona.

Kolekcja Jean-Paul Gaultier

Thom Browne Menswear Spring/Summer 2018

A przecież męska spódnica nie jest wcale wielkim odkryciem XX wieku. Z jej funkcjonalności korzystali chociażby nasi starożytni przodkowie. Zjawisko zapisało się w historii mody na tyle mocno, że w 2003 roku MET było w stanie zrobić z niego całą wystawę. Tytuł dość znaczący: „Bravehearts: Men In Skirts”. Poza tym, chyba każdy oglądał „Gladiatora”? Krótkie spódniczki pozwalały żołnierzom osiągać większą szybkość podczas walki i były oznaką hipermęskości. Podobnie jak szkocki kilt. Ten po raz pierwszy uszyto prawdopodobnie w XVIII wieku, jako funkcjonalne zastępstwo dla nieporęcznych tartanowych peleryn. Spódnica w charakterystyczną kratę stała się od tego momentu ważnym elementem tradycji regionu Highlands i jest normalną częścią krajobrazu na szkockich ślubach. Przykładów jest jednak więcej. Chociażby męski strój domowy banyan, również XVIII-wieczne odkrycie i efekt europejskiego zachwytu kulturą Azji. Szyto go z ozdobnych tkanin i krojono na kształt szerokiej sukni. Ten prototyp dzisiejszego szlafroka był symbolem wysokiego statusu społecznego oraz intelektualizmu. Nic dziwnego, że ówcześni mężczyźni chętnie pozowali w nich do portretów. Tym bardziej zaskakuje, że jeden z materialnych wyznaczników męskiej siły został skazany na tak długą banicję. Jednak patrząc na okładkę Vogue'a z Harrym Stylesem z grudnia zeszłego roku, można spokojnie stwierdzić, że spódnica już powróciła. W pięknym stylu i w bardzo unisexowym wymiarze.

Piękność męskich nóg

Co poniektórzy wciąż uznają wysokie obcasy za nieodłączny atrybut kobiecości. Ciekawe, co by powiedzieli na fakt, że ich pierwszymi właścicielami byli mężczyźni. Na początku perscy wojownicy, którym wyższe buty pozwalały lepiej utrzymać się w strzemionach podczas walki. Później francuscy arystokraci, a w tym Ludwik XIV. Najpierw obcasy mierzyły skromne 5 cm, by następnie znacznie zwiększyć swoją wysokość. Były przy tym na tyle niepraktyczne, że stały się wyznacznikiem klasy próżniaczej. Tu należy zaznaczyć, że w XVII wieku kobiety próbowały ubierać obcasy, ale społeczeństwo uznało, że noszenie się „po męsku” jest zbyt kontrowersyjne i nie przystoi tzw. płci pięknej. Dopiero następne stulecie przyniosło zmiany społeczne i damska część dworu mogła bez przeszkód dodać sobie kilka dobrych centymetrów.

Jeśli spojrzymy na jeden z wizerunków Ludwika XIV, oprócz obcasów znajdziemy też inną część garderoby, z którą dziś mężczyznom raczej po drodze nie jest. Pończochy weszły do męskiej mody już w średniowieczu, początkowo pod postacią nogawic, które przywiązywano do pasa sznureczkami. Były wykonane z aksamitu czy jedwabiu i nie pozostawiały zbyt wiele pola do wyobraźni. W ten sposób mężczyźni mogli pochwalić się swoimi zgrabnymi łydkami. Żeby jeszcze mocniej wywrócić stereotypowy męski wizerunek, wspomnę, że w XVI wieku pod kolanem zaczęto zawiązywać tasiemki, które miały utrzymać pończochy na miejscu. Pierwowzór dzisiejszych podwiązek. A gdzie w tym wszystkim kobiety? Jako pierwsza pończochy odważyła się ubrać Elżbieta I, ale tylko ona był tego świadoma, ponieważ pozostawały skryte pod długimi rozłożystymi sukniami. Zresztą w tamtych czasach nikt nie przyjmował do świadomości, że kobiety w ogóle mają nogi. W wieku XVIII na pończochach pojawiły się śmielsze ozdobniki i dopiero w tym czasie zaczęto je uważać za bardziej damski atrybut.

Przyszłość jest unisexem

T-shirt, który wszyscy dziś mamy w szafie i nie wyobrażamy sobie bez niego życia, jeszcze do lat 50. był elementem wyłącznie męskiej bielizny.

Zakładany pod koszulę przez żołnierzy miał prawo ujrzeć światło dzienne jedynie w koszarach. Rewolucję podkoszulkową spowodowali idole buntowniczego pokolenia – Marlon Brando i James Dean, a wkrótce do tego bawełnianego basicu dopuszczono także kobiety.

Marlon Brando w filmie "The Wild One"

Całe szczęście, bo ta część garderoby to podstawowy element zapoczątkowanej w latach 80. unisexowej mody, bez której nasze życie wyglądałoby dziś całkiem inaczej. Bokserki od Calvina Kleina, Levi’s 501, trampki Converse czy wspomniany T-shirt stały się mundurkiem ówczesnych minimalistów bez względu na płeć.

Street Style - Paris Fashion Week - Haute Couture Fall/Winter 2021/2022

Były początkiem tego co dziś uznajemy za „zwyczajne” i mocnym krokiem w stronę mody ujednoliconej. Współcześnie trendy ewoluują bardzo szybko, a my równie szybko przyzwyczajamy się i bardzo łatwo zapominamy. Może za 10 lat na ulicach będzie pełno mężczyzn w spódnicach i nikomu do głowy nie przyjdzie, że kiedyś było inaczej. Otwarta głowa to podstawa.