Zofia Kierner: „Młode Polki według badań Światowej Organizacji Zdrowia są praktycznie na ostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o pewność siebie” [WYWIAD]
Wśród dziewczynek nie kształci się woli walki. Kobiety mają dziś trochę więcej odwagi, żeby mówić głośno, czego chcą, ale nadal brakuje im pewności siebie. Tak uważają Wiktoria Nowak i Zofia Kierner, aktywistki, ekspertki i liderki, które swoje działania społeczne oparły na wsparciu młodych kobiet.

- Agata Jankowska
Czy to prawda, że dziewczyny z pokolenia Z są roszczeniowe i bezczelne?
ZOFIA KIERNER: Łatwo i wygodnie wrzucić nas do jednego worka stereotypów. A młode Polki według badań Światowej Organizacji Zdrowia są praktycznie na ostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o pewność siebie. Jesteśmy świetnie wyedukowane, co pokazuje np. raport Eurostatu, według którego w naszym kraju 56 proc. kobiet ma wykształcenie wyższe, a mężczyzn – 37, ale niestety brakuje nam pewności, by opowiadać dużymi literami o sobie i swoich sukcesach.
WIKTORIA NOWAK: Może i mamy trochę więcej odwagi, żeby mówić głośno, czego chcemy, ale to prawda – nadal brakuje nam pewności siebie. Młode kobiety coraz częściej szukają odpowiedzi na pytania, jak, gdzie i kiedy zacząć budować swoją niezależność finansową i zawodową, ale jednocześnie często są pozostawiane same sobie i odczuwają ogromną presję. Cieszy mnie, że nabieramy sił i zaczynamy głośno zabierać głos. To świadczy o tym, że jako społeczność obywatelska kobiet radzimy sobie coraz lepiej, jednak przed nami nadal długa droga.
Z czego ta niepewność wynika?
WIKTORIA: My Polki ciągle jesteśmy wychowywane w patriarchalnym systemie. Wszystkie badania pokazują, że czas dziewczynek jest mniej cenny niż chłopców, co potem przekłada się na rynek pracy. Raport Oxfamu donosi, że kobiety na całym świecie wykonują ponad 12,5 miliarda godzin nieodpłatnej pracy dziennie. To przy minimalnym wynagrodzeniu oznaczałoby 10,8 biliona dolarów „darmowego” wkładu w gospodarkę. A to powoduje, że już w młodości nie rozwijamy marzeń. Nie zapomnę SMS-a od dziewczyny z Kętrzyna, która napisała do mnie, że dopóki nie posłuchała, o czym mówimy w fundacji, była pewna, że czeka ją jeden scenariusz życia: zostanie w rodzinnym miasteczku, znajdzie męża, urodzi dzieci i będzie prowadzić dom. Dzięki temu, że na nas trafiła, zaczęła myśleć o tym, że istnieją alternatywne perspektywy przyszłości. Jedno przypadkowe spotkanie sprawiło, że zaczęła marzyć i wierzyć, że ma wpływ na swoje życie. A ile dziewczynek nie doświadczy takiej sytuacji?
ZOFIA: Wystarczy spojrzeć, jak wygląda nasz system edukacji. Wywołanie do tablicy w Polsce, czyli oddanie głosu na forum klasy, jest np. karą za przeszkadzanie nauczycielowi. Ja uczyłam się w Phillips Exeter Academy w New Hampshire w USA, według Niche jest to liceum numer jeden na świecie. Ukończył je m.in. Mark Zuckerberg i kilku amerykańskich senatorów. Jest tam wykorzystywany system Harknessa, czyli metoda nauczania oparta na dyskusji. Na każdych zajęciach – czy to z matematyki, czy z historii – siedzieliśmy przy okrągłym stole i przez całą godzinę rozmawialiśmy, a nauczyciel moderował dyskusję. To pokazuje i dziewczynkom, i chłopcom, że ich głos i opinia mają wartość.
WIKTORIA: Tymczasem kobiety do dyskusji wciąż zaprasza się nie po to, żeby usłyszeć merytoryczną perspektywę, ale żeby ocieplić wizerunek i zagrać kartą pozornej poprawności. Ostatnio podczas głośnego wydarzenia brałam udział w panelu dyskusyjnym o tym, czego zetki oczekują, wchodząc na rynek pracy. Wśród prelegentów było czterech panów po 40. roku życia – każdy z imponującym dorobkiem, zaprezentowany z nazwiska i stanowiska. Mnie przedstawiono na końcu, z komentarzem, że jestem najmłodsza w gronie. Uśmiechnęłam się tylko i odpowiedziałam, że wierzę, iż zaproszono mnie nie ze względu na wiek, lecz dlatego, że mogę wnieść konkretną wartość merytoryczną do tej dyskusji. Oklaski rozniosły się po sali.
Obie jesteście młode i osiągnęłyście sukces, którego mogą pozazdrościć Wam doświadczeni i dorośli liderzy i liderki. Jak zaczęła się Wasza przygoda w biznesie?
WIKTORIA: Przyjechałam do Warszawy z Koszalina. Stolica otworzyła przede mną wiele drzwi. Na Campusie Polska Przyszłości poznałam cudowne młode kobiety. Spontanicznie nagrałyśmy spot: „Dziewczyny na wybory”. Nawiasem mówiąc, wszystkie noc wcześniej się bawiłyśmy, więc rano mocno kalkulowałam, czy na te nagrywki w ogóle wstawać (śmiech). Dobrze, że to zrobiłam, bo dzięki temu rozpoczęłam swoją najpiękniejszą przygodę życia. Tak powstało stowarzyszenie Dziewczyny na Wybory, które dotarło do milionów osób w Polsce i zrobiło już cztery kampanie profrekwencyjne. Drugi krok to projekt GenBoost. Powstał w odpowiedzi na to, że „nic o nas bez nas”. Permanentnie mówi się o młodych ludziach szybko i głośno, rzuca się przymiotnikami na ich temat bez ich udziału. Dzięki GenBoost młodzi ludzie mówią o swoim pokoleniu w najważniejszych firmach w tym kraju.
ZOFIA: Miałam 14 lat, kiedy założyłam fundację Girls Future Ready z celem wsparcia edukacyjnego i profesjonalnego młodych kobiet – najpierw w Polsce, a teraz już w Europie Środkowo-Wschodniej. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem standardowym przykładem z naszego pokolenia. Miałam sześć lat, kiedy wyjechałam z rodziną najpierw do Finlandii, a potem do USA. Korzystałam z najlepszych systemów edukacji na świecie i chciałam przywieźć trochę tych metod i umiejętności młodym Polkom. Otworzyłam sześć globalnych programów. Teraz, czyli siedem lat później, Girls Future Ready wsparło ponad 90 tysięcy młodych kobiet. Nasi partnerzy to m.in. takie międzynarodowe marki jak Roche, Boston Consulting Group, Marriott, Air France, KLM, Swarovski, Klarna. Słowem: świat jest gotów, by wesprzeć kobiety. Teraz my musimy uwierzyć w siebie.


Przed nami implementacja unijnej dyrektywy Women on Board, której celem jest zapewnienie zrównoważonej reprezentacji kobiet i mężczyzn wśród dyrektorów spółek giełdowych i skarbu państwa. Co myślicie o tworzeniu parytetów?
WIKTORIA: Trudno mi uwierzyć, że ci, którym obecny układ daje komfort i uprzywilejowaną pozycję, sami z siebie zdecydują się ustąpić miejsca. A niestety, żeby przy stole znalazło się więcej kobiet, często potrzeba właśnie tego symbolicznego kroku w tył. Dlatego uważam, że na tym etapie konkretne, legislacyjne rozwiązania i twarde wytyczne są uzasadnione i potrzebne. Ale też wiem, że same przepisy nie wystarczą – niezbędna jest zmiana kultury, świadomości i realna wola otwierania przestrzeni dla różnorodności. W Polsce rzadko widać siłę siostrzeństwa. My jako kobiety nie pomagamy sobie nawzajem, no chyba że się wkurzymy, to potrafimy się zjednoczyć i wyjść na ulice tak jak podczas czarnych protestów. Szkoda, że tej pary nie wystarcza na codzienne siostrzane wsparcie. Te z nas, które dojdą wysoko, nie podają ręki koleżankom i nie wciągają ich na górę. Skoro musiałyśmy rozpychać się łokciami, to boimy się, że kolejna kobieta będzie konkurencją, wyprzedzi nas. Ale pamiętajmy – na szczycie sukcesu jest samotnie, dlatego warto zabrać z sobą koleżanki.
ZOFIA: Tortu sukcesu naprawdę wystarczy dla nas wszystkich. Jeśli chodzi o parytety, wierzę w siłę merytoryki. Jeśli Polki nabędą konkretne umiejętności, nauczą się opowiadać o sobie dużymi literami, uwierzą w siebie, koniec końców zwyciężą kompetencje. Nie mam cienia wątpliwości, że wśród pracowniczek każdej firmy są wyśmienicie przygotowane przyszłe kierowniczki. Tylko same muszą poczuć, że są gotowe, i uwierzyć w swoją siłę. Nikt ich w tłumie nie znajdzie.
Może boimy się oceny… Jakie stereotypy mogą spotkać młode kobiety w biznesie?
ZOFIA: Kilka tygodni temu podczas panelu na konferencji w Polsce zostałam zapytana, czy mój wiek i płeć przeszkadzają mi w pracy. Czułam to, kiedy zakładałam fundację i miałam 14 lat. Wtedy spotykałam się z pytaniami w stylu: „Mieliśmy umówione spotkanie z prezesem fundacji, a kim pani jest?”. Dziś obserwuję, jak coraz więcej mówi się o młodych ludziach, którzy są ambitni i chcą działać. Widzę pozytywną zmianę w podejściu do wspierania młodego pokolenia i ich pomysłów. Przykładem jest program fundacji Youth Advisory Board, który tworzy rady doradcze dla firm w Europie, wspierając je w podejmowaniu decyzji dotyczących młodych pracowników i klientów – w obszarach takich jak marketing, rekrutacja czy employer branding. Przy tych stołach głos młodych jest szanowany i potrzebny, bo firmy wiedzą, że jeśli nie zaczną się zmieniać już dziś – zgodnie z potrzebami przyszłych pracowników i klientów, którzy już w 2030 roku będą stanowić 30 proc. rynku pracy w Polsce – zostaną w tyle.
WIKTORIA: GenBoost robię z Grześkiem, rewelacyjnym specjalistą, ale przy okazji dwumetrowym 50 -latkiem. Zdarzało się, że gdy wchodziliśmy do firmy na spotkanie, to on był autorytetem, nie ja. Zajęło mi trochę czasu, żeby wypracować swoją pozycję i zostać potraktowaną jak równoprawna partnerka. Rok temu zaczęłam prowadzić spotkania bez Grześka. Gdy wchodziłam sama do sali, słyszałam: „A gdzie jest szkoleniowiec?”.
Co robić, gdy ktoś potraktuje cię lekceważąco ze względu na wiek i płeć?
ZOFIA: Wtedy masz pięć minut, żeby merytorycznie udowodnić, że warto cię słuchać.
WIKTORIA: Często czuję ciężar tego, że moje wypowiedzi będą bardziej oceniane, skrupulatnie rozważane i podważane. Ale w młodości jest wielka siła. Jakiś czas temu brałam udział w debacie na temat regulacji przepisów dotyczących spożywania alkoholu przez nieletnich. Była pani ministra, kilkoro urzędników, decydentów i 17-letnia uczennica z niewielkiego miasteczka. Padały wyważone, oczywiście mądre zdania, które ostatecznie często nic nie znaczyły. W którymś momencie ta młoda dziewczyna powiedziała coś w stylu: „Pani minister, ja bym chciała, żeby pani przestała interesować się tym, czy widać w szkole mój pępek, a zajęła się tym, że moi koledzy i koleżanki biorą na przerwach w kiblu xanax i popijają go wódką”. Ja aż podskoczyłam. Jej odwaga przekierowuje dyskusję na właściwy tor. To było właśnie coś, czego ten okrągły stół potrzebował. Na koniec wyściskałam tę dziewczynę, jej słowa były tak mocne, że ruszyły każdego.
Został tu poruszony ważny temat wyglądu. Kobiety, zresztą bez względu na wiek, są oceniane pod względem urody. Czy pokolenie Z spotyka się z seksistowskimi komentarzami?
WIKTORIA: Takie komentarze to nie kwestia pokoleń. Słyszymy je ciągle. Pierwszy raz zetknęłam się z tym w liceum, kiedy kandydowałam do szkolnego samorządu. Jacyś uczniowie zrobili najprawdopodobniej głupi kawał i stworzyli plakat, na którym stał aktor porno z przerobionymi moimi postulatami. Okropnie się wtedy poczułam, uderzyło to w jakiś sposób w moją rozwijającą się wtedy kobiecość. Różowa bańka pękła, zrozumiałam trudną lekcję życia: jeśli wystawiasz nos wyżej niż inni, płacisz za to wysoką cenę. Wtedy jedna nauczycielka i pan woźny okazali mi wielkie wsparcie. Nie bez wahania, ale zdecydowałam, że się nie dam. I wygrałam te wybory. Wtedy uświadomiłam sobie, że skoro do takich rzeczy dochodzi na poziomie wyborów w liceum, co dopiero musi się dziać na wyższych szczeblach kariery. I zadałam sobie pytanie, co się wydarzy, jak w takim krytycznym momencie nie otrzymasz żadnego wsparcia.
Jednak nie każda dziewczyna znajdzie w sobie siłę, żeby raz po raz walić głową w szklany sufit.
ZOFIA: Obserwuję, że w Polsce mamy negatywne nastawienie do porażek. Jeśli pięć razy usłyszymy „nie”, wiele nie zaryzykuje po raz szósty. Uznamy: „Próbowałam, nie wyszło – trudno”. A my w GFR uczymy młode kobiety, że kilka odmów to dopiero początek. „Don’t give up” nie powinno być tylko sloganem na plakacie. Po trzech latach w Dolinie Krzemowej widzę, że tam kultura popełniania błędów i doświadczania porażek jest wręcz celebrowana! Jeśli dzieli cię 10 odmów od osiągnięcia konkretnego celu – pierwszego klienta, nowej pracy czy innego
marzenia – to tym bardziej warto jak najszybciej przejść przez te 10 „nie”, żeby w końcu dojść do tego jedenastego „tak”.
WIKTORIA: Znowu dotykamy stereotypów. Dziewczynki nie mogą być zbyt nachalne, zbyt głośne i zbyt uparte. Nie da się takim przekazem zbudować odporności na porażkę, a tego nie tylko kobietom, ale w ogóle Polakom brakuje. Mamy też problem z celebrowaniem swoich sukcesów. Nawet jeśli zdobędziemy założony cel, umniejszamy sobie, mówimy: „Udało mi się, gdyby nie inni, nie byłoby nic”. Albo zakładamy, że sukces to standard. Sama mam z tym problem. Jeśli osiągnę cel, to norma, bo tak miało być. Gdybym to się nie wydarzyło, to byłaby porażka. Pracuję nad tym, żeby doceniać samą siebie.
Mówi się, że pokolenie Z, nauczone błędami rodziców, przykłada większą wagę do zachowania równowagi między życiem zawodowym i prywatnym.
WIKTORIA: Wierzę w life balance, ale nie w work-life balance. Nie ma szans, żeby każdy dzień był idealnie zrównoważony. Nie wyobrażam sobie, że o 17.00 zamykam laptopa. Do niedawna byłam pewna, że jestem niezniszczalna. Ale kilka miesięcy temu otarłam się o coś, co nazwałabym bezlitosnym uświadomieniem mi, że jednak tak nie jest. Organizm dał mi ostrzeżenie: „Zwolnij, odpuść”. Posłuchałam. Już wiem, że mam swoje granice. Jest to lekcja, którą każda z nas powinna odrobić, bo jak nie zadbamy o siebie, to nie uratujemy nikogo. Ale trudno jest mi sobie wyobrazić, że nie wykorzystuję tego czasu, gdy mam najwięcej energii, pomysłów, zapału do pracy, a jednocześnie najmniej odpowiedzialności, obowiązków rodzinnych. Lubię ten moment w swoim życiu. Tym bardziej, że nasza działalność wynika z głębszych wartości, a to sprawia, że motywacja jest ogromna.
Potraficie jednym zdaniem podsumować swoją
misję zawodową?
WIKTORIA: Chair at the table. Aktywne uczestnictwo w dyskusjach i podejmowaniu decyzji.
ZOFIA: Czuję się jak architektka mostów – tych między Polską a USA i tych między pokoleniami kobiet. Bo bez odważnych, dobrze skonstruowanych mostów nie zbudujemy nowoczesnej Polski.

